No dobra....zresztą, jak chcecie to się śmiejcie :-)
Wieczorem, po jednym z treningów, od raz pędziłem do ukochanej. Było ciemno, byłem zmęczony, głodny i zamyślony (no trzeba się czymś próbować usprawiedliwić). Dość szybko szedłem przy jakimś wielkim budynku, bardzo blisko ściany. Niestety nie zauważyłem, że przede mną jest wielka przerwa w chodniku, żadnych barierek, nic takiego nie było. A ta przerwa to była na schody idące w dół, które prowadziły do jakiegoś mniejszego wejścia do budynku, tylko na niższy poziom. Kierunek schodzenia (korzystania z tych schodów) był prostopadły do kierunku mojego powrotu. Zatem sobie tak szedłem, nie zauważyłem, że się kończy chodnik...przed przerwą był tylko malutki murek ostrzegawczy (jakieś 20 cm wysokosci - nie zauwazyłem go
![:)](http://forum-kulturystyka.pl/public/style_emoticons/default/smile.png)
)potknąłem się o niego, i próbując się uratować wykonałem spory lot nad schodami, cały czas przebierając nogami, walnąłem w ten sposob z piszczela prawie z calej sily w kant tego samego murka tylko po drugiej stronie, nie udało mi się utrzymać równowagi na drugiej krawędzi i....spadłem na koniec do srodka na dol, na schody..
![:cry:](http://forum-kulturystyka.pl/public/style_emoticons/default/cry.gif)
...poza małą dziurą w nodze nic mi się nie wiecej na szczescie stalo.
Mam nadzieje, ze mniej więcej zrozumiecie moj opis...
troche tragiczne, troche smieszne....