Jak niektorzy slyszeli, pomiedzy 16 a 23 kwietnia w Labaroche we Francji odbylo sie tygodniowe seminarium aikido. Sama smietanka nauczycieli Birankai - Gabriel Valibouze, Norberto Chiesa, Juba Nour, Chris Mooney, Kristina Varjan - to tylko niektore z nazwisk. Zabraklo niestety samego T.K.Chiba sensei, no ale potu i krwi przelalismy i tak sporo.
Jedyne jak na razie dojo Birankai w Polsce miesci sie we Wroclawiu, wiec na dzien dobry czekalo nas (mnie i moja Anie) 470km podrozy przez Polske i nocleg na Dolnym Slasku. Potem raniutko wyjazd z Wroclawia i przez Zgorzelec, Drezno i pare innych niemieckich miast dotarlismy do granicy Francji. Nigdy nie sadzilem, ze jadac Fiatem Punto bede ZWALNIAC do 130km/h

Na seminarium przewidziano 5 godzin aikido i 1 godzine zazen dziennie. Zazen pomine, bo z pewnych powodow po pierwszej probie postanowilem dalej z niego nie korzystac. Za to aikido - mniodzio nad mniodziami. Wymienieni wyzej nauczyciele byli "glowniejsi" i bylo widac, ze kazdy ma do przekazania cos konkretnego - jakby swoj wybrany temat. Treningi uzupelniali instruktorzy Birankai (ba - 4-6 dany!) ktorzy z kolei latali dziury w tym, czego nie zapamietalismy z pozostalych zajec.
I tak - sensei Juba Nour w wiekszosci skupial sie na technikach "okolo-nikkyo", a do tego w sporej czesci w suwari-waza. Sensei Norberto Chiesa pokazywal podstawy i tlumaczyl jak sie uczyc, jak obie cwiczace osoby maja korzystac z kazdego ruchu tori i z tego jak wplywa on na uke. Z treningow sensei Chrisa Mooney z kolei zapamietalem najbardziej zmiany pozycji - wchodzenie w "martwy kat" w kazdej technice. Sensei Valibouze i Varjan pokazywali szersza game technik - glownie tachi-waza. Jedna z kokyu-nage K.Varjan wygladala jak zywcem przywieziona z Bostonu (sensei cwiczy na Hawajach...).
Conajmniej 1 godzine dziennie spedzalismy cwiczac z bronia. Poczatkujacy cwiczyli niektore z 36 form podstawowych z jo. Zaawansowani (oraz odwazniejsi) - przerabiali sansho nr. 1. Do tego przez 3 dni po godzinie iaido (iai batto ho) - formy i interpretacje.
Znane sa rozne opinie o "brutalnosci" czy "bezwzglednosci" w Birankai. Musze powiedziec, ze pracowac fizycznie trzeba - ale jesli ktos sobie nie radzil z ukemi czy ogolnie z przyjmowaniem technik, to owszem, mogl sie przez to mniej nauczyc, ale nie stracilby zebow ani kosci. Inna sprawa jest ktos, kto wie jak pracowac, ale mu sie nie chce... Az zaluje ze kamera nie byla wtedy wlaczona :twisted:
Samych technik nie ma co opisywac - wiadomo, ze to trzeba przezyc. Fakt spedzenia tygodnia na macie i tluczenia sie przez kilka godzin sam w sobie jest nauka. Nikt nikogo nie sprobuje przekonywac do tego, ktore aikido jest lepsze. Ale sposob cwiczenia - tu juz musze cos powiedziec. Jedna z najwspanialszych roznic pomiedzy tym co widzialem TAM a tym, co mam na codzien byla ... cisza. Doslownie - tylko sapanie, klepanie o mate i glos sensei co pewien czas. Praktycznie nikt nie gadal, nie probowal tlumaczyc (z wyjatkiem przewidzianych do tego nauczycieli) - skupienie i zanshin naprawde wyciskaly dodatkowe krople potu.
Jeszcze jeden wspanialy element, ktorego brak czesto w Polsce. Seminarium prowadzilo kilka naprawde wielkich nazwisk. I w czasie wiekszosci treningow mozna ich bylo dorwac na macie i pocwiczyc. Nie jak rowny z rownym oczywiscie, ale przeciez nie o to chodzi. To jest niesamowite jak w pare sekund mozna dowiedziec sie jakiejsc cennej informacji od kogos kto nie wypowiedzial ani slowa.
Podsumowujac - 3000 km podrozy, 35 godzin na macie, tanie wino, drogie piwo, piekne widoki, zimne powietrze, polowa dojo w hakamach (jakies 70-80 danow pewnie by sie w sumie zebralo). Ech, zeby nie rozne korzenie ktore czlowiek zapuscil, to by sie pojezdzilo tak czesciej. No, ale juz za 3 tygodnie pare znanych nazwisk z tego seminarium zawita we Wroclawiu - kto ma czas, niechaj przybywa. A kolejny taki staz - latem w Uzes oraz gdzies w Birmingham. Zeby tylko finanse pozwolily ...