Nie no stary, tego kłopotu to z pewnością nie będziesz miał bo ten S...jakośtam to przecież żył średniowieczu, był komturem krzyżackim i poległ pod Grunwaldem (chyba), a wiesz reszta to komercha. I z pewnością nie miał nic wspólnego z tą książką, a w związku z udziałem we wspomnianej bitwie nie będziesz go mógł spotkać, chyba, że ktoś się pod niego podszywa ale wtedy możesz łatwo go zdemaskować mówiąc że nic nie wie o oryginale średniowiecznej postaci. No i masz wtedy niczym Zbyszko zdobyć krzyżackie czuby. Powodzenia! :roll:A ja jestem ciekawy czy sam Jan Silberstorff brał współudział w tworzeniu tej książki
no i po co taki komentarz :twisted:
rzeczywiście wiele wnosi do dyskusji, nes pa?
klasyczny przykład trollowania
a moderator?
Taki komentarz ponieważ panuje wolność słowa :-) To primo
Czasami zdarza się tak, że powstaje coś bez wiedzy głównego zainteresowanego. I to jest fakt.
Czy jest tak w tym przypadku nie wiem, ale chciałbym wiedzieć dlatego postanowiłem napisać taki post "Żwirku".
Pytam również dlatego bo niedługo ponownie będę na seminarium u Sifa Christiana Wulfa w Hamburgu, a jak pewnie się orientujesz Jan Silberstorff prowadzi tam zajęcia i głupio by było jakbym zagadał o książce a on by nic nie wiedział. Nie potrzebnie wplątałbym się w tłumaczenie.
pozdrawiam,
Wojtek
Ksiazka Jana Silberstorffa
Napisano Ponad rok temu
Napisano Ponad rok temu
Podobno pisał tę książkę, i uzupełniał, przez 10 lat no to nazbierało się nieco wspomnień jak ktoś mało zna rzeczywisteść tamtej kultury mogą byc interesujące, kwestia osobista.BTW Książkę przeczytałe. Czy tylko ja odnoszę wrażenie że gdyby wyrzucić z niej :
- Wspomnienia z imprez, wakacji i wyjazdów
- list nazw w formach
- rozważan filozoficznych np. o tym co to jest prawda (skad innad ciekawe - str 100)
- koszmarnego rozdziału o Medyczne badania Taijiquan (prawie 0.8 % całości tekstu)
to zostałaby z tego niewielka broszurka.
Nie żebym krytykował bo kilka fragmentów mi się podobało. Ala wyławianie tych perełek z tekstu kosztowało mnie dużo cierpliwości.
Nazwy ruchów w formach po raz pierwszy są podane systematycznie i przetłumaczone Z SENSEM przez kogoś kto wie o co chodzi, a nie tak mu sie wydaje albo na tyle znał angielski i jakoś tak mu wyszło - tu się nie zgodzę zatem. Kiepskie tłumaczenie może napsuć krwi jak nie wiem np: złoty kurczak stoi na jednej nodze, a chodzi o bażanta cesarskiego. Jest nieco humorystyczna różnica? O pleniących się błędach nie wspominając. Jak ktoś interesuje się tym stylem i chce wiedzieć faktycznie o co chodzi, to jest to raczej istotne. Przy czym często pomocny jest komentarz do pochodzenia nazwy, którego nie ma w książce. Przykładowo w kuli jest ruch którego nazwa odnosi się do wschodu słońca nad pewną górą (wyleciała mi z głowy nazwa). Jak ktoś wie o co chodzi i wytłumaczy to jest to pomocne. A jak nie wie to zazwyczaj bawi się w bajkopisarza-kabareciarza Poza tym jest to także swego rodzaju definicja podstawowych umiejętności i warto zapytać "instruktora" jakie to formy on umie i od kogo się ich nauczył. Bo gdy okaże się że styl składa się tylko z dwóch form ręcznych to może warto poszukać kogoś kto naprawdę potrafi czegoś nauczyć, a zwłaszcza nie nauczy źle, co uważam, że jest gorsze od nie nauczenia się niczego lub niewiedzy. Poprawianie błędów to koszmar dla uczącego się, a czasem wręcz możliwość kontuzji zwłaszcza kolan!
O rozważaniach filozoficznych nie mam zdania.
Zdecydowanie zgadzam się natomiast że pseudomedyczny bełkot, który nie udowadnia żadnej tezy jest najgorszą częścią, którą spokojnie można pominąć bez żadnej straty. No nie wiem po co to się tam znalazło,może żeby było bardziej dostojnie? nie wiem, ale nie wnosi to nic istotnego, w przeciwieństwie do reszty treści.
Napisano Ponad rok temu
Nazwy - owszem nazwy dobrze znać ba a nawet rozumieć. Jeśli książka miała przybliżyć problem nazywnictwa to zrobiła to po łepkach. Nie to żebym wymagał od książki Bóg wie jakiej dokładności w tym względzie. Dla początkującego to wszystko jedno czy na tej jednej nodze stoi barzant kura czy to drugie.
Podobał mi się rozdział o symbolu Taiji. Poraz pierwszy trafiłem na tak kompleksowe opracowanie i napisane jeżykiem z którym nie miałem problemów. Reszta to zbyt dużo beletrystyki i to (jak na beletrystykę) nienajlepszej.
Napisano Ponad rok temu
Z osób, które podzieliły się ze mną swoją opinią na jej temat- jedna była rozczarowana, jedna zajęła się stroną językową i poprawnośćią stylistyczną zdań ( ) i pozostałe osoby były zadowolone, lub bardzo zadowolne, że ją mogły przeczytać. Niektóre były zadowolne, że ją czytały ale nie potrafiły powiedzieć co im dała inne konkretnie wymieniały punkty, na które zwróciły uwagę i które są wg nich i dla nich cenne.
Czyli- jak zawsze z wszystkim.
Jeśli chodzi o różne wycieczki z życia osobistego. Nie bardzo pamiętam, jakie historie ze swojego życia przytaczał tam Jan ( juz jakiś czas temu czytałam ), ale z doświadczenia z jego seminariów wiem, że zazwyczaj są to historie z morałem. Jedni skorzystają- inni nie. Jak z każdą rzeczą.
Strona filozoficzna- wg mnie istotna, ale nie będę zagłębiać się w ten temat. Można przyjechac na jakieś seminarium Jana i ocenić naocznie (nausznie) albo porozmawiać na ten temat (o ile nie jest to tylko krytyka- nie, bo nie). Jan zajmuje sie Taji już pare latek i jeśli coś mówi lub czegoś uczy to wie dlaczego to robi. Polecam kontakt osobisty.
Nazwy ruchów form.
System nauczania i wielostopniowych egzaminów w Niemczech dających uprawnienia do nauczania Taiji Chen w ramach WCTAG wymaga znajomości historii rozwoju Taiji oraz nazw ruchów w formach. Stąd pojawia się w książce i dla wielu jest to miejsce gdzie można znaleźć je w jednym miejscu. To tak gwoli wyjaśnienia.
Strona medyczna- wg mnie bez większego sensu w tym wydaniu.
Pozdrawiam
P.S.
Kristof,
cierpliwość to cnota, którą warto rozwijać
Napisano Ponad rok temu
O gustach się nie dyskutuje, również Twoich (z pełnym szacunkiem), poza tym to raczej tylko tło dla pokazania genezy powstawania i praktyki tai chi wiec dlaczego akurat w tej książce szukasz wielu interesujących informacji na temat kultury kraju takiego malutkiego jak Chiny? To jest książka o Tai Chi i wielu uznaje ją za interesującą.rzeczywisteść tamtej kultury - polecam książki podróżnicze, lub nawet wykłady ludzi któzy się tym zajmują zawodowo w książce JS nie znalazłem wielu interesujących informacji.
Łoooo, zapewne jesteś tym wybitnym nauczycielem Chen Tai Chi o którym akurat nic do tej pory nie wiedziałem, skoro wiesz czego tam brakuje. Z przyjemnością się czegoś nauczę. Skoro mówisz, że "po łepkach" to zdradź tę dokładniejszą wiedzę. Co do kury, bażanta i początkujących to wiesz są nawet tacy, którym wszystko jedno czy stoi czy leży i czy kura, papuga, orła cień czy może żubr, który występuje w puszczy. Nadto, jeżeli sam instruktor nie wie o co biega w nazewnictwie, i dlaczego tak a nie inaczej, to z pewnością nie będzie zachęcał uczniów do szukania wiedzy na ten temat. Bo, i po co, i gdzie? A poza tym skoro on nie wie i naucza to jakże to tak? Może to jest niepotrzebne? A do zrozumienia nazw i ich znaczenia potrzeba treningu z doświadczonym nauczycielem, który wie o co chodzi. Tak mi się wydaje. Nie da się wyjaśnić tego w książce, ani dokonać korekt ruchów bez nauczyciela jedynie na podstawie książki. Pomijam nawiedzonych dla których Tai Chi nie jest sztuką walki tylko chińską gimnastyką ewentualnie zdrowotną, i podstawą są kadzidełka, świeczki i muzyczka brzdąkano-szarpana w stylu elektronicznych koszałków-opałków. Poza tym nie bardzo wiem co masz na myśli, tak szczerze mówiąc.Nazwy - owszem nazwy dobrze znać ba a nawet rozumieć. Jeśli książka miała przybliżyć problem nazywnictwa to zrobiła to po łepkach. Nie to żebym wymagał od książki Bóg wie jakiej dokładności w tym względzie. Dla początkującego to wszystko jedno czy na tej jednej nodze stoi barzant kura czy to drugie.
Jeśli mówisz o rozdziale 4 Taiji-filozofia to wydaje mi się, że go nie zrozumiałeś, oczywiście mogę się mylić. Zwróć uwagę że Taiji to zasada, filozofia jak wskazuje nawet tytuł, a nie symbol, który jest jedynie pewną graficzną reprezentacją, i to nie jedyną i niekoniecznie najlepszą, aczkolwiek najbardziej rozpowszechnioną. Jeżeli nie odróżniasz zasady od symbolu to tak jakbyś nie odróżniał mapy od terenu, który opisuje.Podobał mi się rozdział o symbolu Taiji. Poraz pierwszy trafiłem na tak kompleksowe opracowanie i napisane jeżykiem z którym nie miałem problemów.
Coż, ośmielę się nie zgodzić. Dla mnie to pierwsze opracowanie, które konkretnie wyjaśnia podstawy praktyki tai chi, jest pomocne w ćwiczeniu, nie leje wody i nie jest wypełnione nic nie mówiącymi fotkami sprzed 100 lat lub intencjonalnie nieczytelnymi rysuneczkami opisywanymi z zapałem godnym lepszej sprawy. Poza tym pierwsze oparte na faktach historycznych, zwłaszcza jeśli chodzi o genezę, pochodzenie i twórców tai chi. Niby mało istotne, ale rozpowszechniane legendy i bajędy mi się już przejadły. Poza tym zasady które są ważne w treningu, chi-kungu, określenie form i tradycyjnych chińskich broni które są używane w Tai Chi. Kiedyś np. pewien instruktor wpierał mi ciemnotę (w którą wierzyłem) że w Tai Chi nie ma uderzeń i nie stosuje się żadnych tradycyjnych chińskich broni: ani kija ani szabli ani miecza ani halabardy czy włóczni, że o np. podwójnych szablach nie wspomnę. Inny z uporem maniaka twierdzi do dziś że wszystkie ruchy Tai Chi muszą być wolniejsze niż ruchy przysłowiowego anemika z kawałów (a żółwie hyc, hyc, hyc i już ucieeekłłłyyyyyy.....) i nie ma żadnych uderzeń. A to po prostu nieprawda i braki w wyszkoleniu, powtarzane i propagowane przez wiele lat. A o tym że uderzenia w Tai Chi ćwiczy się na worku (jak ktoś chce) a nie na wyimaginowanych cieniach to w ogóle dla niego herezja. itd. itd. itd. Dla mnie oryginalne teksty twórcy Tai Chi i jego sukcesorów to coś ważnego dla mojego rozwoju - skoro zadano sobie trud przechowania ich przesłania przez kilkaset lat (w tym wojen, rewolucji kulturalnej, komunizmu chińskiego i prześladowań/tępienia/eksterminacji sztuk walki) to może warto spróbować je zrozumieć? Dla jednych beletrystyka, dla innych podręcznik. Tylko jak pisze we wstępie jeszcze żaden podręcznik WYKWALIFIKOWANEGO i DOŚWIADCZONEGO nauczyciela nie zastąpił. Bo marnego to pewnie i owszem.Reszta to zbyt dużo beletrystyki i to (jak na beletrystykę) nienajlepszej.
Tak w sumie to nie wiem czy nie zrozumiałeś o co tam chodzi w książce, czy jakieś inne motywy mają wpływ na Twój ogląd treści i jej odbiór. Z pełnym szacunkiem, ale to raczej Twój problem, a nie problem z książką.
Dla mnie liczy się, że moje ćwiczenie Tai Chi dzięki niej może się rozwinąć dzięki dostępowi do wiedzy w bezpośredniej linii przekazu opartej na faktach a nie fantazjach, po polsku, bez pierdół i konkretnie. Szkoda, że nie miałem tej książki kiedy zaczynałem ćwiczyć Tai Chi bo zaoszczędziłbym i wiele czasu i kupę kasy wydanej na instruktorów bez wiedzy i umiejętności - niestety wtedy nie miałem wiedzy jaka zawarta jest w tej książce. A fakty i zasady są takie same dla wszystkich stylów Tai Chi, dlatego ja osobiście uważam, że to więcej niż tylko beletrystyka. A w każdym razie jest to praktyczne podejście do tematu.
Pozdrawiam, i szanuję odmienne zdanie oraz poglądy - nawet jeżeli się z nimi nie zgadzam.
Napisano Ponad rok temu
Łoooo, zapewne jesteś tym wybitnym nauczycielem Chen Tai Chi o którym akurat nic do tej pory nie wiedziałem, skoro wiesz czego tam brakuje
Kolego bez prywatnych wycieczek proszę. Ale rozumiem jeżeli Tobie wolno kpić ze mnie to i akcje w drugą stronę też dopuszczasz, A więc będę Cię od teraz nazywał Byle Jakim Adeptem (w skrócie BJA)
Dlaczego po łepkach otóż drogi BJA spieszę z tłumaczeniem nie wystarczy napisać "Żólty smok trzykrotnie miesza wodę ( w prawo) jeśli chciałbyś dotrzeć do źródłosłowia tej nazwy. Trzeba wyjaśnić jak ten smok jest zbudowany, jak niesza wodę i dlaczego autor użuł właśnie takiego porównania. Czasami jeden szczegół anatomiczny, historyczny, społeczny może zmienić rozumienie techniki - tu tego nie ma (poza krótką wzmianką czym są żółte smoki)
Widzisz drogi BJA w mojej organizacji ćwiczymy taką technikę Qin Na która nazywa się "Stary człowiek niosący rybę". Kluczem do tej techniki jest informacja że stary a więc pochylony że ryba duża i na plecach ale żeby ją poprawnie wykonać trzeba wiedzieć jak zbudowany jest hak służący do przenoszenia tych ryb jak się go trzyma i w jaki sposób przenosi się rybę na plecy. Jak widzisz jedna prosta technika a można o niej duuużo opowiadać.
Po następne. Miałem okazje uczestniczyć w zajęciach Dana Dochertiego. Jedno z nich poświęcone było właśnie nazwą w formach. Ów nauczyciel którego uważam za fachowca od Taiji opowiadał że to co my w tej chwili uważamu za nazwę techniki kiedyś było tylko taką ogólną nazwą grupy technik (czyli jak ktoś chciał fragment formy nazwać po łebkach to mówił zrób to tak jak "Żólty smok trzykrotnie miesza wodę (w prawo)" a tak naprawdę w tym samym miejscu znajdowało się dużo więcej technik z których każda z nich miała swoją nazwę (czyli "zrób to na podobieństwo").
Czasami nazwa techniki/ćwiczenia może pochodzić o podobieństwa ułorzenia np. rąk do kształtu jakiegiś znaku i tak cwiczenie Kot nie ma nic wspólnego z wężem jego kształtem ani fizjologią ale za to przypomina kształtem znak określający kota.
Jak widzisz na temat nazw można napisać całe opasłe tomiska. Więc jeśli te całe listy miały jakiś cel poznawczy to jak dla mnie niebardzo się sprawdzają.
Drogi oce - żeby tej farsy nie przedłużać. Nie jestem nauczycielem stylu Chen ale problematyka nazywnictwa w formach Taiji (bez względu na styl) jest mi nieco znana.
widzę że łatwo przychodzą Ci kpiny. Ja widziałem taki przekaz który jest wykonywany baaaaaaardzo powoli i w formach nie było żadnych uderzeń. A był bardzo dobry. Różne są metody treningowe i nie wolno ich wszystkich mierzyć swoją miarą. Ani to grzeczne ani polityczne.Inny z uporem maniaka twierdzi do dziś że wszystkie ruchy Tai Chi muszą być wolniejsze niż ruchy przysłowiowego anemika z kawałów (a żółwie hyc, hyc, hyc i już ucieeekłłłyyyyyy.....)
rozdział 4 - wydaje mi się że zrozumiałem ale jeśli twiedzisz coś innego to widocznie znasz mnie lepiej (dobry wieczór państwu).
Droga Mario. Na treningu się ćwiczy a nie gada. Bo z gadania to tylko żylaki na języku się pojawiają a umiejętności to ani dudu. Nie wymagam od mojego nauczyciela żeby mie przestrzegał czy wolno się całować na ulicy czy nie.
ps. Mario zdradziłaś moje imię!!! Czy teraz będę musiał Cię zabić.
i jeszcze jeden ps. Mario masz racje nazwy form są potrzebne bo wymagane na egzaminach a to miało być kompedium wiedzy. To mnie przekonuje. Mnie chodziło tylko o to że to wszystko jest pisane nieco na wagę.
Napisano Ponad rok temu
Kolego bez prywatnych wycieczek proszę. Ale rozumiem jeżeli Tobie wolno kpić ze mnie to i akcje w drugą stronę też dopuszczasz, A więc będę Cię od teraz nazywał Byle Jakim Adeptem (w skrócie BJA) [/quote]
Uznaję swoją winę i przepraszam jeśli uraziłem. Ale jak się ktoś tak autorytatywnie wyraża o kimś, no to takie są czasem następstwa.
[quote name="budo_Oldman"] Dlaczego po łepkach otóż drogi BJA spieszę z tłumaczeniem nie wystarczy napisać "Żólty smok trzykrotnie miesza wodę ( w prawo) jeśli chciałbyś dotrzeć do źródłosłowia tej nazwy. Trzeba wyjaśnić jak ten smok jest zbudowany, jak niesza wodę i dlaczego autor użuł właśnie takiego porównania. Czasami jeden szczegół anatomiczny, historyczny, społeczny może zmienić rozumienie techniki - tu tego nie ma (poza krótką wzmianką czym są żółte smoki) [/quote]
To jest czynione, ale w trakcie seminariów i to całkiem dokładnie. Jeżeli szanowny Kolega nie był to nie wie o tym. Smoków, koloru takiego, siakiego jest dostatek. Starczyłoby na więcej niż połowę objętości książki. W książce jest jedynie coś w rodzaju listy - jak pisała z resztą Maria.
[quote name="budo_Oldman"] Widzisz drogi BJA w mojej organizacji ćwiczymy taką technikę Qin Na która nazywa się "Stary człowiek niosący rybę". Kluczem do tej techniki jest informacja że stary a więc pochylony że ryba duża i na plecach ale żeby ją poprawnie wykonać trzeba wiedzieć jak zbudowany jest hak służący do przenoszenia tych ryb jak się go trzyma i w jaki sposób przenosi się rybę na plecy. Jak widzisz jedna prosta technika a można o niej duuużo opowiadać.[/quote]
Zgadzam się.
[quote name="budo_Oldman"] Po następne. Miałem okazje uczestniczyć w zajęciach Dana Dochertiego. Jedno z nich poświęcone było właśnie nazwą w formach. Ów nauczyciel którego uważam za fachowca od Taiji opowiadał że to co my w tej chwili uważamu za nazwę techniki kiedyś było tylko taką ogólną nazwą grupy technik (czyli jak ktoś chciał fragment formy nazwać po łebkach to mówił zrób to tak jak "Żólty smok trzykrotnie miesza wodę (w prawo)" a tak naprawdę w tym samym miejscu znajdowało się dużo więcej technik z których każda z nich miała swoją nazwę (czyli "zrób to na podobieństwo").[/quote]
Też się zgadzam. Jan twierdzi podobnie.
[quote name="budo_Oldman"] Czasami nazwa techniki/ćwiczenia może pochodzić o podobieństwa ułorzenia np. rąk do kształtu jakiegiś znaku i tak cwiczenie Kot nie ma nic wspólnego z wężem jego kształtem ani fizjologią ale za to przypomina kształtem znak określający kota.[/quote]
Też się zgadzam.
[quote name="budo_Oldman"] Jak widzisz na temat nazw można napisać całe opasłe tomiska. Więc jeśli te całe listy miały jakiś cel poznawczy to jak dla mnie niebardzo się sprawdzają.[/quote]
Ale za to sprawdzają się dla innych. Jest to przypomnienie i uzupełnienie tego czego się naucza na treningach i seminariach oraz wykładach. I zrozumiałe jest że może nie być to w 100% kompatybilne z programem w innych stylach. Ale nie usprawiedliwia to stwierdzenia, że nic nie daje, bo to nie prawda - moim zdaniem. Jakoś wydaje mi się że raczej inni autorzy przytaczają swoje wyjaśnienia analogicznie o ile w ogóle. Ponadto materia poruszana jest w kontekście Chenu, a zatem podstaw oraz genezy Tai Chi, jako takiego.
[quote name="budo_Oldman"] Drogi oce - żeby tej farsy nie przedłużać. Nie jestem nauczycielem stylu Chen ale problematyka nazywnictwa w formach Taiji (bez względu na styl) jest mi nieco znana.[/quote]
Ale czy ja temu zaprzeczam albo podważam?
[quote name="budo_Oldman"] [quote="budo_oce"] Inny z uporem maniaka twierdzi do dziś że wszystkie ruchy Tai Chi muszą być wolniejsze niż ruchy przysłowiowego anemika z kawałów (a żółwie hyc, hyc, hyc i już ucieeekłłłyyyyyy.....) [/quote] widzę że łatwo przychodzą Ci kpiny. Ja widziałem taki przekaz który jest wykonywany baaaaaaardzo powoli i w formach nie było żadnych uderzeń. A był bardzo dobry. Różne są metody treningowe i nie wolno ich wszystkich mierzyć swoją miarą. Ani to grzeczne ani polityczne. [/quote]
Zgadzam się. Natomiast nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że wszelkie ruchy inne niż wolne nie występują w Tai Chi, w tym uderzenia. Nie oceniam niczyjej metody - wspominałem (w moim skromnym mniemaniu BJA ) jedynie o wypaczeniach wynikających z doktrynerstwa i niedouczenia - a to co innego zupełnie niż mierzenie wszystkiego swoją miarą.
[quote name="budo_Oldman"] rozdział 4 - wydaje mi się że zrozumiałem ale jeśli twiedzisz coś innego to widocznie znasz mnie lepiej (dobry wieczór państwu). [/quote]
Oczywiście że tego nie wiem, co napisałem, a jedynie stwierdziłem co mi się wydaja na podstawie postu. Moja wina nie powinienem. Ale jako BJA....
[quote name="budo_Oldman"] ps. Mario zdradziłaś moje imię!!! Czy teraz będę musiał Cię zabić. [/quote]
Marii będę bronił do ostatniego tchu, poniechaj tego niegodnego zamiaru proszę
[quote name="budo_Oldman"] i jeszcze jeden ps. Mario masz racje nazwy form są potrzebne bo wymagane na egzaminach a to miało być kompedium wiedzy. To mnie przekonuje. Mnie chodziło tylko o to że to wszystko jest pisane nieco na wagę.[/quote] Tu się nie zgadzam z "pisaniem na wagę". Autor ma swoją metodę przekazu, zrozumiałą i jasną, a że taki ma styl - to jego styl. I jak sam wspomniałeś powyżej nie należy deprecjonować metod innych, zwłaszcza tych sprawdzonych i dobrze działających. Udział w kształcie książki mają także uczniowie Jana, którzy zgłaszali uwagi, poprawki itp. do kolejnych wydań. I maja być także następne podobno.
Wydaje mi się, że gdzie należało to przeprosiłem.
Z drugiej strony uważam stwierdzenia prowadzące do konkluzji, że całość książki jest niewarta funta kłaków za nieuprawnione i niesprawiedliwe, i uważam za bezsensowne. A zatem same aż się proszą o odpowiednie potraktowanie jako takich.
pozdrawiam
BJA oce
Napisano Ponad rok temu
że całość książki jest niewarta funta kłaków za nieuprawnione i niesprawiedliwe, i uważam za bezsensowne.
ja wiem że wyrwałem to z kontekstu i za tą niewielką krotochwilę od razu przepraszam.
Ja tej książki nie neguje w całości. Fajnie jak ukazują się w Polsce dobre książki szczególnie tak wyczekiwane przez Was (Chenowców) jak ta. Ja jej tak nie wyczekiwałem choć do lektury przystąpiłem skwapliwie przy pierwszej nadażającej się okazji. Mam już takie skrzywienie jak widzę w książce fragmenty które nic nie wnoszą to mnie to drażni. Jak autor traktuje swojego czytelnika jak dziecko któremu wszystko należy ubrać w dodatkowe przypowiastki (jak gorzką pigułkę ukrywaną w ciasteczku) to też mnie to drażni.
Ja rozumiem, marketing. W gruncie rzeczu ludzie potrzebują takiego guru który na każdą okazje posiada gotową przypowieść. To jest takie rzyciowe (to nie jest ort.). Produkt się lepiej sprzedaje jak ludzie usłyszą "Usiądźcie tu w kółku opowiem Wam historie" niż "W pary i ćwiczyć". No bo wizję treningu to my sobie wzieliśmy z filmów gdzie siwy mistrz opowiada coś młodemu adeptowi któremu się klapki otwierają (potem dwie sceny treningu) i już może wyrywać najlepszą laske we wsi.
Zauważyłem tylko że w książce mogłoby tego nie być bo jak dla mnie to drzew szkoda. I byłaby wtedy lepsza i jako kompendium wiedzy poręczniejsza. Tego Tobie i sobie życzę.
Napisano Ponad rok temu
Ja tej książki nie neguje w całości. Fajnie jak ukazują się w Polsce dobre książki szczególnie tak wyczekiwane przez Was (Chenowców) jak ta. Ja jej tak nie wyczekiwałem choć do lektury przystąpiłem skwapliwie przy pierwszej nadażającej się okazji. Mam już takie skrzywienie jak widzę w książce fragmenty które nic nie wnoszą to mnie to drażni. Jak autor traktuje swojego czytelnika jak dziecko któremu wszystko należy ubrać w dodatkowe przypowiastki (jak gorzką pigułkę ukrywaną w ciasteczku) to też mnie to drażni.
Gusta nie podlegają dyskusji. A książka nie pretenduje do miana ani monografii ani encyklopiedii. Nie zamierzam bronić konstrukcji z uporem godnym lepszej sprawy, ale zwróc uwagę że niewiele wnoszące przypowiastki mimo wszystko osadzają zasadniczą treść w kontekście życia i doświadczeń autora.
Ja rozumiem, marketing. W gruncie rzeczu ludzie potrzebują takiego guru który na każdą okazje posiada gotową przypowieść. To jest takie rzyciowe (to nie jest ort.). Produkt się lepiej sprzedaje jak ludzie usłyszą "Usiądźcie tu w kółku opowiem Wam historie" niż "W pary i ćwiczyć". No bo wizję treningu to my sobie wzieliśmy z filmów gdzie siwy mistrz opowiada coś młodemu adeptowi któremu się klapki otwierają (potem dwie sceny treningu) i już może wyrywać najlepszą laske we wsi.
To też jest kwestia gustu. W kung-fu zazwyczaj jest tak że uczeń wybiera sobie nauczyciela, który go interesuje. Zatem w opisywanym przez Ciebie znaczeniu wszystkie szkoły kung fu są jak piszesz
Nie jestem przekonany czy to coś wnosi, nawet do ogólnej dyskusji. Poza tym uważam że kontakt z nauczycielem jest bardziej niz bardzo istotny, zapobiega różnego rodzaju "wypaczeniom i przekłamaniom" zwłaszcza zapobiega kontuzjom. No nie da się z poznać kung fu z teoretycznych książek - moim zdaniem.takie rzyciowe (to nie jest ort.)
W książce masz adres autora możesz mu po prostu przekazać swoje uwagi mailem po angielsku lub niemiecku. To skuteczniejsze od życzeń. I tak też podobno kształtowało się ponoć obecne wydanie tej książki, które jest dostępne u nas.Zauważyłem tylko że w książce mogłoby tego nie być bo jak dla mnie to drzew szkoda. I byłaby wtedy lepsza i jako kompendium wiedzy poręczniejsza. Tego Tobie i sobie życzę.
Napisano Ponad rok temu
Nie chce tej książki poprawiać. Bo jakoś tego nie widzę. (Może powinienem napisąć... "Dajcie jeszcze coś o seksie żeby się lepiej czytało") Chciałem się tylko zapytać czy tu na Budo ktoś jeszcze miał takie odczucia. Widać że tu na Budo oficjalnie nie.
Może za bardzo jestem przyzwyczajony do stylu pisania mojeggo mastera. W zasadzie o stylu Chen to chyba pierwsza ksiązka w Polsce więc nie ma porównania i jako taka ma dużą szanse być najlepsza.
pozdr. KO
Ps. Znam jednak nauczycieli którzy nie muszą zmianiać swoich książek i zajęć pod publiczkę. Mają mniej uczniów ale należy im się za to szacunek.
Napisano Ponad rok temu
Znam jednak nauczycieli którzy nie muszą zmianiać swoich książek i zajęć pod publiczkę. Mają mniej uczniów ale należy im się za to szacunek.
AMEN
Napisano Ponad rok temu
Znam lepszy sposób na wpływanie na podaż. Książki poprostu nie kupię (i zadowolony jestem z siebie, że nie dałemsię nabrać na przedpłaty) i każdego kto się mnie o zdanie spyta to uczciewie przed nią przestrzegam że lepiej pożyczyć
Myślę, że obowiązku nie ma .
Książka i tak się sprzedaje dobrze a ja osobiście każdemu będę ją polecać, bo uważam że warto przeczytać ( nie mam żadnych profitów z tego powodu :wink: ). I ciesze, sie, że wielu moich znajomych, którzy nie mogli sobie pozwolic na przyjazd na semiarium mają możliwość drobnego wglądu w wiedze i sposób nauczania Jana.
Może po prostu Twój poziom w Taiji jest znacząco wyższy niż np. takiego szaraczka jak ja, dlatego ja sie uczę dużo, a Ty z książki nic nie skorzystałeś ( czy prawie nic).Nie chce tej książki poprawiać. Bo jakoś tego nie widzę. (Może powinienem napisąć... "Dajcie jeszcze coś o seksie żeby się lepiej czytało")
Ale myślę, że jeśli nawet książka Ci się nie podoba, do czego masz przecież pełne prawo, to umiar jest zawsze lepszy niż przesada :wink:Może za bardzo jestem przyzwyczajony do stylu pisania mojeggo mastera.
Może tak. Co nie oznacza ża cała reszta w stosunku do tego co znasz i akceptujesz jest zła i bez wartości :wink: A może jest właśnie odwrotnie ? :wink:W zasadzie o stylu Chen to chyba pierwsza ksiązka w Polsce więc nie ma porównania i jako taka ma dużą szanse być najlepsza.
Bo my w Chenie zajmujemy się treningiem a nie gadaniem i pisactwem ( od gadania żylaki się robią na języku, a od pisania odciski na palcach ) A trening same dobre efekty daje, rozwija pozytywne nastawienie do świata i ludzi, często uczy pokory i pozwala tonować nadmierne emocjePs. Znam jednak nauczycieli którzy nie muszą zmianiać swoich książek i zajęć pod publiczkę. Mają mniej uczniów ale należy im się za to szacunek.
Od krytyki książki do krytyki nauczyciela...
Nauczyciela, którego nigdy w życiu nie spotkałeś i nigdy nie byłeś na jego zajęciach.
Jak łatwo czasem przychodzi krytyka kogoś, kto osiągnął taki poziom, który dla większości nigdy nie będzie w ich zasięgu. Kogoś, kto wie jaką drogą dochodził do tego co potrafi dzisiaj i daje na każdych zajęciach praktyczne wskazówki z których można samemu korzystać nie wyważając po raz kolejny drzwi które już dawno są otwarte.
Jan nie robi swoich zajęć pod pobliczkę. Nie znasz go- więc nie pisz takich bzdur.
Pozdrawiam i życzę owocnego niedzielnego treningu
Napisano Ponad rok temu
MOja dorga Maria. NIe napisyałem w tym wątku ani słowa o autorze tej książki jako o nauczycielu. Słowa te odnosiły się do tego co napisał oce. Naprawdę nie rozumiem twojego wzburzenia. Nawet jeśli mi się nie podobają jego książki to nie znaczy że mam mu coś za złe. Na szczęście mam wybór (może niewielki ale zawsze) i ćwiczę tam gdzie metodyka bardziej mi odpowiada i kupuje ksiązki które mi odpowiadają. Ani słowa o Janie S. jako nauczycielu tylko o Janie S. jako pisarzu.
Skąd u Ciebie takie czarno białe widzenie świata... jeśli napisałem że w książce jest zbyt dużo zbędnych rzeczy Ty przypisujesz mi opinie że cała jest zła. Jeśli piszę że z książki skorzystałem Ty przypisujesz mi opinie że nic (prawie nic).
Tak się nie da na forach dyskutować.
Miej do mnie nieco (więcej) zaufania. .
Oczywiście może być tak że moj master nie ma racji i powinien poopisywać nieco swojego życia prywatnego w książkach o Taiji. Wcale nie przecze że nie masz racji. NIe jestem nieomylny jak mi to kiedyś udowodnił urząd skarbowy.
Yesss niedzielny trening - lubię treningi na śniegu i kiedy jest chłodno. Dzięki i nawzajem.
Napisano Ponad rok temu
Ps. Znam jednak nauczycieli którzy nie muszą zmianiać swoich książek i zajęć pod publiczkę. Mają mniej uczniów ale należy im się za to szacunek.
Specyfika forów jak powiedziałeś.... Jak dla mnie jest to wypowiadanie się o zajęciach.
Ale mniejsza o to.
Wzburzona nie jestem- bo nie jest wcale tak łatwo wywołać u mnie wzburzenie. I chyba z każdym miesiącem trudniej... Ale jeśli chcesz możesz próbować
Moja wypowiedź ma charakter neutralno- żartobliwy, czego pewnie i nie słychać miedzy wierszami (czasem akcentują to ikonki). A mój komentarz do powyższego cytatu, który brzmi: nie pisz bzdur- nie ma charakteru:NIE PISZ BZDUR ! czy np. Nie pisz bzdur
Chyba widać różnicę? :wink: No cóż forum.. bardzo rzadko na nich piszę. Wolę cenny czas wolny przeznaczyć na trening
Napisano Ponad rok temu
Znam jednak nauczycieli którzy nie muszą zmianiać swoich książek i zajęć pod publiczkę. Mają mniej uczniów ale należy im się za to szacunek.
AMEN
8O ehem zatkało mnie. Wspomniani przez mnie "uczniowie", czyli ludzie określeni jako "publiczka" to instruktorzy Jana (być może nawet na porównywalnym poziomie, prowadzący samodzielnie własne szkoły na całym świecie tacy jak np. Jaromir Śniegowski w Polsce), w większości choć nie wszyscy, zwykli czytelnicy i początkujący także. Np. ten upiorny fragment quasimedyczny to praca jednego z uczniów (nie wiem czy instruktora, natomiast zgodzę się: mogłoby tego fragmentu nie być). I wspomniany przeze mnie ich udział odnosi się do wspierania autora, wskazywania niejasności, co może być przydatne w nauce, treningu lub warte jest opublikowania tj. wytłumaczenia na piśmie zeby nikt nie miał wątpliwości itp... Obecny kształt tej książki wynika po prostu z PRAKTYKI a nie "pisania pod publiczkę". Wiem to z własnej obserwacji: zazwyczaj każdy jego wykład jest nagrywany przez asystentkę, na podstawie rozmowy z nimi wywnioskowałem, że takie jest zastosowanie tych nagrań - zwłaszcza pytania ludzi i odpowiedzi są istotne. Ponadto jest to UZUPEŁNIENIE a czasem ZAPIS niektórych wykładów autora, powstałych na bazie nauczania jakie otrzymał od Wielkiego Mistrza Chen Xiaowanga (co dla mnie jest adekwatną rekomendacją). Zwróć uwagę, że odnosi się to zatem do konkretnego sposobu szkolenia jego uczniów. Coś jednak chyba jest błędnego w Twojej ocenie MOIM ZDANIEM - podkreślam różnicę poglądów dla jasności. W Polsce panuje taki klimacik ogólnego niesmaku bo wszyscy pożerają się na wzajem. Ja nie zamierzam się przyłączyć, sorry bardzo. Nauczono mnie szanować odmienne zdanie, dyskutantów takimi jacy są i zachować jaki taki dystans do samego siebie. ZWŁASZCZA nauczono mnie szanować innych nauczycieli, ich instruktorów i inne, odmienne, metody-szkoły-sposoby nauczania. Co więcej uważam, że skuteczność, czy też "dobre ćwiczenie", wynika bezpośrednio z tego jak dobrze coś (dany styl) jest ćwiczone przez kogoś na jego AKTUALNYM poziomie rozwoju, a nie jak to coś się nazywa albo jaką ma sławę albo ile i jakich książek na ten temat napisano. Dla mnie są to pewne niepodważalne pryncypia i imponderabilia, przy czym nie jest dla mnie najważniejsze udowodnienie wszystkim, że są jedynie słuszne.
(BTW1: co jest ważne ilość czy jakość? :twisted: )
(BTW2: czy idąc tym tokiem myślenia największy szacunek należy się nauczycielowi który ma tylko jednego jedynego ucznia? A takiemu który nie ma żadnego nieskończony wręcz? :twisted: :wink: - to oczywiście żart a nie kpina i nie bierz tego od razu do siebie, bardzo proszę)
Z wyrazami szacunku,
BJA oce :wink: 8)
Napisano Ponad rok temu
Czy nie jesteś aby zbyt komercyjnie nastawiony do tematu? Czy liczy się dla Ciebie tylko podaż i sprzedaż? Czy to aby nie jest po prostu zwykła komercha? No comment.Znam lepszy sposób na wpływanie na podaż. Książki poprostu nie kupię (i zadowolony jestem z siebie, że nie dałemsię nabrać na przedpłaty) i każdego kto się mnie o zdanie spyta to uczciewie przed nią przestrzegam że lepiej pożyczyć i przeczytać bo na cegłe kasy szkoda. Może jak za czas niedługi będą wysprzedawać na allegro to tak.
Nie chce tej książki poprawiać. Bo jakoś tego nie widzę. (Może powinienem napisąć... "Dajcie jeszcze coś o seksie żeby się lepiej czytało") Chciałem się tylko zapytać czy tu na Budo ktoś jeszcze miał takie odczucia. Widać że tu na Budo oficjalnie nie.
:twisted: Proszę bardzo: rozdział 4.4 "Taijiquan i seksualność - Czy sztuce życia potrzebna jest sztuka miłości?" str 271. Czyżbyś niedokładnie czytał zanim wydałeś negatywne opinie i rekomendacje? Jeśli tak to żałuj. Z moich doświadczeń wynika, że większość w gronie neijia quen uważa ten aspekt jako niezwykle istotny i nieumiarkowanie w seksie jako czynnik trwoniący "energię wewnętrzną" co jest niekorzystne dla jej budowania. A bez neijing, raczej te techniki są nie bardzo sensowne. Z drugiej strony powstały sposoby przeciwdziałające temu i baaaardzo interesujące w tym zakresie. Przynajmniej moja Pani wielce rada jest temu, a ja osobiście uważam to za chyba najpraktyczniejszy aspekt praktykowania zasady Taiji. Wręcz powiedziałbym rozkoszny W każdym razie moja Pani powiedziała, że mogę polecić to każdemu o ile nie będę tego robił w zbyt bezpośredniej bliskości... reszta jest milczeniem, także to co obiecała, że mi zrobi jak przekroczę "baaaardzo cienką czerwoną linię" Na szczęście mamy już dzieci, bo inaczej byłoby truuuuudniutko i cienko bym piszczał... I jakoś zdecydowanie odmówiła propagowania wśród swoich koleżanek, zupełnie nie rozumiem, dlaczego?
(...)
Napisano Ponad rok temu
Wspomniani przez mnie "uczniowie", czyli ludzie określeni jako "publiczka" to instruktorzy Jana (być może nawet na porównywalnym poziomie, prowadzący samodzielnie własne szkoły na całym świecie tacy jak np. Jaromir Śniegowski w Polsce),
oce plisss ja już naprawdę nie wiem jak mam interpretować Twoje posty.
Najpier proponujesz mi żebym napisał do autora i w ten sposób miał możliwość wpływania na publikacje (rozumiem że to ino żart był) a potem mi piszesz że Ci uczniowie (do których jak widzę znów mnie pochopnie zaliczyłeś) to ludzie pokroju Jaromira Śniegockiego. Za prawdę powiadam Ci żem nie godnym być stawiany z panem Jaromirem w jednym rzędzie.
Jeśli autor wziołby do serca moje (i ludzi mi podobnych) widzimisię przy pisaniu tej książki to byłoby pisanie pod publiczkę. Jeśli konsultował to z zaawansowanymi uczniami to jest to już zupełnie inna para kaloszy.
Mam propozycje zakończy tę dyskusje bo nam się rozjeżdza zrozumienie.
Proponuje zatem taką konkluzje.
Większość ludzi uważa że ta książka nie jest "przegadana" i ja jako jedyny mam takie odczucie. Jest to moje subiektywne odczucie i jestem w stanie się do tego przyznać.
Napisano Ponad rok temu
Przede wszystkim na spoko. 8) W końcu to dyskusja. I każdy ma prawo do swojego zdania, a moje niekoniecznie jest najwłaściwsze. Więc raczej "ne ma problema" - wręcz jestem tego pewien.oce plisss ja już naprawdę nie wiem jak mam interpretować Twoje posty.
To nie był żart, bo to prawda, on wręcz zachęca do tego. Nie wiem ile w tym kurtuazji, ale goscie mówili, że pisali mniej więcej "na stronie x jest błąd taki a taki" albo "na stronie x jest niejasne to i to" i podobno poprawiał, w kolejnym wydaniu. A byli to ludzie i zaawansowani i kompletnie początkujący, którzy pytali się o coś czego nie rozumieli. Zatem jak ktoś uważa ze coś można poprawić to jest to jakaś możliwość. Zresztą jest to wspomniane w książce jesli dobrze doczytałem.Najpier proponujesz mi żebym napisał do autora i w ten sposób miał możliwość wpływania na publikacje (rozumiem że to ino żart był) a potem mi piszesz że Ci uczniowie (do których jak widzę znów mnie pochopnie zaliczyłeś) to ludzie pokroju Jaromira Śniegockiego. Za prawdę powiadam Ci żem nie godnym być stawiany z panem Jaromirem w jednym rzędzie.
No z tego co słyszałem to bierze. Pewnie nie wszystko i nie zawsze ale ma to wpływ, tak słyszałem i tak powtarzam.Jeśli autor wziołby do serca moje (i ludzi mi podobnych) widzimisię przy pisaniu tej książki to byłoby pisanie pod publiczkę. Jeśli konsultował to z zaawansowanymi uczniami to jest to już zupełnie inna para kaloszy.
Każdy ma prawo do swojego zdania i jego udowadniania. Sądzę, że nie jesteśmy na etapie żadnej rozróby. Ja nijakiej zadry nie mam, a żeby była jakaś dyskusja to jakieś stanowiska są potrzebne, niekoniecznie zgodne. A skoro jeszcze mod nas nie moderuje to chyba jesteśmy w granicach tolerancji, co nie? ("Amen" się nie liczy ) Serio, spór jest dla mnie okazją do zastanowienia się czy mam rację czy może błądzę gdzieś nie wiadomo gdzie. Zatem szczerze i uprzejmie dziękuję za tę możliwość, uważam że to korzystne dla rozwoju ogólnie rozumianego. 8)Mam propozycje zakończy tę dyskusje bo nam się rozjeżdza zrozumienie.
Proponuje zatem taką konkluzje.
Większość ludzi uważa że ta książka nie jest "przegadana" i ja jako jedyny mam takie odczucie. Jest to moje subiektywne odczucie i jestem w stanie się do tego przyznać.
Użytkownicy przeglądający ten temat: 4
0 użytkowników, 4 gości, 0 anonimowych
10 następnych tematów
-
YIQUAN - nowości
- Ponad rok temu
-
zawody w Warszawie
- Ponad rok temu
-
Mnisi z Shaolin w Polsce - kiedy??
- Ponad rok temu
-
Wietnamczyk Nam - tai chi?
- Ponad rok temu
-
Kung fu w Białymstoku
- Ponad rok temu
-
Tai Chi w Poznaniu
- Ponad rok temu
-
WingTsun - kilka bardzo starych clipow
- Ponad rok temu
-
kung fu and MMA...
- Ponad rok temu
-
Sekcje w trójmieście
- Ponad rok temu
-
XX lat tanglangmen
- Ponad rok temu