Dwa tygodnie temu, miała miejsce moja pierwsza poważna uliczna walka. Ten post powinien w zasadzie wylądować w innym topicu ale postanowiłem umieścić go właśnie tutaj. Ale od początku.
Siedzieliśmy sobie ze znajomymi w piaskownicy, na krakowskich plantach. Była 21:00, kilka godzin wcześniej pisałem maturę (na moje szczęście zdążyłem się przebrać). Nasza ekipa składała się z 8 facetów i 6 niewiast. W tym gronie tylko ja i jeden kumpel mieliśmy jakieś pojęcie o walce. Kumpel ? paskudne osiedle (Nowa Huta), Ja - 8 miesięcy capoeiry (więc pojęcie o walce raczej blade).
W pewnym momencie podchodzi do nas 2 kolesi (tak, tak dwóch) i mówią grzecznie ?pieniądze albo wpi.....dol?. Z początku myślałem, że robią sobie jakieś jaja. Więc zacząłem się śmiać i udając groźną minę kulturalnie odmówiłem (?heh, chyba chłopcy coś nie bardzo?): I wtedy gostek, niewiele się namyślając zaje*** mi w fizjonomię. Wpadłem do piaskownicy i spanikowany zacząłem się podnosić. I wtedy się zaczęło.
Zawsze sobie obiecywałem, że kiedy dojdzie do starcia na ulicy to zachowam się z głową. Będę trzymał gardę, używał tylko niskich kopnięć, pracował dystansem, unikał zwarć. Jednak byłem tak przerażony, że ręce trzymałem nieporadnie na wysokości pasa, i większość ciosów blokowałem mordą. Sytuacja byłą kiepska. Dostałem trzy strzały po których zacząłem ?pływać?, raz dostałem w potylicę bo przed oczami zobaczyłem jeden wielki błysk. Potem gość podarł na mnie koszulkę i próbował wywrócić. I wtedy coś się stało. Zaczęło mnie to wszystko bardzo wpieprzać. Czułem jak do akcji wkracza adrenalinka. Powoli dostawałem korby. Gość trafił mnie jeszcze 2 razy ale tych ciosów już praktycznie nie czułem. Chciałem tylko skurwiela bardzo skrzywdzić. Rzuciłem się na gnoja i zacząłem go okładać na oślep. Nie było w tym ani trochę finezji lewa, prawa, lewa, prawa...... Facet po przyjęciu sondy w jelita zgiął się wpół i zaaplikowałem mu kolanko. Potem go przewróciłem, usadowiłem się na nim wygodnie i zacząłem go lać. Było ciemno i opanowałem się dopiero jak zobaczyłem jego zakrwawioną twarz. Krwawił z nosa, warg, usta miał całe w farbie. Na szczęście po chwili wstał i odkuśtykał, więc nic specjalnego mu się chyba nie stało.
W tym wątku kilka osób chce obudzić w sobie agresję i pozbyć się obaw przed zadawaniem ciosów. Ja osobiście będę pracował nad przytępieniem tych zachowań. Po tym wieczorze zapisuje się na Taekwon-do. Nie chciałbym już walczyć w taki sposób jak to zrobiłem ostatnio, jak furiat. Przyznam, to było przyjemne, nawet bardzo, ale będę ćwiczył, żeby następnym razem nie wpadać w berserk
tylko choć trochę się kontrolować i walczyć z głową. Wiem, że na ulicy nie ma czasu na myślenie, ale odpowiednio długim treningu można chyba dużo lepiej panować nad sobą.
To jeden z moich pierwszych postów. Wybaczcie za objętość. Pozdrawiam.