Treningi sztuk walki rujnują życie osobiste, uczuciowe, seksualne i towarzyskie.
Brak wolnego czasu. Nic tylko trening i trening. Kumple cię w końcu oleją, bo nie masz dla nich czasu. (Zostaną ci tylko ci z treningu. Dopóki nie zmienią sekcji...)
Dziewczyny nie znajdziesz, bo nic tylko jesteś na treningu. A jak już jakąś masz, to odejdzie, bo za mało masz dla niej czasu.
A panny na treningach, to rzecz deficytowa. Zwłaszcza ładne. Jest ich mało i szybko wymiękają. A jak nie wymiękną to z połamanymi nosami, muskulaturą lub pryszczami nabytymi w toku treningów tracą mocno na urodzie.
Wieczorami młodzież wali na imprezki, a ty frajerze wracasz zje..ny z treningu, ledwo powłócząc nogami. Zero przyjacół. Zero kobiet. Zero seksu.
Brak kasy, bo trenując nie masz za bardzo czasu jej zarabiać. (Zakładając, że nie jesteś jednym z najlepszych, a większość z nas akurat nie jest...)
A co już tam zarobisz, to wydajesz na treningi, na sprzęt, na pomoce, na seminaria. No i jeteś gołodupcem. Myślisz, że w takich warunkach poderwiesz jakąś trzeźwo myśląca dziewczynę?
Wszystko człowieka ciągle boli. A jak nawet nie wszystko, to coś tam się zawsze znajdzie, co boli. A to zakwasy. A to kontuzje. A to stłuczenia. I jak tu się cieszyć seksem. (Nawet zakładając, że uciułasz na prostytutkę, zamiast pojechać na jakieś seminaria...)
Ubytek na urodzie. Człowiek ciągle pobijany, poobcierany, posiniaczony. No i pryszcze się robią, choć już dawno wiek nie po temu. Od koksu, powiecie, ale wcale nie tylko! Od potu. Brudu na sali. Brudu na sparingpartnerze... (Każdy dermatolog wam powie - chcesz wyleczyć cerę, daruj sobie treningi i żryj antybiotyki.)
No i ząb można stracić. I kichawę złamać.
No i weź coś potem człowieku poderwij, jak masz sińce i obtarcia na gębie, o pryszczach nie wspominając...
I jeszcze nie pijesz, nie palisz, nie ćpasz, musisz się wysypiać i trzymać dietę. I co ty durniu masz kurczę z życia?
Podróże turystyczne też odpadają, bo traci się przez to treningi. No i kasę na treningi...
No, ale jakby co, to możesz się obronić - powiesz. I obronić swoją dziwczynę. Ha, ha, ha... Chyba dziewczynę z twoich sennych marzeń. Już sobie tę kwestię wyjaśnialiśmy. Poświęcasz się treningom - zapomnij o pannie. (No chyba, że lecisz na jakieś porąbane pasztety.)
A i co do tej odrony, to i tak ktoś cię może w każdej chwili zastrzelić, zakłuć nożem, czy zatłuc pałą. I tyle z twojej dzielności. Lepiej się zapisz na strzelnicę frajerze...
Zatem: zapomnij o seksie, zapomnij o przyjemnościach, o używkach i dobrym żarciu, zapomnij o życiu towarzyskim i o turystyce, i o wszystkich rozrywkach na które nie ma czasu i środków.
Celebruj ból, pot i wysiłek. Wyciskaj pryszcze i żyj złudzeniem, że fakt, iż możesz obronić się (czytaj - spuścić manto) większości kolesi na ulicy, czyni cię kimś szczególnym...
I bez końca poszukuj odpowiedzi na pytanie:
Po cholerę ja to sobie robię? Od tylu już lat?
I czemu, u licha, to lubię???
I co Wy na to?