Idę sobie starówką, jest 20-21 (konkretnie mam na myśli Kraka w Lublinie). Podchodzi szczyl sięgajacy do pasa, brudny, łysy z grzywką jak ronaldo

-Daj szluge.
-Nie mam - z uśmiechem.
-To daj złotówke.
-Nie mam nic kasy - dalej z tonem pozbawionym agresji.
-A komure masz?
-Nie też nie mam.
W tym momencie gnój pluje na mnie. Idę dalej nie oglądajac się. On bierze rozbieg i kopie mnie.
No. Jeśli was interesuje zakończenie tej makabrycznej historyjki to szczyl zaraz gdzieś zniknął i nikt nie zginą.
Pewnie wiecie jaką sytacię mam na myśli. Co radzicie. Mam na myśli jakieś taktyki negocjacyjne, bo próba odziaływan fizycznych jest mało logiczna
