Ciekawa relacja...
"Rozgrzewka" (sekwencja rozciagajacych cwiczen, glownie w pozycji siedzacej, z mobilizacja) trwa 20 minut, bezposrednio po "rozgrzewce" grupa usiluje w statycznych stojacych pozycjach wykonywac "dynamiczne" uderzenia rekami w powietrze. Oczywiscie dynamika uderzen jest umowna, bo cala rozgrzewka byla zeby "uspic" organizm.
Pytanie - jak to sie ma do elementarnej wiedzy z zakresu metodyki treningu?
Romanowicz to skomentowal, ze "magia Japonii dziala"....
Ja stawiam na praktyki kulturowe zaczadzenie, ogolne znieczulenie mentalne, praktyki okultystyczne i hipnoze.
Wyborowa jeżeli ich wiedza jest niekompletna, to po co zapraszać takich instruktorów?
Dobre pytanie... Niestety wychodzi na to, ze organizatorzy sobie takich pytan nie zadaja. Nie bardzo sie zgodze z Romanowiczem, ze powodem zapraszania japonskiego instruktora (czy z innego kraju) sa pieniadze.
W karate sa drobne na oranzade wiec nie ma sie co wyglupiac z "robieniem kasy".
Instruktor Tsukamoto to ciekawy facet, ale nie jako instruktor, tylko jako socjologiczne zjawisko. Mistrz Swiata Shinkyokushin. Pomijajac fakt, ze poza Japonia nie wygral zadnego turnieju (o ile w ogole startowal), dla mnie znany jest z tego, ze po kazdych wygranych zawodach, wydluzal swoj trening o godzine. Jak doszedl do 13 godzin treningu dziennie, ktory uskutecznial przez dobrych kilka miesiecy, to doprowadzil swoj organizm do skrajnego wyczerpania. Po jednym z treningow po prostu wyladowal w szpitalu. Wychodzil z tego przez blisko trzy lata.
Tak wyglada ta fachowa treningowa wiedza w praktyce. I takiego instruktora - ktory doprowadzil siebie do takiego stanu, ze wlasciwie byl bliski smierci - polscy szefowie karate zapraszaja na oboz...
Oczywiscie mozna z tej skrajnej glupoty zrobic akt bohaterstwa i poswiecenia treningowi, ale to juz jest karatecka propaganda, ktora jest luzno powiazana z faktami. Ja juz takich zagrywek nie trawie.