...Do BJJ mam ogólnie bardzo duży szacunek jeśli chodzi o skomplikowanie techniczne tej dyscypliny. Nie podoba mi się tylko jej ideologia nastawiona na nieustanną konfrontację, ale to już kwestia gustu. ...
Kiedy to nie jest tak do końca...
Uczysz się technik - sprawdzasz czy zadziałają w walce. Z reguły na przeciwnika gorzej wyszkolonego zadziałają, a na lepiej wyszkolonego już nie, bo wie jak się obronić i skontrować, zatem sam szybko musisz zacząć się bronić.
'Walczysz' zatem z kolegami o podobnym do Ciebie, lub niższym poziomie technicznym - trenując ataki i prostsze obrony. Wygrywasz to masz satysfakcję, że się nauczyłeś dobrze techniki, i że ona zadziałała tak jak miała. Ale wiesz, że udało Ci się wygrać, bo Twój przeciwnik przed tą akurat techniką i w tej sytuacji nie umiał się obronić.
Walczysz z kimś lepszym i już nie tylko nie wyjdzie Ci ta technika, ale jeszcze będziesz musiał/mógł potrenować mniej lub bardziej rozpaczliwą obronę. Albo się obronisz i masz satysfakcję, że nauczyłeś się dobrych technik obrony (pamiętając jednak, że przed lepszym technikiem już byś się pewnie nimi nie obronił), albo odklepiesz, ale bez kompleksów, bo po prostu Twój przeciwnik był technicznie lepszy.
Porównywanie bjj do szachów jest w tym kontekście bardzo trafne.
Do tego dochodzi jeszcze ideologia wyznawana aktualnie przez obecną głowę rodu Gracie, w myśl której bjj to sztuka samoobrony i ciągłego samodoskonalenia, a każde zwycięstwo powinno się przyjmować z należytą skromnością i szacunkiem dla pokonanego (coś to nam przypomina, prawda?
).
Gdzie tu zatem 'idea nieustannej konfrontacji'?
Jest pewnie trochę oszołomów, co się w tym lubują, ale czy w innych sw się tacy nie trafiają (zresztą na szczęście spotyka się ich raczej tylko w necie, a nie na treningach)?