Napisano Ponad rok temu
Re: KONFRONTACJE MIĘDZYSTYLOWE.
Nigdy nie szczegolnie wielkim fanem nieomylnych autorytetow, nigdy wiec nie bylem specjalnym fanem dawnej kultury japonskiej. Cos niecos jednak o niej poczytalem i z tego co przeczytalem wylania mi sie obraz kultury w ktorej bardzo istotna role pelnily zawsze wiezy rodzinne. Spoleczenstwo ktore ja sobie wyobrazam, ze tam istnialo tym rozni sie od, powiedzmy, wspolczesnego spoleczenstwa amerykanskiego, ze pojedynczy czlowiek poza swoja rodzina praktycznie nie istnial i wlasnych, calkowicie odrebnych decyzji, ktore dotyczyc mogly tylko jego i nikogo wiecej w zasadzie nie podejmowal. Jesli gdzies trenowal, to raczej z polecenia, z powodu powiazania rodzinna tradycja siegajaca wstecz paru pokolen, albo z powodu slawy danej szkoly czy nauczyciela na okreslonym terenie, czy po prostu trenowal w ramach wlasnej blizszej lub dalszej rodziny.
Wyobrazam sobie taka sytuacje: jestem mieszkancem takiej dawnej Japonii i powiedzmy prowadze jakis sredni interes typu hurtowy handel koszami. No i mam syna. Kiedy syn ma 10 lat dochodze do wniosku, ze dobrze by bylo wyuczyc go czegos co go uksztaltuje i zwracam sie do kuzynow i przyjaciol z pytaniem, czy nie znaja jakiegos dobrego nauczyciela. Wszyscy mi zgodnie polecaja pana X. Wielu znanych mi mezczyzn poslalo do niego swoich synow, wszyscy sa zadowoleni, a w dodatku ojciec pana X spokrewniony jest z bratem zony brata mojego ojca, co jest dodatkowym atutem w zasadzie nie do odparcia.
No wiec udaje sie do osoby, ktora zna kogos kto zna pana X i po kilku wizytach na ktorych omawiam wspolczesne uwarunkowania handlu koszami dochodze do sedna. Ta osoba kontaktuje mnie z osoba, ktora sama zna pana X bezposrednio i po 6 miesiacach dochodzi do osobistego spotkania w wyniku ktorego, niejako mimochodem ustalamy, ze jest mozliwe, aby pan X mojego syna obejrzal i ewentualnie zdecydowal, czy sie nada. Po dalszych 6 miesiacach godzimy sie, ze sie nada i ustalamy ile bedzie wynosic koszt nauki i jak ta nauka ma przebiegac. Czyli czy szczeniak ma mieszkac na terenie szkoly, czy bedzie dojezdzal, czy bedzie tam na terenie dla mistrza wykonywal jakies prace, co ma miec ze soba jak przyjdzie po raz pierwszy itd. Ustalamy to wszystko, syn sie uczy rok albo trzy, a znajomi i kuzyni przy herbatce i partyjce chinczyka uprzejmie zagaduja mnie o jego postepy. Na co ja odpowiadam, ze oczywiscie sa, ale oczywiscie gdziez mu tam do postepow ich wlasnych synow i tak to sie toczy dzien po dniu uprzejma konwersacja,a ja place mistrzowi gruba kase.
Az ktoregos dnia przychodzi do mnie jakis przestraszony malolat w wieku mojego syna i przynosi list od mistrza X.
"Z przykroscia uprzejmie zawiadamiam, ze z powodu kontaktowosci i realnosci naszej szkoly syn Panski zostal zabity na treningu. Cialo moze zostac odebrane w dniu jutrzejszym w godzinach popoludniowych. Oplata za kolejne miesiace nie musi byc wnoszona. Lacze wyrazy szacunku, Pan X".
Jade do mistrza, odbieram cialo, organizuje pogrzeb, na ktory zapraszam cala rodzine, kuzynow i przyjaciol co mi mistrza polecili, odwalam zwyczajowa zalobe po czym zapominam o sprawie. Po roku ktos z krewnych mnie zagaduje, czy nie znam jakiegos mistrza sztuki walki, bo on ma wlasnie syna 8 letniego i chcialby szczyla gdzies zapisac, zeby go ulozyli i przy okazji podszkolili troche. W odpowiedzi mowie tak:
- no znam takiego mistrza. Nazywa sie X. Niesamowita szkola. Ty wiesz jak oni sie tam nasuwaja..? Czlowieku, mojego Jaska pamietasz?
- tego malego? No co mam nie pamietac.. A co?
- No to jego tam na treningu to czlowieku zabili normalnie. Tak kontaktowo jest. I realnie..
- TEgo twojego syna tego JAska malego?
- tego samego. Stary, jaki mistrz.. Tluka sie ze mucha nie siada. Chlopak mial czaszke w trzech miejscach peknieta, takie zaczepiste techniki
- e..to ekstra szkola.. A drogo biora?
- no tanie to to nie jest. Ale nie ma sciemy. Zadne tam balety tylko normalne zabojcze karate w gardlo i takie takie
- to chyba i ja swojego Jozka zapisze tam..
- zapisz zapisz. Naprawde warto
- dobra stary. Dzieki, ze mi powiedziales. Widzisz, mialem nosa, zeby ciebie zapytac
- nie ma sprawy stary
I tak sie rozstajemy. Mozliwe?
Paweł Droździak
[link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]