
Z jednej strony przemawia do mnie idea wyniesiona z tradycyjnego, niesportowego karate, mówiąca, że walka to ostateczność, że powinno się jej unikać za wszelką cenę itp.
Z drugiej strony - lubię sobie powalczyć. :twisted: Zawsze lubiłem i jakoś mi nie przeszło. A to zamiłowanie wyraźnie kłoci się z powyższą szlachetną ideą.

Macie podobne dylematy?

Jak sobie z nimi radzicie?

Ja na przykład staram się bezwarunkowo unikać jakichkolwiek tzw. 'starć ulicznych'. (Co czasem wcale łatwe nie jest. Zwłaszcza jak człowiek zdenerwowany, a tu mu ktoś...




Do końca nie mam jednak przekonania, czy te walki nie pozostają, w sumie, w opozycji do idei walczenia tylko w samoobronie. :? Znam tradycjonalistów, którzy tak właśnie uważają.
A ja co? Odstępca i agresywny maniak przy nich jestem...

Oczywiście osobiście sądzę, że takie walki są bardzo pożytecznym elementem treningów, niezbędnym dla współczesnego karateki, który ma (na szczęście



Co Wy na to?

Zwracam się głównie do nielicznych 'karateków tradycjonalistów', bo zapewne 'karatecy sportowcy' siłą rzeczy takich dylematów wcale nie mają.
Pozdrawiam
