Oyama nie mial wyboru w swoim odosobnieniu. Medytacje w samotnosci sa raczej czescia kultury dalekowschodniej niz patentem na zostanie swietnym wojownikiem.
A swoje metody treningowe przyplacil ciezkim kalectwem, pod koniec zycia byl wrakiem czlowieka (rece). Zreszta jak i jego nasladowcy. Wiec powrot do tego bylby absurdem.
Od tego czasu minelo jakies 50 lat i metodyka treningu poszla w gore, w stopniu dla czasow Oyamy niewyobrazalnym.
Najgorsza rzecz w kyoskushin nie wiem, czy we wszystkich odlamach - jest wlasnie kiepska metodyka. Jej elementem jest rowniez tworzenie nawykow ruchowych, w tym kreuja je takze kata, ktore nie tylko nie pomagaja w walce, ale generalnie tworza fatalne nawyki (ilez mniej tragedii i ciezkich nakautow byloby, gdyby sie uczylo po prostu trzymac ludzi karate, porzadna bokserska, albo tajbokserska garde?!) Tworza z ludzi z kyokushin zawodnikow jednowymiarowych, majacych bardzo male szanse z marszu zawalczenia, na innych niz swoje zasadach.
To jest jakby sprzeczne z idea Oyamy.
Na szczescie to sie zmienilo i np. na zajecia zaprasza sie od jakiegos czasu takze trenerow boksu, niektorzy bjj
Dzis Oyama gdyby byl konsekwetny szukalby formuly zblizonej do mma.
Pozdrawiam
K_P
PS. Jak prowadzilem mma z elementami boksu tajskiego, to po roku ludzie nieźle boksowali i kopali, plus mieli jakies pojecie o obalaniu i parterze. Po roku czasu w sekcji kyokushin ludzie prawie nic nie potrafia.