Skocz do zawartości


Zdjęcie

Czy kiedykolwiek zastosowałaś/eś techniki Aikido poza Dojo?


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
131 odpowiedzi w tym temacie

budo_szczepan
  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 8153 postów
  • Pomógł: 0
0
Neutralna
  • Lokalizacja:dzika,śmiercionośna Północ

Napisano Ponad rok temu

Re: Czy kiedykolwiek zastosowałaś/eś techniki Aikido poza Dojo?
No prosze, prosze.....
Powrot Mariana i to jaki!

Go pmasz, GO!!
  • 0

budo_pmasz
  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 2101 postów
  • Pomógł: 0
1
Neutralna

Napisano Ponad rok temu

Re: Czy kiedykolwiek zastosowałaś/eś techniki Aikido poza Dojo?
eeeeeeeeeeeeeeee, Marian sie juz chyba znudzil, trzeba wymyslic cos nowego...
  • 0

budo_gambit
  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 2089 postów
  • Pomógł: 0
0
Neutralna
  • Lokalizacja:bardzo dziki wschód

Napisano Ponad rok temu

Re: Czy kiedykolwiek zastosowałaś/eś techniki Aikido poza Dojo?

troche to na pretce i malo optymistyczne ale czemu nie

"Marian walczy ze soba"

Marian leżał na trawie ciężko dysząc. Słóńce świeciło mu w posiniaczoną twarz filuternie igrając promykami między opuchniętymi, nabrzmiałymi krwiakami oczkami a skrzepami zaschniętej posoki na rozrytej głęboko i szpetnie brodzie...
Marian zbierał siły, Marian dochodził do siebie, Marian jak ranny tygrys szykował się do skoku...
Zerwał się rycząc dziko i i powłócząc skręconą paskudnie w kolanie nogą jął pokracznie i żałośnie biec w stronę najbliższej brzozy. Wpadł na nią z siłą potworną aż jękły konary piastowskiego drzewa. Wgniotłwszy solidnie głową pień padł Marian bez ducha w miękką ściólkę leśną bardzo nieopodal. Umięśnione ciało Mariana legło miażdząc bezlitośnie kark wystającego z kopca zaciekawionego głupawo kreta.
Marian walczył ze sobą. Marian chwilowo przegrywał....
Zalegla cisza nad zagajnikiem. Drzewa szumiały uroczo a ośmielone nagłym spokojem ptaki jeły trelić i świergotać. Słońce rozgrzewało żywo zieloną trawę, błekitne niebo dostojnie kontrastowało z blado zielonymi liśćmi topoli. Zaciekawiony ptaszek przysiadł z wdziekiem na unoszącej się miarowo piersi Mariana. Przechylił uroczo purpurową główke i spojrzał z troską na twarz miszcza.
Dostojnie i z rozwagą wiekowy łoś wynurzył się z kniei. Imponujące, ciężkie poroże obciążało szlachetną głowę króla kniei. Pochylił się ze smutkiem nad pokiereszowanym ciałem Mariana.
Zbudzony łaskotaniem delitakatnych nóżek ptaszyny Marian otworzył zapuchnięte oczy.
Odruchowo, błyskawicznie i w oka mgnieniu zerwał się na nogi w tak zwanym międzyczasie przegryzając szyję ptaszka.
Jako miszcz brazylijskiego ju jutsu z wprawą zciął łosia z nóg. Kiedy ten z hukiem zderzył się z ziemią szybkim i błyskawicznym ruchem Marian ukręcił mu kark.
Rozejrzał się po polanie. Podniósł z ziemi sękaty konar i jął nim okładać potężny pień dębu. Stącona jednym z uderzeń z drzewa wiewiórka rozbiła główke o wystający z trawy kamień. Małym, rudym ciałkiem wstrząsnęły drgawki i zastygło w bezruchu.
Marian nadal walczył ze sobą.... "


Greenpeace, nie użądziło żadnej pikiety, albo Ci z Ligi Ochrony Przyrody. :)
  • 0

budo_pmasz
  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 2101 postów
  • Pomógł: 0
1
Neutralna

Napisano Ponad rok temu

Re: Czy kiedykolwiek zastosowałaś/eś techniki Aikido poza Dojo?
Marian na stazu....
Marian wybierał się do stolicy. Miszcz nie lubił opuszczać swego miasta, zżyty okrutnie z głębią jego szarości. Zdawał się czerpać nieskończone siły z wszechobecnie otaczającego go brudu, miernoty i graniczącego z nędzą ubóstwa autochtonów i tybylców.... Wdychał kurz i szarość przeobrażając ich realność w siłę okrutną sam stając się jej esensją i tak dalej....
Czuł się jak wyrwana z życiodajnej gleby marchewka, no może por, albo coś większego – powiedzmy burak cukrowy.... tak, zdecydowanie burak.
Marian jechał na staż. Już od dawna Miszcz czuł , że spiął się już na wyżyny doskonałości technicznej a cała ta reszta – ki, duchowośc, samorozwój, osobowość i tak dalej – to już normalnie szkoda gadać.
Marian postanowił zdać egzamin na wyższy stopień...
Wiązało się to początkowo z pewnym problemen – otóż sam nie wiedział jaki własciwie ma stopień...
Okazjonalnie Marian używał różnych stopni do rzeczy takiej wagi jak numerek przed nazwiskiem nie przywiązując szczególnej wagi.
I tak z tacji na to że 7 była jego szczęśliwym numerkiem najczęściej używał tego stopnia. Na plakatach zwykł umieszczać ósemkę – celnie zauważając jak uroczo jej owalność kontrastuje ze zdecydowanym kształtem pierwszej litery jego imienia.....
Przedstawiajac się znajomym miał zwyczaj tytułowac się niezobowiązującym numernkiem 4, czasami dla pikanterii dorzucając tytuł miszcza europy albo bardziej kameralnie Polski....
Ostatecznie Marian uznał, że nie będzie dochodzić zaginionych w mętnych mrokach dziejów faktów i po prostu zda egzamin.
Marian ufny był bez miary, że miszcz staż prowadzący jednym spojrzeniem skośnych oczek rozpozna bezkres marianowego miszczostwa i nada mu odpowiedni numerek.
Świtem bladym i chłodnym szedł opłotkami, podwórkami, przemykając chyłkiem za śmietnikami i hałdami drobniastego wegla na grudach którego srebrzyście świeciły krople porannej rosy.
Kluczył, gubił ogon, zastygał w bezruchu, gotował się do ataku, przystawał, zrywał się do bezszelestnego truchtu, takie rzeczy – jak to Marian...
W końcu dotarł do dworca, przystanął zadumy pełen przed szarą jego dumną bryłą....
Kupił bilet i jak zawsze niepostrzeżenie przemknął na własciwy peron. Jednakże miał przeczucie, że nie jest sam, wyostrzone jak nie wiem co zmysły Miszcza ostrzegały go przed jakimś namacalnym, bliskim niechybnie zagrożeniem....
I stało się. Poczuł jak ich wzrok wręcz kłuję jego muskularne ciało jeszcze nim wynurzyli się z cienia.
Oddział SOK- istów otoczył Mariana bezszelestnie.... ściskając potężne tomfy siedmiu wprawionych w setkach dworcowych potyczek zatoczyło koło wokół niego. Jasno szare mora opinały ich potężne ciała a spod durnych czapeczek z daszkiem wyglądały złośliwe oczka osadzone głęboko w kwadratowych, obstrzyżonych głowach.
Otoczyli go jak stado lwów, odcieli drogę ucieczki.... nie wiedzieli, że Marian nigdy nie ucieka....
Nie bronił się ... zaatakował. Nie trwało o długo i jak przypuszczał nie należeli do tych którzy się wycofują. Wszystkim poprzetrącał kolana i połamał ręce.
Pociąg ruszył o czasie a czas mijał szybko. Podróż minęła spokojnie, nielicząc dwóch incydentów.
Za pierwszym razem – jeszcze na korytarzu będąc Miszcz z łatwością rozpoznał w tłumie groźny, uzbrojony gang afgańskich złodziei sprytnie przebrany za zastęp 10 letnich blond harcerek. zszedłwszy do poziomu suwari – rozbił gang bez trudu.
Drugim razem, siedząc przy oknie Miszcz usnął znurzony złożywszy głowę na rękojeści miecza. Zbudzony przeczuciem jeszcze nim dłoń konduktora wykonała kata dori (wedł. Prof. Miodka – kata tori). Miszcz obezwładnił go szybko wyrwanym mu zza pasa dziurkaczem....
Stolica powitała go chłodem. Wtopił się w tłum i szybkim marszem ruszył w stronę niezbyt odległego dojo. Udało się bez trudu, żadne ze służb porządkowych nie stanęły Miszczowi na drodze.
Sala była już pełna lokalnych i przyjezdnych Miszczów. Tłum kłębił się robiąc grożne miny na korytażu. Wiła się długaśka kolejka do stolika gdzie wyjątkowo brzydka dzieweczka za pieniądze przybijała dziwne pieczątki w dziwne książeczki. Marian ukrył się w rogu za drzwiami. Niezauważony przez nikogo jął bacznie obserwować tłum i oceniać celnie sytuacje. W śnieżnobiałych kimonkach Miszczowie udawali się od kasy na sale poklepując się, mówiąc: „ Hej!!!”, „Acha!!!” i inne krótkie, formy językowe... byli pyzaci, unosili szeroko łokcie do góry a wszyscy bardzo często poprawiali czarne pasy pod ślicznymi hakamkami, szczególnie w obecności przyszłych Miszczów. Znaczy tych bez hakami. Kobiety były brzydkie, kobiety – Miszczynie były bardzo brzydkie. Unosiły też łokcie do góry i mroziły wzrokiem, zwłaszcza inne kobiety....
Marian przemknął do szatni. Zzuł słomniane, własnej roboty zori, przebrał się szybko, oddetchnął głęboko, uniósł łokcji do góry, wypiął policzki i kołysząc się na boki ruszył do wyjścia. W korytarzu, przećwiczył na przechodzącym obok początkującym poklepywanie i „Hej!!!”, okrzyk wyszedł nieżle, ale klepnięty przez Mariana w ramię padł bez ducha na ziemie ze złamanym obojczykiem. Miszcz zaciągnął go do toalety, skotygował klepnięcie i ruszył dalej. Wdzięcznie ominął kojejkę i robiąc częste hej!!! i acha!!! klepiąc i kołysząc się dotarł do sali. Stojący przy drzwiach młodzian chciał od niego czegoś niezrozumiałego i po jakiejś chwili Marian jął tracić swoją nieskończoną cierpliwość. Klepnął go nieco mocniej, rzucił „Hejj” i kołysząc się szykbo wtopił w tłum nim tamtem głucho zderzył się z parkietem....
Marian siadł głęboko w rogu sali przyglądając się tłumowi. Stali, siedzieli, leżeli. W stadkach i pojedyńczo
  • 0

budo_pmasz
  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 2101 postów
  • Pomógł: 0
1
Neutralna

Napisano Ponad rok temu

Re: Czy kiedykolwiek zastosowałaś/eś techniki Aikido poza Dojo?
jesli macie juz dosc - prosze mi dac wyraznie znac zebym przestal - to przestane!!!!!!!!!

"Marian siadł głęboko w rogu sali przyglądając się tłumowi. Stali, siedzieli, leżeli. W stadkach i pojedyńczo. Gwarząc, prężąc się i wykonując ruchy różne.
Czas praktyki nadszedł i siedli wszyscy w rzędach równiuśko czekając przyjścia miszcza głównego.
Zrazu wynużył się miszcz lokalny, pokaźnych rozmiarów wyróżniający się wśród tłumu onieśmielającą wszystkich tuszą- widomą oznaką stabilizacji i poczucia bezpieczeństwa...
Zdawał się przypominać Buddę, gdy z jego małych, otłuszczonych ust spływały słowa powitania i nawoływania do terminowej opłaty. Zakończył mowę zgrabnie reklamując możliwość nabycia koszulek, kubeczków i pamiątkowych płatków kukurydzianych z podobizną Miszcza... małymi kroczkami opuścił cenrum maty, wytaczając płynnie opięte kimonkiem olbrzymie brzuszysko.
Chwila ciszy i bezruchu trwała zdawałoby sie bez końca, atmosfera tężała, napięcie wzrastało, drżały w napięciu tłustawe twarze adeptów.
I wtedy wszedł był. Marian zdębiał. Oczekiwał, a jako, że oczekiwania miał wielkie i to wielkiej persony oczekiwał. Miszcz był malutki, łapki miał krótkie, chude i przeźroczyste.... marian spojrzał na swoje łapy iście niedzwiedzie, włos czarny i grudy, kędzieżawy...
Zaczęło się powoli pomachali tym i tamtym, parę kucków i już. Miszcz jął techniki pokazywać. Marian zdębiał okrutniej....
  • 0

budo_telex
  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 676 postów
  • Pomógł: 0
0
Neutralna
  • Lokalizacja:Poznan

Napisano Ponad rok temu

Re: Czy kiedykolwiek zastosowałaś/eś techniki Aikido poza Dojo?
Pisz, pisz... fajnie sie to czyta.
  • 0

budo_szczepan
  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 8153 postów
  • Pomógł: 0
0
Neutralna
  • Lokalizacja:dzika,śmiercionośna Północ

Napisano Ponad rok temu

Re: Czy kiedykolwiek zastosowałaś/eś techniki Aikido poza Dojo?
Czytam w niemym podziwie :)
Chyba juz nie zasne bez kolejnego odcinak przygod Mariana...ciekawe co sie dalej stanie!!!!!!!!!!!!!
  • 0

budo_tarciu
  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 968 postów
  • Pomógł: 0
0
Neutralna
  • Lokalizacja:Warszawa

Napisano Ponad rok temu

Re: Czy kiedykolwiek zastosowałaś/eś techniki Aikido poza Dojo?
Nie przestawaj!!!

:) :) :)
  • 0

budo_pmasz
  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 2101 postów
  • Pomógł: 0
1
Neutralna

Napisano Ponad rok temu

Re: Czy kiedykolwiek zastosowałaś/eś techniki Aikido poza Dojo?
No dobra, jak jest popyt to będzie i podaż.....
To co ja tam? Acha – Marian oniemiał... już drugi raz pod rząd. A, że Miszcz z niego straszny Marian nie miał zwyczaju niemiec. Wrażenie to takie nowe dla niego było i odkrywcze że omiemiał sobie jeszcze raz. Spodobało mu się i zapamiętał , żeby czasami w czasie wolnym oniemieć raz czy dwa razy....
Dobra, już wracam do przerwanej linii fabulrnej – chociaż zjawisko onieniania wydaje się ciekawsze. Ale, jak już chcecie.
Otóż miszcz głowny miotał po macie wielgachnym chłopiskiem. Ten go za tą mała łapke i nim się spostrzeże myk i sru dupskiem w mate....
Rozdziawił Marian usta. Krwi krzaczaste z niedowierzaniem łapą jak bochen przeczesał i patrzy.
A wielgachny lata i lata wte i wewte, cielskiem w powietrzu koła zatacza i raz po raz w podłoże z hukiem poteżnym uderza...
Zdziwił się Marian jak nigdy bo on przecie Miszcz, a takiej sztuczki nie znał – bo i wielgachny ani razy w trakcie w dziub nie dostał ani symbolicznej posoki z nozdrzy nie popuścił ani nawet dyskretnego zgrzytu rwanych ścięgien tłum nie usłyszał....
I zaczęło się - tłum myk, myk do umówionych wcześniej par wyrywa i byłby Miszcz Marian sam jak ten paluch został gdyby w ostatniej chwili sprytnie jednego za noge nie chwycił. Chwycił, do siebie przyciągnął zgrabnie się ukłonił i chłopa za łapke złapał. Tamten przez chwilę jeszcze się wyrywał i trochę uciekał, ale Marian spokojnie jak ten pyton jeno uchwyt zacisnął i wzrokiem zimnym jak stal nieheblowana oponenta jął mierzyć...
Zaczął ci on się miotać na boki sztuczkę prowadzącego nieudolnie powtórzyć próbując. Ubawion szczerze Marian patrzył czas jakiś na to i w końcu sam wystawił łapę do złapienia. Tamten ożywił się nieco i zacisnął różowiutkie, pulchne paluchy na twardej jak dwutygodniowy chleb żytni, razowy łapie Mariana (chociaż to porównanie po niewczasie wydaje mi się nieco głupawe – tym niemniej nie odstaje od reszty).
I zaczął Marian próbować i jakoś mu nie wychodziło. Odkąd jeno miszcza prowadzącego zoczył jakiś dziwny niepokój zagościł w jego jak tygrysie umięśnionym sercu (...też głupawe...).
Instynkt i zmysł miszczowski wyczuwał jakąś mistyfikację i przez myśl przeszło mu nawet czy aby cały ten staż nie jest jakimś hochsztaplerstwem, pułapką. Czy to aby nie część egzaminu? Odsunął Marian tę myśl podejrzliwą hen hen i dalej ochoczo zabrał się za ćwiczenie . Pyzaty trzymał mocno, z satysfakcją gapiac się w błekitne oczy Mariana. Ten próbował czas jakiś i w koncu uznawszy, że formę techniki można swobodnie dostosować do warunków charakterystycznych danej personie (patrz: wzrost, tonaż, zasięg łapków, a również: światopogląd, charakter, wyznanie, orientacja seksualna i imię psa) subtelnie i z wdziękiem wpłótł był w formę wyjściową serie uderzeń pięścią w potylicę gustownie przeplataną ciosami łokciem w tchawicę. Efekt zadowolił Mariana, jednakze serią nieartykułowanych dzwięków Pyzaty odmówił dalszego zgłębiania techniki żałosnym truchtem znikając w morzu tłustawych ciałek. Stał Marian samotnie, dumny i piękny jak pomnik wieszcza w słońcu (koniecznie bez gołębi!!!).
Następny dziwny był jakiś – zaraz po ukłonie powiedział Marianowi wiersz o wiośnie i kwiatkach. Uśmiechał się szeroko i radośnie, oczkami na niebiesko podmalowanymi mrugając. Podszedł w hakamie w kwiatki i Marian poczuł wyraźnie zapach fiołkowych perfum. Sadząc podskoki urocze dziwoląg zdawał się próbować powtórzyć technikę bez kontaktu fizycznego.... i bez skutku niestety.
Marian skolei powtórzył swój wariant ruchu z silnijszym alcentem na uderzenia w potylice....
Marian tracił cierpliwość, coraz to wracała do niego obawa że to koszmar jakiś, że zamorski miszcz może to jakis podnajęty drobny handlaż z pobliskiego stadionu, człowiek najwyraźniej zacny i szlachetny ale na sztukach wojennych nieszczególnie się znający.... i wtedy pojął. Ta myśl uderzyła go jak nie wiem co w co (nieszczególne porównanie, ale jakie daje możliwości interpretacji!!!)
Wiedział. Miszcz kryje się w tłumie, dyskretnie obserwując adeptów. Tak. To ma sens. Zaczął przeczesywać wzrokiem trzysetny tłum i pojął że ów mistyczny miszcz wcale zamorski być nie musi..... cały ten staż to jeno pretekst by wszystkich zgromadzić i ich kunszt porównać....
Myślą tą wiedzion popędził w róg maty gdzie miszcze lokalni ćwiczyli. Hakamy furczały ciałka latały wysoko i spadały z hukiem. Trwało to trochę nim udało mu się rozbić jakąś parę. Mieli oni bowiem zwyczaj dziwny studiowania ruchu jedynie ze swoimi zausznikami, obcych zdawali się nie widziec zanurzeni gdzies głęboko w bezmiarze swojego miszczostwa.... musiał więc Marian w miedzyczasie ćwiczyć z Kobietą – Słoniem (nazwał ją tak, ze względu na wagę i hałas robiony przy przewrocie...)
I Człowiekiem – Gumą (ze względu na zakres rozciągniecia stawów i żutą w czasie zajęć gumą owocową).
W końcu dopadł jednego z Miszczów. Widok jego wzbudzał szacunek Mariana – postać rosła, mięśniasta, łapy wielkie, czarno owłosione wielki łep kwadratowy, łysiejący, wąs kszaczasty i bujny.
Miszczu jak się patrzy, jak w mordę szczelił, że hej i takie tam.
Chwycił Mariana za łapę i ten już miał się za technikę zabrać, kiedy zauważył, ze miszczu wąsaty jakoś dziwnie w bok patrzy Mariana niezauwazając. Zdziwił się Marian nie wiem już który raz tego dnia i przyjrzał się dokładniej. Istotnie Wąsaty nic a nic na niego nie zerkał jeno dziub w stronę innych miszczów kierował i tam gały wlepiał. Nic Marian nie rozumiał. Patrzy i patrzy i nic nie pojmuje.
Zrazu miny głupie jął robić chcąc uwagę Wąsatego na siebie skierować. Nie zadziałało. Potem pomachał mu ręką przed dziobem, nic. W akcie desperacji ostatecznej zrobił Marian jaskółke, a po niej syfona i pawiana.... I nic!!! Chwile postał przed tamtym nim przyszło mu do głowy – to nie człowiek to cyborg, machina do sprawdzania, miszcz testujący... widać tak – wszysko się zgadza.... niepewny jednak swojej diagnozy Marian powziął test ostateczny. Skumulował w centrum pokaźny ładynek ki i w formie solidnego uderzenia w głowę skierował w stronę potylicy cyborga. Ten zazgrzytał, padł i przestał działać. Zawstydził się Marian i pochyliwszy się nad machiną chciał ja przywrócić do działania kilkoma soldnymi klepnięciami to tu to tam... nic to nie dało a z wnętrza robota wyciekł płyn koloru czerwonego, który uznał Marian za ciecz niechybnie chłodzącą. Zniechęcony trącił go jeszcze nogą raz czy dwa i odszedł zasmucony.
Jak dotąd poszukiwania miszcza okazywały się bezowocne i sam już nie wiedział co zrobić. W akcie desperacji zaczął w tłumie szukać zamorskiego miszcza. Trudne to było okrutnie, bo ten ostatni głową przeciętnemu lokalnemu miszczowi sięgał do pepka, więc ginął gdzieś hen w dole pod morzem głów. Marian zszedł na klęczki i furcząc hakamka jął przeczesywać matę. Znalazł go czas jakis potem w jednym z rogów.
  • 0

budo_pmasz
  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 2101 postów
  • Pomógł: 0
1
Neutralna

Napisano Ponad rok temu

Re: Czy kiedykolwiek zastosowałaś/eś techniki Aikido poza Dojo?
Marian zszedł na klęczki i furcząc hakamka jął przeczesywać matę. Znalazł go czas jakis potem w jednym z rogów.
Bez wachania podszedł do niego i z całej siły ścisna małą, żółtawo-przeźroczystą łapke. Mały jęknął po azjatycku. Marian poczuł jak pod wpływem jego żelaznego uścisku konstrukcja kośca nadgarstka chwyconego podlega nieodwracanym i spomplikowanym zmianom. Towarzyszyły temu dzwieki typu: trach, zgrzrzrzrzrzzryt i nieco cichsze srrrru. Dodatkowo chwytany w tak zwanym międzyczasie darł ryja po azjatycku. Upewniwszy się w swoich podejrzeniach zniknął Marian raz kolejny w tłumie miszczuniów. Mały nie był tym którego szukał. Miszcz ukrył się widać głębiej.
Mijały godziny poszukiwań, Marian sprawdził już większośc obecnych rwąc, miażdżąc, miaszcząc, miarzdrzonc, szarpiąc, skręcając i wgniatając. Ta aktywność znużyła go okrutnie i umościwszy sobie w rogu maty posłanie z kilku materacy wzmocnionych pozbieranymi wokół kijami (wyszedł z tego zgrabny namiocik) zasnął snem sprawiedliwego.
Obudziły go okrzyki typu azjatyckiego. Wyjrzał Marian ze swojego żeremia i ujrzał że tłum obecnych jak nic szykuje się do egzaminu. Przy ścianach mordziasći i wąsaci siedzieli komisjanci a w centrum przed punktem honornym siedział krzywiąc się z bólu śiskając zabandażowaną łapke miszcz podstawiony.
- Acha, oto i czas nadszedł – pomyślał Marian i wygrzebał się nie bez wdzięku ze swego barłogu.
Traciwszy zgrabnie nogą jeden z podpierających konstrukcje bokenów zawalił budowle, wielkim hukiem błyskotliwie ściągając na siebie uwagę obecnych. Szmer trwogi przeszył tłum. Zadrżał malutki widzac kroczącego Mariana. Stanął ów, powyższy przed nim i spojrzał dumnie, wyniośle, jak tu by jeszcze.... przenikliwie, o to dobre jest...
Zaskoczona tym postępkiem komisja jęła panicznie grzebać w papierach szukajać potwierdzenie obecności nieznajomego. Marian stał twarza tym razem zwrócon w tłumu stronę... przeszywał go przenikliwie (dobre...) szukając miszcza. Wiedzion jak zawsze słusznym przeczuciem ruszył w stronę współzdających... na nic się zdały ich krzyki i próby wyjaśnień. Rozbiwszy w puch konkurencje spojrzał z nadzieją w spietrzona widownie - miszcz nie nadchodził. Niezrażon zwrócił się w stronę zabandażowanego i w tąże ruszył. Przeczuwając jednakże co nachodzi ówże wydajac dziwne dzwieki zajęczymi susami umkł był, szybko, że hej... Samotny Marian tracił wiarę, zaczynał wątpic w sens i takie tam. Czuł się rozdarty wewnętrznie i w ogóle szlak go powoli trafiał. Przeprosił ładnie komisje, odszedł trzy kroki na bok, chrząknał, czknał, przeszedł sredniej wielkości załamanie nerwowe, solidną depresje, doszedł sobie 2 może trzy razy 3 razy do granicy swoich fizycznych i psychicznych możliwosci (przekroczył je oczywiście) , osiągnął oświecenie, poprawił kimono i wrócił na srodek maty. Całość zajęła nie wiecej niż 30 sekund więc komisja nadal oniemiała obserwowała Mariana.
A on wiedział już co robić, ojj wiedział. Ruszył na nich jako ten tajfun, wzbiły się tumany papierów, fruwały protokoły i notatnikowe papióry. Komisja broniła się wściekle, Marian napierał wścieklej. Komisja go z flanki. Marian ja od tyłu. Rzuciła się na niego z pieczątkami i stęplami w łapkach, Marian zgrabnie unikał razów celnie ją kąsając i rozbijając szyk. Już miał dokończyć dzieła zniszczenia już widział jak wśród krzyków i jęków obecnych otacza komisję, gdy cień jakiś ciemny przemknał nieopodal. Poczuł siłę i obecność... porzuciwszy ściganie i otaczanie komisji rozejrzał się wokół... za póżno. Był już za jego plecami, Marian nie zauważył nawet jego twarzy, ugodzon celnie i błyskawicznie kijem w tył głowy padł miszcz Marian bez ducha. Zapadła cisza....

Zbudził go zlanego potem okrutny ból głowy. Otworzył powoli oczy, był w małym, ciemnym pomieszczeniu, które delikatnie jeno zalewała poświata drgającego ekranu czarno-białego telewizora marki Technik – rocznik 1964. Naprzeciw na prostym krześle wpatrzony w migające obrazki siedział On. Marian spogladał na niego z niemym podziwem.
62 letni Wacław K. z zawodu i zamiłowania stróż i konserwator obiektów przeróżnych ściskał wciąż w dłoni szczotke drewniana, broń straszliwą, która to powaliła w oka mngnieniu Mariana. Sposród nieregularnych kępek kilkunastodniowego zarostu wystwała, zwisając z kącika wykrzywionych ust końcówka papierosa. Smuga dymu fantazyjnie zawirowała, kiedy nie wyciągając z ust papierosa Wacław zasiorbał resztkę fusów kawy z obszczępionego kubka.
Marian patrzył z podziwem. Cóż za mistrzostwo kamuflażu, jakaż głębia kontroli, jakiż spokój i opanowanie.... patrzył na zalegające w pokoiku wiadra, szczotki, grabie.... dla przypadkowego widza jedynie narzedzia, dla znawcy – straszliwa, mordercza broń...
- Tośmy sobie zaszaleli dzisiaj, nie? – rzucił nagle Wacław - stróż do Mariana.....
Marian spojrzał odważnie w oczy Wacława, pochylił spuchnietą głowe w w niskim pokłonie:
- Miszczu dzisiejszej lekcji nigdy niezapomne, powiedz tylko tylko czym zdał?
Oderwał Wacław zmęczony wzrok od ekranu zmierzył miszcza wzrokiem i rzucił:
- jasne chłopie, jasne.....
droga spowrotem minęła szybko. Upojony poczuciem sensu i głębi Marian spał jak pijane dziecko....
  • 0

budo_gambit
  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 2089 postów
  • Pomógł: 0
0
Neutralna
  • Lokalizacja:bardzo dziki wschód

Napisano Ponad rok temu

Re: Czy kiedykolwiek zastosowałaś/eś techniki Aikido poza Dojo?
Jeszcze, jeszcze, jeszcze.... :)
  • 0

budo_canaris
  • Użytkownik
  • PipPipPip
  • 221 postów
  • Pomógł: 0
0
Neutralna
  • Lokalizacja:Warszawa

Napisano Ponad rok temu

Re: Czy kiedykolwiek zastosowałaś/eś techniki Aikido poza Dojo?
SUPER!!!
masz talent prosze ja ciebie
  • 0


Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych

Ikona FaceBook

10 następnych tematów

Plany treningowe i dietetyczne
 

Forum: 2002 : 2003 : 2004 : 2005 : 2006 : 2007 : 2008 : 2009 : 2010 : 2011 : 2012 : 2013 : 2014 : 2015 : 2016 : 2017 : 2018 : 2019 : 2020 : 2021 : 2022 : 2023 : 2024