Co do zakrocznej pięty...
W tradycyjnych systemach z Okinawy - nie odrywa się jej zazwyczaj. => Większa siła ciosu płynąca z mocniejszego podparcia się nogą zakroczną, czyli lepszego wykorzystania kime całego ciała itd.
W shotokanie książkowym też się nie odrywa, ale trenowałem krótko w sekcji tego stylu, w której kazano mi ją odrywać w celu powiększenia zasięgu i generowania siły ciosu głębszym dokręceniem biodra (odrobinę jak w boksie).
Osobiście wolę tsuki z piętą na ziemi, ale z jednoczesną zmianą pozycji np. z ukośnej shiko dachi na zenkutsu dachi, co daje właśnie mocne poparcie ciosu dokręceniem biodra, ale bez utraty kime i siły płynącej podparcia nogą zakroczną.
W boksie to już różnie, ale w zasadzie zawsze chyba opiera się na przodzie stopy zakrocznej, a nie na całej. Jeden trener boksu kazał mi piętę odrywać. Drugi - trener boksu i taja też kazał odrywać. A inny trener (też boksu i taja zresztą) kazał jedynie mocno dokręcać biodro dociążając przód stopy nogi zakrocznej, a piętę pozostawiać (leciutko) na ziemi (lub tuż, tuż nad), raczej bez jej odrywania. Ciężko mi tak było walczyć, bo ci dwaj poprzedni trenerzy przyzwyczaili mnie do odrywania pięty, ale można i tak. Ważne raczej, na ile biodro idzie do przodu.
Co do osobnego treningu boksu i karate to absolutnie się zgadzam (przy czym i jedno i drugie można też na pożądnym worku poćwiczyć).
Co do zastosowania - w walce sparingowej - oczywiście boks/taj, w samoobronie (przynajmniej na pewno w pierwszej jej fazie) - karate.
Walczyłem (sparingi) kiedyś z gościem który trenował w dobrym klubie parę latek kika i boks.
Było różnie. Z jednej strony jak skakał po boksersku, a ja reagowałem typowo jak karateka to mnie punktował od czasu do czasu, choć część po karatecku blokowałem (w rękawicach to beznadziejnie wychodzi!). Karate jest po prostu do czegoś innego... Z drugiej strony, jak zaliczył zamachowy cios pięścią (jedno z tradycyjnych uchi), to był zdziwiony, że tak mocno i tak go bolało (akurat, hehe, poszło głównie nasadą kciuka, a tam nie ma przecież 'poduchy'). Generalnie poruszał się bardziej reaktywnie i zaskoczył mnie raz sierpem w półdystansie, który odczułem (takiego sierpa bokserskiego to się ni cholery z bliska nie widzi, za to bardzo się go czuje) oraz kilkoma lewymi prostymi, wykorzystując nieszczelność mojej gardy i prawym krzyżowym (nie wiedziałem wtedy, że tak można hehe). Ale za to dość łatwo gubił się przy moich ostrych natarciach, kiedy spadały na niego licznie ciosy inne niż bokserskie, np. właśnie zamachowe (tetsui uchi itp.) przeplatane z tsuki, zwłaszcza np. uchi bite z góry. Zdarzało mu się wtedy nieźle zebrać i widziałem, że jest zagubiony więc go nie dobijałem. A jak przeszliśmy do kopnięć, to już szybciutko kulawy wrócił do domku. Nie moja wina, ja tylko blokowałem goleniem na goleń...
Aha - miałem wtedy znikome doświadczenie sparingowe, a on całkiem spore. I mimo to jakoś poszło.