Bielmo na oku "Tygrysa"
Jednym z pilnych obserwatorów pojedynku Dariusza Michalczewskiego z Fabrice Tiozzo był słynny wojownik ringu, Marek Piotrowski. "Punisher" (z ang.: ten, który karze) na klęskę Michalczewskiego w pojedynku o pas WBA patrzy bez złośliwej satysfakcji zlekceważonego kiedyś przez "Tigera" rywala, za to z przenikliwością fachowca, który zna branżę i w dodatku potrafi wczuć się w psychikę innego pięściarza.
40-letni dziś Piotrowski, były champion kick-boxingu, swój pierwszy tytuł mistrza świata zawodowców w zdobył w Chicago, od zamieszkania w którym zaczynał w 1988 roku swoją amerykańską przygodę. Później, w latach 90-tych, gdy osiedlił się w Detroit, dokąd przeprowadził się z Tampy (Floryda), był także bardzo dobrym pięściarzem zawodowym - zakończył karierę bokserską z niesplamionym porażką rekordem 21-0. Walczył, tak jak Michalczewski, w kategorii półciężkiej i niecałą dekadę temu marzył o pojedynku o tytuł WBO z "Tygrysem". Chociaż we wrześniu 1997 roku będący wówczas u szczytu swoich możliwości Dariusz w wywiadzie, którego udzielił niżej podpisanemu, stwierdził: "Taka walka nie ma sensu, Piotrowski jest dla mnie za słaby", mieszkający dzisiaj w Polsce - w domu rodzinnym w podwarszawskiej miejscowości Dębe Wielkie - Marek się na niego nie obraził i wiernie mu kibicował.
Wojownik ringu, Marek Piotrowski, o przyczynach klęski Michalczewskiego
Bielmo na oku "Tygrysa"
- Wiem co znaczy gorycz porażki i dlatego bardzo nie podobają mi się ci, którzy nie zostawiają na Darku suchej nitki - tłumaczy Piotrowski - Zwłaszcza ludzie, którzy wcześniej wychwalali go pod niebiosa. Przyczyn porażki Darka jest wiele. Jedną z nich jest współpraca z bardzo zajętym trenerem. Nie wierzę w to, że jeden coach jest w stanie przygotować kilku zawodników jednocześnie do ważnych walk. A tak było w przypadku Fritza Zdunka, który, poza Michalczewskim, trenował m. in. Zsolta Erdei'a walczącego przecież tego samego wieczoru. Trudno powiedzieć, ile w tym winy trenera, ale blok Darka zbyt często był nieszczelny i o wiele skuteczniejsze okazywały się uniki, które jednak stosował niezbyt często. W dodatku bardzo rzadko wychodził z nich z ciosem. Prawie nie używał też prawej ręki i niemal nie zadawał ciosów w półdystansie. Oczywiście, szwankowało również kilka innych elementów - np. ruchliwość, gdyż w żadnym wypadku nie wolno stać niemal bez ruchu oczekując na serie rywala.
Marek Piotrowski, mimo iż w 1997 roku otrzymał propozycję stoczenia pojedynku o mistrzowski pas prestiżowej organizacji, ze względu na kłopoty ze zdrowiem zdecydował się wówczas na zakończenie kariery. Uważa, że podobnie powinien postąpić Michalczewski.
- Jeden z moich złośliwych znajomych skomentował, że oko "Tygrysa" zaszło bielmem, co miało oznaczać, że Darek już nigdy nie zbliży się do klasy, którą prezentował w swoim najlepszym okresie. Nie chciałbym tego przesądzać, ale
jeśli prawdą jest, że Michalczewski był świetnie przygotowany pod względem fizycznym - a wyglądał lepiej niż kiedykolwiek, gdyż nigdy nie widziałem u niego tak efektownego "kaloryfera" na brzuchu - to najgłupszą rzeczą, jaką mógłby zrobić, byłby powrót na ring. Wydaje mi się bowiem mało realne, by odzyskał tytuł. Musiałby bowiem radykalnie - i na dłużej niż kilka miesięcy, gdyż teraz byłby zobowiązany do stoczenia jednej, jeśli nie dwóch, walki rankingowej - zmienić styl życia, w 100 procentach postawić na boks, rezygnując ze spraw biznesowych i osobistych. Wątpię, by chciał, a może i potrafił, zostawić to wszystko na dłuższy okres i zatopić się w treningu.
Widziałem wielu zawodników, którzy solidnie trenowali, mieli dobry humor przed walką i wierzyli w zwycięstwo, a tuż przed wejściem do ringu obezwładniało ich przeczucie porażki. Darek sprawiał wrażenie zablokowanego, jakby walczył pod zbyt dużą presją. Wyglądał na wypalonego. Jak gdyby nie było w nim radości boksowania. Być może przeżył w ringu zbyt wiele wojen. W odzyskaniu świeżości nie pomogła roczna przerwa w regularnych treningach po walce z Gonzalezem. Może nawet zaszkodziła, gdyż pięściarz w jego wieku nie powinien robić sobie tak długiej przerwy w boksowaniu. Poza tym, jeśli już upierał się przy powrocie, to najpierw powinien się przetrzeć w pojedynku z kimś z drugiej dziesiątki, a nie od razu rzucać wyzwanie tak groźnemu zawodnikowi, jak Tiozzo - zakończył Piotrowski.
Robert Krzak
Mój szacunek dla Pana Piotrowskiego
To dobry przykład dla wszystkich kibiców oraz ringowych pyszałków (do których notabene Michalczewski moim zdaniem też miał zadatki)..