Obcy w dojo
Napisano Ponad rok temu
Napisano Ponad rok temu
no nie, Pancer, nie trzymaj nas juz dluzej w napieciu!!!!
I CO BYLO DALEJ???? szczegoly pliz? poklon :peace:
Z tego co pamiętam Pancerowe opowieści.
Potem była rozgrzewka. A na niej salta i fiflaki.
Napisano Ponad rok temu
Jako, że będąc młodym pacholęciem lubiłem życie pełne niespodzianek i niewiadomych (teraz się to zmieniło), zaraz po studiach rzuciło mnie na wschodnie rubieże naszego kontynentu, mianowicie wyjechałem służbowo do Moskwy.
Jak przystało na prawdziwego samuraja i odkrywcę obcych aikidockich obszarów, uzbrojony w mój sprawdzony w wielu dojach Europy ubiór przeznaczony do zgłębiania drogi aiki (Aiki to nic personalnego :wink: ) w dwa dni po przybyciu i krótkiej aklimatyzacji . :drinking: udałem się do jaskini lwa.
Z racji tego, że Moskwa należy do raczej dużych miast (12 milionów habitantów) wybrałem jedną z bliższych jaskiń tzn. odległy tylko o 40 minut jazdy metrem. 8O
Wszedłem do szatni pełnej rugbistów i zapaśników – później okazało się , że to moi koledzy aikidocy :? i zapytałem się o prowadzącego. Przestępując ze stopy na stopę (mowie o własnych. :wink: nie było aż takiego tłoku.) przedstawiłem się grzecznie a rumieniec oblał me oblicze. Chief zmierzył mnie pogardliwym spojrzeniem od pepegów po czubek głowy (jeszcze włochatej w tamtych czasach) i zapytał czy długo już walczę na macie, cichutko wymamrotałem, że nie za bardzo.
Tu nastąpił moment utraty rozprzestrzeniania ki i kontroli sfery wokół mej męskiej postaci, :wink: gdyż machinalnie założyłem hakamę i dumnie wkroczyłem do dojo (400 m2). Tu serce me trwoga straszna ogarnęła, ponieważ tylko ja i Chief nosiliśmy to wdzianko, a tych kilkudziesięciu tubylców (Tatarzy, Czukcze, Czeczeni i inni....) oraz kilka białogłów zaczęło na mnie podejrzliwie spoglądać. Po sprawdzeniu czystości mojego uniformu (myślałem że to powód ich ciekawości. ) usiadłem w seiza i się zaczęło. Po krótkiej medytacji, bez rozgrzewki zaczęli robić salta, fiflaki i tym podobne proste ćwiczenia, a serce me ogarnęła trwoga i zadałem sobie to pytanie: czyżbym trafił do tajnej szkoły ninja? Młodym będąc robiłem te rzeczy, ale już lustrowałem przyszłe potencjalne ofiary do ćwiczeń w parach. Oczywiście przypadkiem wybrałem płowe dziewczę o typowo słowiańskich walorach urody..
Gdy padła komenda ruszyłem do niej dosyć szybkim krokiem, jednak niecne me knowania spaliły na panewce. Drogę zastąpił mi Chief, który rzekł bym poćwiczył z jednym, takim niedużym studentem aikido. Pachole miało tak 190 cm, a zarabiało chyba na życie odśnieżając gołymi dłońmi szerokie ulice moskiewskie. Zwarliśmy się zatem w walce dwóch cywilizacji, a że nikyo czynione było, to victoria po mej stronie została, z racji tej, że nikyo z rodu Kobayashi do tych bardziej okrutnych zaliczyć należy (Szczepan :wink: ).
Tak to rozpoczęło się pasmo aikidockich udręk moich, z racji tej, iż na każdy trening Chief przeznaczał dla mnie kolejnych swoich pretorian . Jednak wychowanie jakie wyniosłem z ulic warszawskiej starej Pragi uczyniło serce me twardym ponad miarę. Po dwutygodniowej gehennie Chief skapitulował i poprosił bym mu uchylił rąbka tajemnych technik mych, a w dowód uznania oddal jedno z jego dojo do władania w me szczupłe dłonie pianisty.
Charakterystyczną cechą dojo tego było to iż z okien Kreml był widoczny, ech łezka się w oku kręci.
Potrwało to wszystko 3 miesiące , a na pożegnanie moje, huczny wielce bankiet się odbył, gdzie byłem, miód i wino piłem.........
Pancer
P.S.
A to wszystko dzięki meguri....(Szczepan sorry, ale nie mogłem się opanować...)
Napisano Ponad rok temu
Ech, pieknie piszesz....
To musiala byc dla ciebie prawdziwa udreka, nie moc cwiczyc z plowym dziewczeciem slowianskiej urody Moze twoim powolaniem zyciowym jest wlasnie podrozowac z dojo do dojo, szerzac kult Meguri , i piszac regularne sprawozdania na vortal?
Przemysl ten, jakze doskonaly pomysl...
ps. No ale odwazny ten Chief(swoja droga dziwnw nazwisko jak na rosjanina :wink: ) zeby ci powierzyc CALE dojo, ze wszyskimi miejscowymi niewiastami....
Napisano Ponad rok temu
Piszesz naprawde fajnie ,wrescie cos ciekawego i dowcipnie :wink:
Napisano Ponad rok temu
Ubawiłem sie po pachy czytając to sprawozdanie z Moskwy.
Napisano Ponad rok temu
To co pokazałeś na forum jest świetne!!!^_________________^
Gratuluję!!!^^
Napisano Ponad rok temu
BTW.. Panzer nadal czaekam na wyjasnienie
Napisano Ponad rok temu
Szczepan, niewierny :twisted: :twisted: Ta zniewaga krwi wymaga Powiem tylko jak Arnold S - I'll be Back :wink:Twoj talent literacki nie tylko z wielka latwoscia przebija Labedzia,
Napisano Ponad rok temu
Wasze słowa napełniły serce me szczęściem niczym spełniłbym puchar ambrozją najczystszą. :wink:
Owszem ścieżki losu zawiodły mnie do rozlicznych miejsc nieznanych, gdzie przyszło mi się potykać na ubitej macie z rozlicznymi mężnymi kawalirami przyobleczonymi w biel i czerń .
Począwszy od pierwszej odbytej razem z komturem Hoffmannem i kniaziem Kirmielem polskiej aikidockiej ekspedycji do kraju żabojadów, do grodu zwanego Paryżewem, gdzie gościł nas książe Tissier, gdzie w drodze powrotnej było nam dane walczyć z watahą germańską w miejscu Dusseldorf zwanym. Kolejne podróże z drugami moimi (obecnym tu zresztą Jeżykiem sławnym, a tropiącym wszelkie nieprawidłowości i odszczepieństwa w świecie aikido) odbyłem do krain południowych, gdzie przyszło zgłębiać nam drogę aiki pod czujnym okiem czarnego Saracena w grodzie Sofia. Północne krainy przyszło mi obaczyć z wielce szanownym mospanem Pająkiem, a trafili my do grodu jarla Ulfa Uvenasa Geteborgiem zwanym. Z racji tej, że wilcy pod grodziszcze podchodzili do małej mieściny Skene na południu trafiliśmy, gdzie tajniki ki, tej mocy tak tajemnej przez dwa sezony zgłębialiśmy.
W krainie Italian też przyszło nam potykać się z miejscowym rycerstwem, ale ciężko tych chmyzów nazwać godnymi wyciągnięcia bokkena z pokrowca, więc z mospanem Pajakiem i hultajem jednym inaczej żeśmy to załatwili..
Z szanownym effendi Łabędziem, mospanem Pająkiem i drzewiej wspomnianym niecnym hultajem . .los rzucił mnie do kraju Hunów, gdzie przez dwa tygodnie goszczono nas jako książęta podczas ichniego pospolitego ruszenia . Mimo iż język ich do szczekania psów był podobny wygralim my turniej różnych nacji w grze zamorskiej koszykówką zwaną, w której podobno czarni niczym smoła prym wiodą. ...
Mógłbym ja jeszcze sporo wyjazdów przytoczyć, ale i tak nie śmiem wszystkich detali ich przytoczyć bez zgody mych familiatów szanownych, z którymi te ekspedycyje uczyniłem.
Było tam wiele zdarzeń i momentów, których ukazanie mogłoby wielka szkodę uczynić nie tylko nam, członkom ekspedycji, ale i także rozlicznym osobom postronnym, .
W miejscu tym chciałbym łaskawie podziękować Waćpannom i Mospanom za łaskawe wysłuchanie tych relacyji krótkich z niektórych tylko podróży moich do krain dziwnych a niebezpiecznych zarazem, a zamieszkałych przez monstra .rożnorakie, za istoty nam podobne się uznawające. Tfu....na psa urok
Pancer
Napisano Ponad rok temu
Napisano Ponad rok temu
Szczepan, niewierny :twisted: :twisted: Ta zniewaga krwi wymaga Powiem tylko jak Arnold S - I'll be Back :wink:
Pancer gruszek nie zasypia w popiele...Czekamy, drogi Labedziu, czekamy...slowo sie rzeklo, kobylka u plota
Napisano Ponad rok temu
czas odswierzyc pioro moje w zyc niejedna zatkniete jak widze....
Napisano Ponad rok temu
Napisano Ponad rok temu
"Sępie miłości nie kochasz
Ja jestem panią mych snów
Moich marzeń i lęków
Moich straconych dni
Moich łez, wylanych łez."
Ich Troje.
Następny epizod miał się nazywać: "Miszcz Marian jakgdyby nigdy nic rozbija gang mołdawskich przemytników papużek falistych" albo "Marian zaraz po przebudzeniu rozwiązuje konflikt bliskowschodni". Było też kilka innych pomysłów, ale żaden nie za mądry.
Marian stoi przed lustrem. Patrzy na siebie. Wzrokiem spokojnym i zmęczonym. Patrzy na ciało rzeźbione tysiącami katorżniczych,morderczych, nieludzko wyczerpujących, zabójczych itd., itd., itd. treninów. Znaczone dziesiątkami blizn, pamiątek po niezliczonych potyczkach. Na twarz porytą zmarszczkami, czerstwą i twardą. Przejeżdza dłonią po szorstkich jak papier ścierny policzkach.
Patrzy na swoje dłonie – mordercze,szlachetnie bezlitosne narzędzia twórczej destrukcji...
Marian jest zmęczony, szuka sensu. Podążając swą drogą, ucząc szlachetnej sztuki, broniąc pokoju na świecie, przeprowadzając babcie przez ulice i takie tak Marian podążał upacie trudną, wąska ścieżka żywota miszcza. Teraz gdy lata wysiłków zmieniły jego psychikę i ciało Marian pojął, że nikt nie podąża za nim wąską ścieżką. Marian jest sam. Marian samotny. Marian niezrozumiały. Marian bez sensu...
Jedna z maksym kierujących jego życiem brzmiała: „Świniopas bez stada to świniopas bez sensu...”
Jakże trafne i okrutnie prawdziwe wydało mu się to teraz....
Marian wspomina.... czasy okrutne, krwawe i surowe jak kiełbasa podwawelska. Kiedy czuł każda chwilę a zyciem ryzykował kazdego dnia jak ....
. Strzek, szczęk szczeng (cholera!!!) broni, jęki rannych, ryk syren i takie tam.
Działo się to lata temu, kiedy jego miszczostwo dopiero pojawiło się znienacka. Kraj ten sam a jakże inny. Ulicami pędziły tabuny uzbrojonych w gumniane pałki mundurowców (stąd marianowa niechęć okrutna do słuzb mundurowo- pożądkowych, patrz wcześniejsze odcinki) przeganiajac okularowcow w za dużych swetrach z przydługimi posklejanymi szamponem Samson włosami.
Ideologicznie zaangażowany jak teksty Ich Troje Marian liczył godziny swego życia od potyczki do potyczki. Od szturmu na komisariatu do rozrzucania ulotek. Robiąc błyskawiczną karierę w kregach podziemnych korzystając z jego unikalnych zdolności uczynion został bodygardowcem najważniejszego wąsacza. Miesiącami odpierał samotnie ataki hord przeróżnych, celnie znajdując wichrzycieli i inne cholerstwo w otoczeniu chronionego.
Czas jednak nastał okrutny i w ogniu walki pluton pancerny z jednostki rosyjskiej w Obornikach oddzielił wodza od Mariana. Kąsając bolesnie linie wroga, otaczając i szturmując próbował nasz heros odzyskać kontrole sytuacji. Jednak zniszczony czołg zastępowało 5 nowych a każdych pięciu zepsutych zuchów znad Wołgi wspierało 50 nowych. Wstrząśnięci kunsztem walecznym Mariana jenerałonie otoczyli go w zagajniku kapuścianym wzmocnionymi obodami czarnomorskimi dwiema armiami. A to już Mariana zdenerwowało.... strącił dwa migi celujac błyskotliwie dorodnymi kapustami i ruszył na wroga. I byłby rozbił armie z palcem to tu to, jednak na prożby uwiezionego wodza wzniósł dumnie rece do góry.
Skuty mocarnemi łańcuchy przewiezion został do stolicy Rusi w stalowej klatce. Miesiące całe tkwił tam meczom okrutnie a to mu spiewano pieśni ludowe a to...............
Napisano Ponad rok temu
Pmasz Już ten tytuł zabił mnie jak bezlitosne cięcie ostrym jak lancet mieczem miszcza Mariana"Miszcz Marian jakgdyby nigdy nic rozbija gang mołdawskich przemytników papużek falistych"
Pulizer dla Pmasza albo półliter - jak woli
Napisano Ponad rok temu
-Pancer jest realistą opisującym swoje przeżycia i podróże
- Pmasz jest fantastą.....
Ale i tak brawa dla obu Panów .
S.
Użytkownicy przeglądający ten temat: 0
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych
10 następnych tematów
-
Yasuo Kobayashi
- Ponad rok temu
-
Filmy
- Ponad rok temu
-
Zdjęcia
- Ponad rok temu
-
Aikido sekciarskie
- Ponad rok temu
-
Po powrocie z Paryża..
- Ponad rok temu
-
Czy Aikido umiera???
- Ponad rok temu
-
Kilka pytań?
- Ponad rok temu
-
Walka
- Ponad rok temu
-
Sunadomari Kanshu - 9dan Aikikai
- Ponad rok temu
-
Meguri
- Ponad rok temu