[link widoczny dla zalogowanych Użytkowników] (pewnie za parę dni ten link zniknie więc wklejam)
W warszawskich gimnazjach kwitnie kultura przemocy, rodzice mają złudzenia, że coś z tym zrobi szkoła, nauczyciele sami czują się zagrożeni
Aż 15 proc. uczniów stołecznych gimnazjów twierdzi, że zostało "skrojonych", czyli zostali zmuszeni do oddania pieniędzy, telefonu komórkowego itp. Potwierdzają to rodzice - wynika z badań nad bezpieczeństwem w warszawskich gimnazjach, do których dotarła "Gazeta". Plagę "krojenia" opisaliśmy jesienią. Władze stolicy zareagowały zleceniem badań.
- Badań o takiej skali jeszcze nie było - mówi wiceprezydent Władysław Stasiak. Przeprowadzono je w 113 warszawskich gimnazjach publicznych. Na anonimowe ankiety odpowiedziało aż 19 tys. 934 uczniów (z 900 klas), 2 tys. 589 nauczycieli i 15 tys. 225 rodziców.
Kultura przemocy
W gimnazjach kwitnie kultura przemocy. Uczniowie wśród największych problemów w szkole wyliczają różne rodzaje agresji: od wyzwisk, przez kradzieże, pobicia, po wymuszenia. Do gimnazjów trafiło znane z wojska zjawisko fali, nazywane tu "koceniem", czyli prześladowanie pierwszoroczniaków.
„My jesteśmy w III klasie, to teraz tych z I chcemy „skocić”. A jak ja byłam w I klasie, co to się działo, co oni chcieli mi robić... Pisać na twarzy »kotek «, rysować wąsy, płukać wodą w umywalce" - opisuje gimnazjalistka.
Powszechne jest tzw. wykluczanie, czyli tworzenie "kozłów ofiarnych" - przezywanie ich i ośmieszanie, popychanie, szturchanie.
Co dziewiąty gimnazjalista sam doświadczył w szkole lub w jej okolicy pobicia, co 11. został zaatakowany nożem, gazem itp. Niebezpiecznie jest w najbliższym otoczeniu szkół: na przyległym osiedlu, przystanku. Tak też mówili nam młodzi ludzie jesienią podczas akcji "Gazety". Wiedzą o tym i nauczyciele: "Ktoś ma nową komórkę, nie jest lubiany w klasie, komuś podpadnie i ci, którzy mają kontakty z łysymi czy z dresiarzami, informują, kogo oni mają po drodze obrobić".
Z badań wyłania się obraz części społeczności zorganizowanej na kształt gangu: z hierarchią siły, nakazem milczenia ("donosicielstwo" jest tępione) itp. "Gang" działa głównie w toaletach (już w gimnazjach to palarnie) i "krzakach przy boisku". Niebezpieczne są też - choć mniej - przebieralnie i szatnie.
Złudzenia rodziców
Rodzice mało o tym wiedzą. "Moje dziecko czuje się bezpiecznie w szkole" - odpowiedziało aż 82 proc. z nich.
Oczywiście zauważają, że zdarza się „krojenie" czy bicie młodych ludzi, ale „swoją szkołę" idealizują. Złudzenia rodziców dotyczą też nadziei na interwencję szkoły, gdyby ich dziecko padło ofiarą przemocy. Pomocy szukaliby u nauczyciela/wychowawcy, na drugim miejscu u dyrektora szkoły, na trzecim - na policji.
To zupełnie rozmija się z deklaracjami uczniów: szokujące jest, że młodzi nie widzą sensu w zwracaniu się o pomoc do nauczycieli, dyrektora czy pedagoga szkolnego.
Ogromna większość uczniów (82 proc.) deklaruje, że o pomoc zwróciłaby się do rodziców, z kiepskim - jak można sądzić - rezultatem. W swobodnych wypowiedziach wskazują raczej na rówieśników - powszechną metodą rozwiązywania konfliktów jest "nasyłanie kolegów z osiedla", "straszenie, że ma się plecy". "Ma się jakichś tam przyjaciół, takich bliższych kolegów, i im się mówi, no bo wiemy o tym, że oni tam nikomu nie powiedzą, a nauczycielom to się raczej nie mówi takich rzeczy, no bo z tego może wyniknąć jeszcze gorzej".
Bezradność pedagoga
Nauczyciele są rozdarci. Twierdzą, że w ich gimnazjum jest bezpiecznie - 87 proc. odpowiedzi. Dociskani pytaniami szczegółowymi demaskują jednak jeszcze jeden aspekt szkolnej przemocy - co czwarty nauczyciel warszawskich gimnazjów przyznaje, że odczuwa "zagrożenie fizyczne ze strony uczniów podczas lekcji", a ponad 40 proc. boi się na przerwach!
Dwie trzecie twierdzi, że regularnie ("raz w tygodniu lub częściej") spotykają ich "wyzwiska, celowe potrącenia, szturchnięcia", codziennie dotyka to blisko 30 proc. pedagogów!
Nauczyciele doświadczają też - choć rzadziej - "zamykania w pomieszczeniu" i "agresji podczas lekcji". Najrzadziej zdarza się nauczycielom "krojenie" przez uczniów (40 proc. miało takie doświadczenie!) i grożenie, np. nożem (20 proc.)
Czy pedagodzy chcą coś z tym zrobić? Można wątpić, skoro zaledwie 7 proc. uważa, że to oni ponoszą odpowiedzialność za agresywne zachowania uczniów. Ich zdaniem winni są rodzice (tak uważa 80 proc. nauczycieli).
Rodzice z kolei na pierwszym miejscu wskazują media (telewizję, internet), ale zaraz potem rodziców. Tyle że... innych dzieci.
- Nie jest może aż tak tragicznie, że strach przekroczyć próg szkoły, ale rzuca się w oczy to, że uczniowie, rodzice, nauczyciele żyją własnym życiem. Rodzice bezpieczeństwem w szkole się nie interesują. A trzeba się tym zająć wspólnie - komentuje prezydent Stasiak.
Badania Ośrodka Konsultacji i Dialogu Społecznego w ratuszu są tak rozległe, że można będzie zdiagnozować każde gimnazjum. - Każdy rodzic, jeśli zechce, dostanie "metryczkę bezpieczeństwa szkoły". Będą gotowe w czerwcu, na ostatnie wywiadówki - zapowiada Stasiak.
Udało mu się przełamać opór urzędników i nauczycieli, którzy boją się powstania kolejnego rankingu - najgorszych szkół w mieście.