Skocz do zawartości


Zdjęcie

Potwór z Ultrechtu, czyli ..........


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
1 odpowiedź w tym temacie

budo_misiek2
  • Użytkownik
  • PipPipPip
  • 233 postów
  • Pomógł: 0
0
Neutralna
  • Lokalizacja:kraków gł.

Napisano Ponad rok temu

Potwór z Ultrechtu, czyli ..........
Witam!
Proponuję artykuł, oraz wywiad z Antonem Geesinkiem, który ukazał się w Sportowcu w 1989 roku. Dający jednak pogląd na temat najlepszych zawodników w historii światowego judo, oraz odpowiadający poniekąd na pytanie dokąd zmierza judo:

Rekord trudny do pobicia: z blisko tysiąca pojedynków Anton Geesink przegrał tylko cztery.
POTWÓR z ULTRECHTU

Spotkaliśmy się w końcu września w ..... browarze "Heinekena". Działał wtedy aktywnie w Fundacji Olimpijskiej, która zabiegała, niestety nieskutecznie, o przyznanie Amsterdamowi igrzysk roku 1992. Cotygodniowy "briefing" dla prasy odbywał się właśnie w sali u piwowarskiego potentata, a wśród licznie zgromadzonych gości łatwo było dostrzec jego sylwetkę. Ma dzisiaj 52 lata, wazy 140 kg. Wygląda świetnie jest zadowolony z życia, z tego, czym się zajmuje i jest to ten sam ANTON GEESINK. Judoka, który obok współczesnego nam - Yasuhiro Yamashity stał się już za życia legendą i wzorem dla wszystkich spędzających czas wokół tatami.......
Wyliczanie wszystkich tytułów zdobytych przez Antona Geesinka z powodzeniem wypełniłoby kilka stron. Startował bowiem długo, od roku 1949 do ..... 1967 i w swojej karierze zdobył pęk medali, tytułów mistrza Europy i mistrza świata oraz ten najcenniejszy: złoty medal olimpijski w kategorii open podczas pamiętnych igrzysk w Tokio w 1964.
Wtedy odbył się przecież debiut judo w programie olimpiady i wtedy też duma, niezwyciężonych dotąd, Japończyków została zraniona najboleśniej. Przypomnijmy słoneczny, październikowy dzień sprzed dwudziestu dwóch lat. Judocy Nipponu mieli już trzy złote krążki. Sala Yayogi dnia czwartego pękała od nadmiaru chętnych. Na widowni zasiadł cesarz Hirochito z małżonką, notabene z MKOL,: wszyscy czekali na finał. W finale mistrz, Akio Kaminaga i Europejczyk, Holender Anton Geesink.
Nie był już dla gospodarzy zawodnikiem, którego można było lekceważyć, nie doceniać jego klasy. Już na III mistrzostwach świata, które odbyły się w Paryżu w grudniu 1961, zwyciężył w kategorii wszechwag. Przedtem triumfowali tylko Japończycy, a byli nimi Shokichi Natsui i Kojii Sone....
Przed olimpiadą gospodarze zaprosili więc Geesinka na kilkutygodniowy wspólny trening i cykl pokazów. Jeszcze raz przekonali się, że stanie on na ich drodze do zdobycia kompletu medali.....
Była to sprawa prestiżowa i metody "zmiękczania" Geesinka okazały się dość osobliwe. Na krótko przed startem olimpijskiego turnieju judo część miejscowej prasy rozpętała kampanię przeciw niemu. Dowodzono, że brał on pieniądze od federacji judo we Francji i RFN w zamian za uczestnictwo w walkach treningowych. Spraw upadła, ale wrzawy było sporo.
Już w godzinie losowania turnieju było jasne, że strach przed Geesinkiem wzrósł jeszcze bardziej. Oto Japończycy swojego najlepszego zawodnika, Isao Inokumę, zgłaszają do kategorii ciężkiej: w open puszczając, teoretycznie słabszego, Kaminagę. Ewentualna klęska Inokumy byłaby klęską całej Japonii, porażka Kaminagi tylko czymś przykrym i szokującym.
Tak też się stało! Geesink nie dał szans rywalowi, przetrzymał go niczym w żelaznych kleszczach (kami-shiho-gatame) i walka skończyła się przed czasem. Potem na sali zapadła cisza. Kilkanaście tysięcy ludzi siedziało w milczeniu, jakby nie wierząc, iż przybysz z dalekiej Europy może zwyciężyć Japończyka, człowieka z ojczyzny judo, na jego własnej ziemi i to w czasie igrzysk. Ta scena była jedną z najbardziej pamiętnych wydarzeń igrzysk, a zdjęcie zwycięskiego uchwytu Geesinka znajduje się w kanonie judockich archiwów.......
To było dawno temu, zmieniło się judo, wyrównał poziom, porażki Japończyków nie stanowią żadnych sensacji, złote medale zdobywają reprezentanci różnych krajów. Ale Geesink był tym pierwszym.... Teraz siedzimy przy piwie, pojadamy solone orzeszki. Jest okazja do wspomnień i rozmowy o tym co myśli o obecnym stanie swojego sportu.

- Czy pana obecność w Fundacji Olimpijskiej wynika z kontaktów ze sportem, czy jest wykorzystaniem pana sławy?
- Jednym i drugim. W roku 1967 stoczyłem swą ostatnią walkę: na mistrzostwach Europy w Rzymie zwyciężyłem mojego starego druha, zawodnika ZSRR, Anzora Kiknadze. Od tego czasu napisałem sześć książek o judo i nigdy nie rozstałem się z moim hobby, chociaż zawodowo zajmuję się zupełnie czymś innym. Jestem pracownikiem Holenderskiego Ministerstwa Handlu Zagranicznego. Rejonem mojej aktywności jest Daleki Wschód, często bywam więc w Japonii.

- I spotyka się pan często z Kaminagą....
- Zgadł pan. Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, a łączą nas także interesy. Kaminaga jest teraz biznesmenem i dobrym fachowcem.

- Jest pan w Japonii człowiekiem popularnym....
- Oni tak łatwo nie zapominają. Jestem! To jest bardzo sympatyczne. Ba! Byłem na igrzyskach olimpijskich w Los Angeles i w części miasta zamieszkałej przez Japończyków ludzie poznawali mnie mówiąc; Dzień dobry – He-sink-san. Ale nie o tym chcę mówić. Gdy czas pozwala działam aktywnie w komisji technicznej IJF w holenderskim Centrum Wychowania Fizycznego w Papendal, organizuję co roku kursy dla trenerów judo z całego świata. I staram się jeździć na wielkie imprezy.

- Co tam można dostrzec?
- Przede wszystkim wiele zmian. To jest inny sport niż za czasów mojej kariery. Sukces gwarantuje teraz prawie wyłącznie nieludzka siła i wytrzymałość. Na technikę pozostaje jakieś 30 procent, a to zaprzecza samej idei judo. Chciałbym, żeby to się zmieniło, chciałbym powrotu do "czystego judo". Ale jestem pesymistą, bo tak już nie będzie nigdy.

- Jest nudno?.
- Może nie nudno, ale monotonnie. Jakiś techniczny fajerwerk zaraz wzbudza zachwyt sali, a zawodnik stosujący kombinację technik, zdradzający chęci i bogaty repertuar rzutów zdarza się rzadko i zaraz zostaje pupilem publiczności. Ba, nawet Japończycy walczą nie po "japońsku"


- Bo inaczej nie mieliby szans?
- Zgoda. Umiejętności rywali są tak zbliżone, że wyłonienie zwycięzcy staje się trudne. Są cuda z decyzjami arbitrów, a w czasie walki stanowczo za dużo ich ingerencji. Myślę, że dawniej, gdy walczyliśmy przez 12 minut, a nie jak teraz przez 5, sprawa wyłonienia zwycięzcy była łatwiejsza i sprawiedliwsza. Tymczasem namnożono kategorii wagowych, skrócono czas walki. Efekty, jak wyżej.


- Szykują się zmiany?........
- Raczej typu komercyjnego. Białe i niebieskie judogi, połączenie mistrzostw mężczyzn i kobiet w jedną imprezę, skomasowanie finałów w ciągu jednego dnia. Robi się to dla potrzeb telewizji, dla podniesienia atrakcyjności judo. Żal trochę starych dobrych czasów. Ot, można sobie pomarzyć, szczególnie teraz kiedy judo jest już tylko moim hobby.


- A czym było?
- Treścią życia, pasją. Zaczęło się to wszystko w roku 1948, w Ultrechcie. Na meczu piłkarskim zobaczyłem pokazy ju-jitsu i zaraz pobiegłem na salę ćwiczeń. Wzięło mnie! Przedtem był już przecież futbol, trenowałem pływanie, zapasy w stylu klasycznym.... Ale judo okazało się przygodą największą. Ważyłem wtedy 81 kg przy wzroście 198 cm i byłem sprawnym chłopakiem.


- Był potem żal przy rozstaniu z matą?
- Nie! W sporcie nie miałem już żadnego celu, zdobyłem wszystko co było do zdobycia. Przez lata kariery stoczyłem tysiąc walk, przegrałem..... cztery. Z tym, że od roku 1961 do końca swoich występów (1967) żadnej. No i miałem już ponad 33 lata.


- Czy w Ultrechcie jest nadal ulica pana imienia?
- Jest!


- Który z obecnych mistrzów podoba się panu najbardziej?
- Jest taki! Jeszcze nie mistrz, ale już drugi na świecie w wadze ponad 95 kilogramów. To Mohamed Ali Ahmed Rashwan z Egiptu. On jest piekielnie silny, ale ma coś co przypomina mi "młodego Geesinka"


- Ma pan...
- 8 dan.


- Pana kontakty z Polską i Polakami?
- Byłem u was i startowałem trzy, lub cztery razy. Z kim walczyłem dokładnie nie pamiętam. Teraz współpracuję w EJU i IJF z panem Kazimierzem Jaremczakiem


- Co pan teraz chce zrobi?.
- Ważyć znowu 10 kilogramy, tak jak wtedy w Tokio. Ale ja strasznie lubię jeść...


- Popijając "Heinekenem"
- Oczywiście.


- No, to na zdrowie!
Rozmawiał: Jacek K. Mleczko




PS. Obecnie Gessink posiada 10 dana.
Misiek2
  • 0

budo_kręciel
  • Użytkownik
  • PipPipPip
  • 410 postów
  • Pomógł: 0
0
Neutralna
  • Lokalizacja:Warszawa

Napisano Ponad rok temu

Re: Potwór z Ultrechtu, czyli ..........
Nic mu nie ujmuję ale ktoś widział TĄ walkę z Japończykiem? Geesink go rzucił jak dziecko, jednak nie dlatego, że był o tyle lepszy a z powodu kolosalnej różnicy warunków fizycznych. Myślę, że to po części swoim gabarytom zawdzięcza tak korzystną statystykę i liczne tytuły... Co jednak nie zmienia faktu, że niezłym był kosiorem :)
  • 0


Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych

Ikona FaceBook

6 następnych tematów

Plany treningowe i dietetyczne
 

Forum: 2002 : 2003 : 2004 : 2005 : 2006 : 2007 : 2008 : 2009 : 2010 : 2011 : 2012 : 2013 : 2014 : 2015 : 2016 : 2017 : 2018 : 2019 : 2020 : 2021 : 2022 : 2023 : 2024