Komentarze do Przygód Miszcza Mariana
Napisano Ponad rok temu
- HAJIME...
Na biedną, żałośnie wyglądającą kruszynkę skuloną w jednym z końców tatami ruszyła dzika banda...
Nikt nie spodziewal sie, ze mają do czynienia ze zdobywca żółtej koszulki w gminnym konkursie dwóch pedałów, zielonego pasa w rwaniu sztachet i niebieskiego ręczniczka w aikido ...
nikt, prócz Mariana, któryż to patrzył rozradowany, jak rzeczona kruszynka rozrywa i szarpie, drapie i gryzie, chrząka i pluje i na dodatek używa brzydkich wyrazów. kurz opadł i miszcz jak sie spodziewał zobaczył jeno...
rzeczoną kruszynkę siedzącą jak w przódy w najdalszym końcu tatami w pozycji seiza. Na twarzy kruszynki błąkał się delikatny ślad uśmiechu, a policzki były jeno lekko zaróżowione. Na środku tatami zaś...
No właśnie! To co zobaczył wstrząsnęło Marianowym umysłem. U stóp tej kruszynki leżeli uke w najróżniejszych pozach. Ich twarze były powykrzywiane w różnych grymasach, a świadkowie zdarzenia na wieki będą...
budzić się w śroku nocy z krzykiem straszliwy, rwiącym struny głosowe wprost do niemożliwości i z obłędem w oczach, który długo jeszcze z owych oczu nie zniknie...
Jeno byl jednym z najmlodszych młodzianków w seminarium. Trzymał się w nim zresztą jedynie dzięki stypendium od Ojca Trenera zdobytemu na ringu. Pochodził z niewielkiej wioski nad rzeką Renault - to na jej stromych zboczach utracił był większość uzębienia, co spowodowało że nazwę rzeki wymawiał jak wymawiał. I stąd przeor nadał mu takie właśnie imię...
Jeno mocno wierzył ( jak na młodzianka z seminarium przystało) ale i kochał walkę, jej zapach, smak. Uwielbiał ten niepokojący dreszczyk wędrujący mu po krzyżu tuż przed usłyszeniem magicznego słowa "start". Ale przeor naczytał się bredni o szatańskich i sekciarskich zagrożeniach związanych z SW i...
byłyby problemy, gdyby nie fakt, ze młodzieńcem będąc cegłówką dziurawką w głowę oberwał kilkakrotnie co zaowocowało przedziwnym schorzeniem - jak tylko kończył akapit zapominał kompletnie o co w nim chodziło. Poza tym szczegółem czytał nadzwyczajnie szybko i ze zrozumieniem. znaczy przeor czytał.
Tak więc co by o Jeno nie powiedzieć, napisać, zaśpiewać czy wyryć na scianie pismem obrazkowym, był z niego zabijaka że kurde mol.
Miszcz wiedział jaki skarb posiada w swoim dojo i z prawdziwą radością karmił to dziecię kolejnymi wizjami walki bez walki, sztuki miłości przy łamaniu kości innych głupot o samodoskonaleniu i takich tam mając pełną świadomość tego, że w chwili zagrożenia Jeno pozwoli działać instynktowi killera.
Cel miał w tym jeden - a były nim te chwile, kiedy mógł na całe gardło wydrzeć swoje podstępne HAJIME i delektować się widokiem tych, którzy przekonani o swej aikipotędze ulegali Jeno w nierównej walce bez zasad.
Niestety, cicho i zdradziecko niczym członkowie japońskiego klanu skrytobójców-Ninja nadszedł moment gdy przeor nie był już w stanie nauczyć Jeno niczego więcej. Musieli się rozstać i Jeno musiał powędrować w świat w poszukiwaniu swojej "DO" i nowego mistrza. Na odchodnym przeor przekazał swemu ukochanemu uczniowi, zasłyszaną gdzieś, kiedyś przy leśnym obozowisku legendę o Wielkim Pogromcy Chilijskich Wiewiórek, Największym z Wielkich i Jedynym Oświeconym znającym techniki o jakich się nikomu nie śniło, Miszczu Marianie...
Z pierwa Jeno jeno przyjął to do wiadomości.
W obitej przeróżnymi tępymi przedmiotami głowie nie mieściło mu sie, żę w rzeczywistości realistycznej istnieć może taki Ktoś jak legendarny Miszczu, ktoś komu nie straszne straszności największe i gość taki, że normalnie mózg stoi...
Długo by opowiadać jak to Jeno brnął przez śniegi, piaski i to wszystko przez co można brnąć, troche też brodził i sie przedzierał ale tylko troszeczke, głównie brnął, długo by opowiadać ale to juz moje trzecie zdanie i i tak za bardzo przeciągam pakując przecinki tam, gdzie powinna być ktopka, tak jak teraz, no to upraszczając brnął długo jak cholera az dobrnął do....
Napisano Ponad rok temu
- HAJIME...
Na biedną, żałośnie wyglądającą kruszynkę skuloną w jednym z końców tatami ruszyła dzika banda...
Nikt nie spodziewal sie, ze mają do czynienia ze zdobywca żółtej koszulki w gminnym konkursie dwóch pedałów, zielonego pasa w rwaniu sztachet i niebieskiego ręczniczka w aikido ...
nikt, prócz Mariana, któryż to patrzył rozradowany, jak rzeczona kruszynka rozrywa i szarpie, drapie i gryzie, chrząka i pluje i na dodatek używa brzydkich wyrazów. kurz opadł i miszcz jak sie spodziewał zobaczył jeno...
rzeczoną kruszynkę siedzącą jak w przódy w najdalszym końcu tatami w pozycji seiza. Na twarzy kruszynki błąkał się delikatny ślad uśmiechu, a policzki były jeno lekko zaróżowione. Na środku tatami zaś...
No właśnie! To co zobaczył wstrząsnęło Marianowym umysłem. U stóp tej kruszynki leżeli uke w najróżniejszych pozach. Ich twarze były powykrzywiane w różnych grymasach, a świadkowie zdarzenia na wieki będą...
budzić się w śroku nocy z krzykiem straszliwy, rwiącym struny głosowe wprost do niemożliwości i z obłędem w oczach, który długo jeszcze z owych oczu nie zniknie...
Jeno byl jednym z najmlodszych młodzianków w seminarium. Trzymał się w nim zresztą jedynie dzięki stypendium od Ojca Trenera zdobytemu na ringu. Pochodził z niewielkiej wioski nad rzeką Renault - to na jej stromych zboczach utracił był większość uzębienia, co spowodowało że nazwę rzeki wymawiał jak wymawiał. I stąd przeor nadał mu takie właśnie imię...
Jeno mocno wierzył ( jak na młodzianka z seminarium przystało) ale i kochał walkę, jej zapach, smak. Uwielbiał ten niepokojący dreszczyk wędrujący mu po krzyżu tuż przed usłyszeniem magicznego słowa "start". Ale przeor naczytał się bredni o szatańskich i sekciarskich zagrożeniach związanych z SW i...
byłyby problemy, gdyby nie fakt, ze młodzieńcem będąc cegłówką dziurawką w głowę oberwał kilkakrotnie co zaowocowało przedziwnym schorzeniem - jak tylko kończył akapit zapominał kompletnie o co w nim chodziło. Poza tym szczegółem czytał nadzwyczajnie szybko i ze zrozumieniem. znaczy przeor czytał.
Tak więc co by o Jeno nie powiedzieć, napisać, zaśpiewać czy wyryć na scianie pismem obrazkowym, był z niego zabijaka że kurde mol.
Miszcz wiedział jaki skarb posiada w swoim dojo i z prawdziwą radością karmił to dziecię kolejnymi wizjami walki bez walki, sztuki miłości przy łamaniu kości innych głupot o samodoskonaleniu i takich tam mając pełną świadomość tego, że w chwili zagrożenia Jeno pozwoli działać instynktowi killera.
Cel miał w tym jeden - a były nim te chwile, kiedy mógł na całe gardło wydrzeć swoje podstępne HAJIME i delektować się widokiem tych, którzy przekonani o swej aikipotędze ulegali Jeno w nierównej walce bez zasad.
Niestety, cicho i zdradziecko niczym członkowie japońskiego klanu skrytobójców-Ninja nadszedł moment gdy przeor nie był już w stanie nauczyć Jeno niczego więcej. Musieli się rozstać i Jeno musiał powędrować w świat w poszukiwaniu swojej "DO" i nowego mistrza. Na odchodnym przeor przekazał swemu ukochanemu uczniowi, zasłyszaną gdzieś, kiedyś przy leśnym obozowisku legendę o Wielkim Pogromcy Chilijskich Wiewiórek, Największym z Wielkich i Jedynym Oświeconym znającym techniki o jakich się nikomu nie śniło, Miszczu Marianie...
Z pierwa Jeno jeno przyjął to do wiadomości.
W obitej przeróżnymi tępymi przedmiotami głowie nie mieściło mu sie, żę w rzeczywistości realistycznej istnieć może taki Ktoś jak legendarny Miszczu, ktoś komu nie straszne straszności największe i gość taki, że normalnie mózg stoi...
Długo by opowiadać jak to Jeno brnął przez śniegi, piaski i to wszystko przez co można brnąć, troche też brodził i sie przedzierał ale tylko troszeczke, głównie brnął, długo by opowiadać ale to juz moje trzecie zdanie i i tak za bardzo przeciągam pakując przecinki tam, gdzie powinna być ktopka, tak jak teraz, no to upraszczając brnął długo jak cholera az dobrnął do....
(wróciłem z urlopu to na rozgrzwkę coś napiszę )
..... jaskini tak wielkiej, że tylko dwie były możliwości co do jej przeznaczenia:
pierwsze primo - był to prehistoryczny garaż dla legendarnego, transportowego mamuta o imieniu Feluś (jego czyny to materiał na zupełnie osobny vortal)
drugie primo - było to prehistoryczne dojo, w którym mieszały się potężne ki, kiai i harakiri będące cieniem i ulotnym odbiciem wielkich mistrzów i miszczów, którzy wylewali tam kiedyś swoje pot, łzy i inne wydzieliny, (o których nie napiszę bo być może czytają to jakieś dzieci) podczas moderczych treningów na krawędzi.
Wrażenie było wielkie jak nie przymierzając wodospad Niagara spadający z Monewerestu albo nawet jak duże włoskie kręcone na rynku w Szamotułach.
Jeno stał z japą rozdziawioną jak by zobaczył Legoland albo wielkiego cukierka i całym sobą absorbował wszystko to co w powietrzu po wielkich misztrzach zostało.
Wtem jego sielsko anielski nastrój został zakłucony przez dziwne odgłosy dobiegające z..........
Napisano Ponad rok temu
- HAJIME...
Na biedną, żałośnie wyglądającą kruszynkę skuloną w jednym z końców tatami ruszyła dzika banda...
Nikt nie spodziewal sie, ze mają do czynienia ze zdobywca żółtej koszulki w gminnym konkursie dwóch pedałów, zielonego pasa w rwaniu sztachet i niebieskiego ręczniczka w aikido ...
nikt, prócz Mariana, któryż to patrzył rozradowany, jak rzeczona kruszynka rozrywa i szarpie, drapie i gryzie, chrząka i pluje i na dodatek używa brzydkich wyrazów. kurz opadł i miszcz jak sie spodziewał zobaczył jeno...
rzeczoną kruszynkę siedzącą jak w przódy w najdalszym końcu tatami w pozycji seiza. Na twarzy kruszynki błąkał się delikatny ślad uśmiechu, a policzki były jeno lekko zaróżowione. Na środku tatami zaś...
No właśnie! To co zobaczył wstrząsnęło Marianowym umysłem. U stóp tej kruszynki leżeli uke w najróżniejszych pozach. Ich twarze były powykrzywiane w różnych grymasach, a świadkowie zdarzenia na wieki będą...
budzić się w śroku nocy z krzykiem straszliwy, rwiącym struny głosowe wprost do niemożliwości i z obłędem w oczach, który długo jeszcze z owych oczu nie zniknie...
Jeno byl jednym z najmlodszych młodzianków w seminarium. Trzymał się w nim zresztą jedynie dzięki stypendium od Ojca Trenera zdobytemu na ringu. Pochodził z niewielkiej wioski nad rzeką Renault - to na jej stromych zboczach utracił był większość uzębienia, co spowodowało że nazwę rzeki wymawiał jak wymawiał. I stąd przeor nadał mu takie właśnie imię...
Jeno mocno wierzył ( jak na młodzianka z seminarium przystało) ale i kochał walkę, jej zapach, smak. Uwielbiał ten niepokojący dreszczyk wędrujący mu po krzyżu tuż przed usłyszeniem magicznego słowa "start". Ale przeor naczytał się bredni o szatańskich i sekciarskich zagrożeniach związanych z SW i...
byłyby problemy, gdyby nie fakt, ze młodzieńcem będąc cegłówką dziurawką w głowę oberwał kilkakrotnie co zaowocowało przedziwnym schorzeniem - jak tylko kończył akapit zapominał kompletnie o co w nim chodziło. Poza tym szczegółem czytał nadzwyczajnie szybko i ze zrozumieniem. znaczy przeor czytał.
Tak więc co by o Jeno nie powiedzieć, napisać, zaśpiewać czy wyryć na scianie pismem obrazkowym, był z niego zabijaka że kurde mol.
Miszcz wiedział jaki skarb posiada w swoim dojo i z prawdziwą radością karmił to dziecię kolejnymi wizjami walki bez walki, sztuki miłości przy łamaniu kości innych głupot o samodoskonaleniu i takich tam mając pełną świadomość tego, że w chwili zagrożenia Jeno pozwoli działać instynktowi killera.
Cel miał w tym jeden - a były nim te chwile, kiedy mógł na całe gardło wydrzeć swoje podstępne HAJIME i delektować się widokiem tych, którzy przekonani o swej aikipotędze ulegali Jeno w nierównej walce bez zasad.
Niestety, cicho i zdradziecko niczym członkowie japońskiego klanu skrytobójców-Ninja nadszedł moment gdy przeor nie był już w stanie nauczyć Jeno niczego więcej. Musieli się rozstać i Jeno musiał powędrować w świat w poszukiwaniu swojej "DO" i nowego mistrza. Na odchodnym przeor przekazał swemu ukochanemu uczniowi, zasłyszaną gdzieś, kiedyś przy leśnym obozowisku legendę o Wielkim Pogromcy Chilijskich Wiewiórek, Największym z Wielkich i Jedynym Oświeconym znającym techniki o jakich się nikomu nie śniło, Miszczu Marianie...
Z pierwa Jeno jeno przyjął to do wiadomości.
W obitej przeróżnymi tępymi przedmiotami głowie nie mieściło mu sie, żę w rzeczywistości realistycznej istnieć może taki Ktoś jak legendarny Miszczu, ktoś komu nie straszne straszności największe i gość taki, że normalnie mózg stoi...
Długo by opowiadać jak to Jeno brnął przez śniegi, piaski i to wszystko przez co można brnąć, troche też brodził i sie przedzierał ale tylko troszeczke, głównie brnął, długo by opowiadać ale to juz moje trzecie zdanie i i tak za bardzo przeciągam pakując przecinki tam, gdzie powinna być ktopka, tak jak teraz, no to upraszczając brnął długo jak cholera az dobrnął do....
..... jaskini tak wielkiej, że tylko dwie były możliwości co do jej przeznaczenia:
pierwsze primo - był to prehistoryczny garaż dla legendarnego, transportowego mamuta o imieniu Feluś (jego czyny to materiał na zupełnie osobny vortal)
drugie primo - było to prehistoryczne dojo, w którym mieszały się potężne ki, kiai i harakiri będące cieniem i ulotnym odbiciem wielkich mistrzów i miszczów, którzy wylewali tam kiedyś swoje pot, łzy i inne wydzieliny, (o których nie napiszę bo być może czytają to jakieś dzieci) podczas moderczych treningów na krawędzi.
Wrażenie było wielkie jak nie przymierzając wodospad Niagara spadający z Monewerestu albo nawet jak duże włoskie kręcone na rynku w Szamotułach.
Jeno stał z japą rozdziawioną jak by zobaczył Legoland albo wielkiego cukierka i całym sobą absorbował wszystko to co w powietrzu po wielkich misztrzach zostało.
Wtem jego sielsko anielski nastrój został zakłucony przez dziwne odgłosy dobiegające z..........
dobiegające z jego własnego wnętrza. "Ki diabeł" pomyślał Jeno i przeżegnał się. Nigdy wcześniej tak diabelskich dźwięków, w całym swoim długim, nastoletnim życiu nie słyszał. Były to jęki przerażające i orutne, niczym pohukiwania barbarzyńcówwpadających na rzeź do starożytnego Rzymu. A co gorsza < o zgrozo!> wydawało je jego własne ciało....
Napisano Ponad rok temu
a duzym szacuneczkiem polecam lekturę Wyimku - pod wrazeniem jestem - tej katorżniczej pracy nad systematyka wiewiórki czilijskiej
. popatrzcie tez na link do strony pod postem. ciekawostka.
Napisano Ponad rok temu
Nie daje się zwieść futerkowi i mruczankom wiedząc, że to co dobre to chropowate, twarde, i nie mruczy a charcze z rzadka bekając.
Ten tego znaczy się że miszcz Marian preferuje chude, zgrzebne....... kozy 8O 8O :wink:
Napisano Ponad rok temu
- HAJIME...
Na biedną, żałośnie wyglądającą kruszynkę skuloną w jednym z końców tatami ruszyła dzika banda...
Nikt nie spodziewal sie, ze mają do czynienia ze zdobywca żółtej koszulki w gminnym konkursie dwóch pedałów, zielonego pasa w rwaniu sztachet i niebieskiego ręczniczka w aikido ...
nikt, prócz Mariana, któryż to patrzył rozradowany, jak rzeczona kruszynka rozrywa i szarpie, drapie i gryzie, chrząka i pluje i na dodatek używa brzydkich wyrazów. kurz opadł i miszcz jak sie spodziewał zobaczył jeno...
rzeczoną kruszynkę siedzącą jak w przódy w najdalszym końcu tatami w pozycji seiza. Na twarzy kruszynki błąkał się delikatny ślad uśmiechu, a policzki były jeno lekko zaróżowione. Na środku tatami zaś...
No właśnie! To co zobaczył wstrząsnęło Marianowym umysłem. U stóp tej kruszynki leżeli uke w najróżniejszych pozach. Ich twarze były powykrzywiane w różnych grymasach, a świadkowie zdarzenia na wieki będą...
budzić się w śroku nocy z krzykiem straszliwy, rwiącym struny głosowe wprost do niemożliwości i z obłędem w oczach, który długo jeszcze z owych oczu nie zniknie...
Jeno byl jednym z najmlodszych młodzianków w seminarium. Trzymał się w nim zresztą jedynie dzięki stypendium od Ojca Trenera zdobytemu na ringu. Pochodził z niewielkiej wioski nad rzeką Renault - to na jej stromych zboczach utracił był większość uzębienia, co spowodowało że nazwę rzeki wymawiał jak wymawiał. I stąd przeor nadał mu takie właśnie imię...
Jeno mocno wierzył ( jak na młodzianka z seminarium przystało) ale i kochał walkę, jej zapach, smak. Uwielbiał ten niepokojący dreszczyk wędrujący mu po krzyżu tuż przed usłyszeniem magicznego słowa "start". Ale przeor naczytał się bredni o szatańskich i sekciarskich zagrożeniach związanych z SW i...
byłyby problemy, gdyby nie fakt, ze młodzieńcem będąc cegłówką dziurawką w głowę oberwał kilkakrotnie co zaowocowało przedziwnym schorzeniem - jak tylko kończył akapit zapominał kompletnie o co w nim chodziło. Poza tym szczegółem czytał nadzwyczajnie szybko i ze zrozumieniem. znaczy przeor czytał.
Tak więc co by o Jeno nie powiedzieć, napisać, zaśpiewać czy wyryć na scianie pismem obrazkowym, był z niego zabijaka że kurde mol.
Miszcz wiedział jaki skarb posiada w swoim dojo i z prawdziwą radością karmił to dziecię kolejnymi wizjami walki bez walki, sztuki miłości przy łamaniu kości innych głupot o samodoskonaleniu i takich tam mając pełną świadomość tego, że w chwili zagrożenia Jeno pozwoli działać instynktowi killera.
Cel miał w tym jeden - a były nim te chwile, kiedy mógł na całe gardło wydrzeć swoje podstępne HAJIME i delektować się widokiem tych, którzy przekonani o swej aikipotędze ulegali Jeno w nierównej walce bez zasad.
Niestety, cicho i zdradziecko niczym członkowie japońskiego klanu skrytobójców-Ninja nadszedł moment gdy przeor nie był już w stanie nauczyć Jeno niczego więcej. Musieli się rozstać i Jeno musiał powędrować w świat w poszukiwaniu swojej "DO" i nowego mistrza. Na odchodnym przeor przekazał swemu ukochanemu uczniowi, zasłyszaną gdzieś, kiedyś przy leśnym obozowisku legendę o Wielkim Pogromcy Chilijskich Wiewiórek, Największym z Wielkich i Jedynym Oświeconym znającym techniki o jakich się nikomu nie śniło, Miszczu Marianie...
Z pierwa Jeno jeno przyjął to do wiadomości.
W obitej przeróżnymi tępymi przedmiotami głowie nie mieściło mu sie, żę w rzeczywistości realistycznej istnieć może taki Ktoś jak legendarny Miszczu, ktoś komu nie straszne straszności największe i gość taki, że normalnie mózg stoi...
Długo by opowiadać jak to Jeno brnął przez śniegi, piaski i to wszystko przez co można brnąć, troche też brodził i sie przedzierał ale tylko troszeczke, głównie brnął, długo by opowiadać ale to juz moje trzecie zdanie i i tak za bardzo przeciągam pakując przecinki tam, gdzie powinna być ktopka, tak jak teraz, no to upraszczając brnął długo jak cholera az dobrnął do....
..... jaskini tak wielkiej, że tylko dwie były możliwości co do jej przeznaczenia:
pierwsze primo - był to prehistoryczny garaż dla legendarnego, transportowego mamuta o imieniu Feluś (jego czyny to materiał na zupełnie osobny vortal)
drugie primo - było to prehistoryczne dojo, w którym mieszały się potężne ki, kiai i harakiri będące cieniem i ulotnym odbiciem wielkich mistrzów i miszczów, którzy wylewali tam kiedyś swoje pot, łzy i inne wydzieliny, (o których nie napiszę bo być może czytają to jakieś dzieci) podczas moderczych treningów na krawędzi.
Wrażenie było wielkie jak nie przymierzając wodospad Niagara spadający z Monewerestu albo nawet jak duże włoskie kręcone na rynku w Szamotułach.
Jeno stał z japą rozdziawioną jak by zobaczył Legoland albo wielkiego cukierka i całym sobą absorbował wszystko to co w powietrzu po wielkich misztrzach zostało.
Wtem jego sielsko anielski nastrój został zakłucony przez dziwne odgłosy dobiegające z..........
dobiegające z jego własnego wnętrza. "Ki diabeł" pomyślał Jeno i przeżegnał się. Nigdy wcześniej tak diabelskich dźwięków, w całym swoim długim, nastoletnim życiu nie słyszał. Były to jęki przerażające i orutne, niczym pohukiwania barbarzyńcówwpadających na rzeź do starożytnego Rzymu. A co gorsza < o zgrozo!> wydawało je jego własne ciało....
Jeno pogrążył się w metafizycznym smutku, wyjął scyzoryk i zamachnął się okrutnie, gdy nagle rozległ się Tajemniczy Głos, rzeczący z patosem:
- Cóż czynisz, nieszczęsny!
Jeno jęknął z rozpaczą, wykonał zakończoną fiaskiem próbę padnięcia na twarz przed własnym ciałem, aż w końcu zdecydował się odpowiedzieć, na wszelki wypadek trzymając się konwencji:
- Zaiste, czynię se kuku, ażeby zobaczyć, ki diabeł mie w kiszkach siedzi.
Tajemniczy Głos zmaterializował się przed Jeno w postaci całkiem niepodobnej do kleryckiego brzucha. Zerknął krytycznie na poplamioną sutannę, zaczerpnął z pradawnej mądrości, która pozwala mu widzieć rzeczy przeszłe i przyszłe, i ukryte przed zwykłymi śmiertelnikami, i to prawie na trzeźwo, i odrzekł:
- Kapusta z fasolą. Zapewne nie dodałeś do niej majeranku, który znakomicie ułatwia trawienie.
I wtenczas naszło na Jeno oświecenie tak wielkie, tak wielkie, że ja p... bardzo wielkie. Rzucił sie na ziemię i rzekł:
- Tyś jest Miszcz, co się wiewiórkom nie kłania.
- Jam jest ja. Pójdź za mną.
Napisano Ponad rok temu
Jako miłośniczka, fanka itd Miszcza Mariana z dziką radością przyłączę się do grona autorów marianek
Pozdrowionka
Napisano Ponad rok temu
Napisano Ponad rok temu
Napisano Ponad rok temu
to był Mordehai Uczijaba!!! mięszasz Pan wątki. Mordehai z tego wątku był, z tego co pamiętam, tajnym agentem Mossadu, tak tajnym że nawet ani on ani Mossad o tym nie wiedział. właściwie nikt nie wiedział bo każdy kto by się dowiedział musiałby zginąć. a kto by chciał zginąć? Mordehai uważał się za drugie wcielenie Twórcy bo w chwili śmierci tamtego pite przez Mordehaia wino, koszerne jagodziane rozlało sie z niewiadomych przyczyn we fantazyjne wzory i oznał on olśnienia i wogóle. od tamtego czasu podróżował to tu to tam mierząc sie w miszczami - ogólnie wysoki był wiec w przymiarkach praktycznie zawsze wygrywał.
tego odcinka nie publikowałem na stronach forum z racji na troske o wzorowe kontakty polsko - izraelskie.
Napisano Ponad rok temu
A moge usilnie prosic o ten odcinek na PW.....Taki ma Underground. Z góry Dziękujedrogi Jogi
to był Mordehai Uczijaba!!! mięszasz Pan wątki. Mordehai z tego wątku był, z tego co pamiętam, tajnym agentem Mossadu, tak tajnym że nawet ani on ani Mossad o tym nie wiedział. właściwie nikt nie wiedział bo każdy kto by się dowiedział musiałby zginąć. a kto by chciał zginąć? Mordehai uważał się za drugie wcielenie Twórcy bo w chwili śmierci tamtego pite przez Mordehaia wino, koszerne jagodziane rozlało sie z niewiadomych przyczyn we fantazyjne wzory i oznał on olśnienia i wogóle. od tamtego czasu podróżował to tu to tam mierząc sie w miszczami - ogólnie wysoki był wiec w przymiarkach praktycznie zawsze wygrywał.
tego odcinka nie publikowałem na stronach forum z racji na troske o wzorowe kontakty polsko - izraelskie.
Napisano Ponad rok temu
Brawo pmasz! Tak mrożącej krwi w żyłach historii dawno nie czytałem. Normalnie przestraszony
Napisano Ponad rok temu
I've got you!!! hehehehehe
Napisano Ponad rok temu
Napisano Ponad rok temu
No to teraz oczekuj reprymendy :bad-words: i pakuj walizki z PFA :wink:
Ł. (czujny odnajdywacz cienkich i grubszych aluzji :wink: )
Napisano Ponad rok temu
A żeby nie było że off topic: robisz się coraz bardziej niepoprawny politycznie... TAK TRZYMAJ!!!
pozdrófffka
Napisano Ponad rok temu
wszem i wobec proszę prozy osobiście nie odbierać.... cxi od razu z polityką - chciałbym przypomnieć ze swego czasu zostałem Biskupem Aikida!!! to tez polityczna jest postać....
Napisano Ponad rok temu
Użytkownicy przeglądający ten temat: 4
0 użytkowników, 4 gości, 0 anonimowych
10 następnych tematów
-
Wielkanocne seminarium z Yoshigasaki Sensei w Berlinie.
- Ponad rok temu
-
AiKIDO w Słupsku
- Ponad rok temu
-
Kobayashi Hirokazu i Budojo
- Ponad rok temu
-
dostawac w d... na treningach aikido
- Ponad rok temu
-
Aikido Walka na śmierć
- Ponad rok temu
-
Majówka - Szczecin
- Ponad rok temu
-
Jakie Gi ?
- Ponad rok temu
-
Aikido - Szczecin
- Ponad rok temu
-
Majowka w Opolu
- Ponad rok temu
-
WESOŁYCH ŚWIĄT
- Ponad rok temu