Skocz do zawartości


Zdjęcie

Góry, nasze góry - relacja [dużo zdjęć]


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
Brak odpowiedzi do tego tematu

budo_slaszysz
  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 3313 postów
  • Pomógł: 0
0
Neutralna

Napisano Ponad rok temu

Góry, nasze góry - relacja [dużo zdjęć]
Dzień 1.
9:30 Wyjście ze Szklarskiej Poręby, autobus w stronę Jakuszyc dopiero za
godzinę, więc idę na piechotę. Jest dość chłodno, wieje wiatr, ale słoneczko świeci i jest fajnie. Tuż przy zejściu od dworca PKP Szklarska Poręba Górna jest kantor, więc można się zaopatrzyć w walutę, jeśli ktoś planuje wycieczkę na czeską stronę. Dość szybkim tempem ruszam poboczem szosy w stronę Jakuszyc. Mijam Krucze Skały i idę dalej.
Dołączona grafika
Fot.1 - Rzeka Kamienna
Raczej nie ma co liczyć na podwiezienie, bo po prostu samochody nie mają się gdzie zatrzymać. Jeśli jest jakaś zatoczka, to nie po tej stronie co trzeba.

O 10:45 jestem już na początku zielonego szlaku, więc ruszam pod górę. Chwila przerwy na zmianę butów i parę zdjęć i idę dalej.
Dołączona grafika
Fot.2 - Na szlaku z Jakuszyc na Halę Szrenicką
Ze szlaku roztacza się piękny widok na dolinę Kamiennej. Po paru minutach zanurzam się w niski las i rozpoczyna się lawirowanie między gałęziami. Ścieżka jest dość wąska, prowadzi raz w górę, raz w dół i czasem zdarza się błotniste miejsce. Chlup! no i trafiłem w błoto, dobrze że się do buta dostało. W pewnej chwili szlak skręca w prawo pod górę. Podchodzi się po kamieniach wzdłuż szemrzącego potoku. Na górze trafiam na wylesione miejsce i po prawej stronie widać Owcze Skały.
Dołączona grafika
Fot.3 - Przy Owczych Skałach
Trzeba uważać, żeby nie przegapić skrętu w lewo - szlak kieruje się teraz w stronę lasu. Podobnie jak przed chwilą, skręcam w lewo za znakiem w wąską ścieżkę.

Krótka wędrówka przez las i wychodzę na płaską przestrzeń usianą kikutami uschniętych drzew. Widok straszny, ale cóż... Miejscami jest dość błotnisto. W pewnym miejscu ścieżka się rozdziela - iść w lewo czy w prawo? Nie ma żadnego znaku, więc rozglądam się dookoła przez dłuższy czas. W końcu po prawej stronie widzę na drzewie znak szlaku, toteż skręcam w ścieżkę wiodącą w prawo.
Dołączona grafika
Fot.4 - Szrenica
Parę minut podejścia pod górę i przekraczając dość duży strumień wchodzę w las. Na początku widać dość dużo zniszczonych drzew, ale potem las robi się coraz "zdrowszy". Co pewien czas przekraczam po kładce strumyki, których jest sporo - małych i dużych.
Dołączona grafika
Fot.5 - Dopływ Kamieńczyka
W końcu o 12:40 wychodzę z lasu wprost na schronisko na Hali Szrenickiej. Tam zjadłem obiad i trochę odpocząłem.

Kolejny etap to trasa szlakiem grzbietowym w kierunku przejścia granicznego na Mokrej Przełęczy. Na podejściu na Szrenicę zaczęły się problemy - odezwała się stara kontuzja ścięgna pod kolanem. Trzeba się więc zatrzymać i skorzystać z naproxen-u. Chwilowo pomaga, ale jak się później okazało, nie na długo. O 14:00 docieram do przejścia granicznego i przechodzę na czeską stronę. Zaczyna ostro wiać, więc trzeba założyć cieplejsze rzeczy. Przy okazji uchroniłem jakiegoś Niemca przed popełnieniem przestępstwa granicznego, bo chciał wejść na ścieżkę, która bynajmniej nie prowadziła do przejścia.

Minąwszy Vosecką Boudę wszedłem na zielony szlak prowadzący do źródła Łaby. Gdy zatrzymałem się na kolejne "smarowanie" kolana, wyprzedziło mnie 3 młodych Niemców. Byli praktycznie bez obciążenia, ale postanowiłem, że ich dogonię (plecak miałem dość ciężki). Ach ta chora ambicja... a może nie ambicja, tylko myślenie o swoim bezpieczeństwie, bo do bolącego kolana dołączył się staw biodrowy i kostka...? Zawsze to lepiej mieć kogoś w pobliżu. Ostatecznie dogoniłem ich niedaleko źródła Łaby. Samo miejsce w sumie nieciekawe, ale można
sobie odpocząć na ławeczce. Około 15:00 znalazłem się przy schronisku a raczej hotelu Labska Bouda (paskudny betonowy budynek). Kolejna "uciszenie" kontuzji i czas ruszać dalej. Wskutek ograniczonej ilości czasu i kontuzji trasa uległa zmianie. Zrezygnowałem z wędrówki doliną Łaby i zdecydowałem się iść zielonym szlakiem prowadzącym po zboczu Wielkiego Szyszaka aż do Martinovki. Na początku zmyłka, bo na rozejściu szlaków nie oznaczono, że zielony i żółty idą w lewo.
Był po prostu słupek z zielonym, żółtym i niebieskim paskiem - ale gdzie idą poszczególne szlaki, to nie można z tego wywnioskować. W końcu trafiłem na właściwą drogę i zaczęło się krótkie podejście. Potem szlak z dużych kamieni (w dobrym stanie, później nieco zniszczony) idzie praktycznie płasko, więc szedłem dość szybko. Ze szlaku roztacza się piękny widok na dolinę Łaby i jej przeciwległe zbocza.
Dołączona grafika
Fot.6 - Dolina Łaby
Przed godz. 16:00 dotarłem do Martinovki, gdzie zaczął siąpić deszcz i nie zatrzymując się podążyłem dalej w dół zielonym szlakiem do schroniska Medvedi Bouda. Szlak wysypany był żwirem, więc szło się wygodnie.

Kolejny etap to niebieski szlak od Medvedi Bouda. Okrążając schronisko napotkałem jednego pieska (jakiś owczarek), ale tylko na mnie spojrzał i leżał dalej. Drugi pies - podwórkowy - zaczał na mnie szczekać i nawet kawałek podbiegał za mną. Co się obejrzałem, czy nie idzie za mną, to on podchodził. W końcu przestałem się oglądać, to i przestał hałasować i dał mi spokój. Zszedłem na dół i przekroczyłem Medvedi Potok.
Dołączona grafika
Fot.7 - Medvedi Potok
Następnie było krótkie podejście ścieżką obok zawalonego głazami stoku i dalej łatwa droga do Davidovej Boudy. W krzakach napotkałem jakiegoś zwierza, który głośno szeleścił i wydawał odgłosy w stylu "ouuuiiiiiiiiiii" podobnie jak świnia, ale nie mam pojęcia co to było, bo z krzaków nie wylazło.

Od skrzyżowania przy Davidovej Boudzie około 16:50 wchodzę na niebieski szlak. Na początku podejście dość szeroką drogą, po pewnym czasie droga zbliża się do potoku, który towarzyszy jej przez jakiś czas. Po przekroczeniu mostka nadal podchodzi się do góry. Pogoda się zmieniła i zaczęło przygrzewać słoneczko. W pewnym momencie szlak odchodzi w lewo wąską ścieżką, a droga idzie prosto. Znów nie ma znaku skrętu, a znak szlaku - słabo widoczny z drogi - namalowano dopiero na drzewie pomiędzy ścieżką a drogą. Gdy tak szedłem sobie ścieżką, pomyślałem sobie, że może by odświeżyć się wodą ze strumyka. Dopiero co pomyślałem i trach! noga wpadła mi w szczelinę ze strumykiem. Uff, mało brakowało, a trzasnęłaby kostka. Woda ochlapała mi twarz i na razie miałem dość strumyków...

Kolejny etap to długie przejście drewnianymi pomostami w podmokłym lesie. I tu plus dla twórców tego pomostu: belki są od góry płaskie, dzięki czemu stopy się po nich nie ślizgają. Po dotarciu na szosę skręciłem w prawo, a następnie w lewo i rozpocząłem podejście na Przełęcz Karkonoską. Kto tu położył ten asfalt?! Woda mi się skończyła, widać już schronisko, ale będzie jeszcze jakieś z 600 m. I jeszcze trzeba skręcić w bok, bo przejście graniczne akurat tak zrobili... I znów do góry, nie dam rady chyba... czemu tu tak stromo... i znów noga się odezwała. Jakoś jednak doczłapałem się do schroniska Odrodzenie, gdzie klapnałem na ławkę. "Herbatę proszę... a potem się zobaczy" - rzekłem...
Potem kąpiel, kolacja i spać, spać... aha, najpierw trzeba porozciągać nogi, a dopiero potem spać.

Dzień 2.
Dołączona grafika
Fot.8 - Przełęcz Karkonoska
Ze schroniska Odrodzenie wychodzę o 10:20, pogoda jest w miarę dobra, choć trochę wieje; jest około 10 st. C. Ruszam czerwonym szlakiem i zaczynam dość strome podejście na grzbiet Małego Szyszaka; dużo rozrzuconych kamieni, po których trzeba manewrować. Mijam rozwidlenie szlaków - zielony idzie w lewo, a ja podążam dalej prosto. Potem droga jest w miarę płaska, a szlak kamienisty. Mijam Tępy Szczyt i przechodzę zboczem Smogorni mając po prawej ręce gołoborza, a po lewej Kocioł Smogorni.
O 11:40 dochodzę do Słonecznika, gdzie można skręcić na żółty szlak wiodący na Polanę i dalej do Karpacza Górnego bądź też kontynuować wędrówkę czerwonym szlakiem.

O godz. 12:00, niedaleko za Słonecznikiem mijam Kocioł Wielkiego Stawu,
a następnie Kocioł Małego Stawu.
Dołączona grafika
Fot.9 - Wielki Staw
Jakiś gość chciał sobie zrobić zdjęcie na tle Wielkiego Stawu przechodząc za barierkę. Oczywiście zareagowałem na taki przejaw głupoty, tak jak i jego dziewczyna. Jakoś nie za bardzo można było go przekonać, ale w końcu dał sobie spokój... Znad brzegów kotłów widać schroniska: Strzechę Akademicką i Samotnię nad brzegiem Małego
Stawu.
Dołączona grafika
Fot.10 - Mały Staw

Odcinek od Smogorni do Równi pod Śnieżką jest prawie płaski, więc nie
powinien sprawić trudności, a widoki są naprawdę warte przejścia tym odcinkiem szlaku. Należy jedynie uważać w niektórych miejscach na krawędzi kotłów, szczególnie przy mijaniu innych osób. Nad Śnieżką kłębiły się chmury, a i kontuzje ciągle dokuczały, więc postanowiłem zrezygnować z tego punktu programu i dotrzeć na odpoczynek do Samotni.

Na Równi pod Śnieżką skręcam w lewo na niebieski szlak i brukowaną drogą (niestety) schodzę w dół. Noga znów daje znać o sobie, więc powolutku człapię w dół, potykając się na kamieniach. Zejście do Strzechy Akademickiej zajmuje mi około 20 minut i docieram tam o 13:10. Po dojściu do schroniska okrążam je z prawej strony i idę dalej do Samotni. Szlak jest znów kamienisty, więc trzeba skakać po kamieniach. Po około 15 minutach dochodzę do zakrętu, skąd roztacza się piękny widok na Mały Staw i Samotnię leżącą nad jego brzegiem. Stąd już tylko kawałek, żeby znaleźć się w schronisku - docieram tam o 13:40.
[link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]
Fot.11 - Samotnia nad Małym Stawem

Dzień 3.
8:00 Wychodzę z Samotni, towarzystwo jakieś senne, prawie wszyscy śpią, tylko jeden osobnik wychodzi na to wietrzysko. Wieje straszliwie, aż czapkę zwiewa z głowy, więc szybko ruszam w dół niebieskim szlakiem skacząc z kamienia na kamień. Widoki piękne, to po prostu trzeba zobaczyć. Idę wśród drzew słuchając szumu płynącego potoku. Na szlaku pusto, więc można się zanurzyć w głąb swoich myśli i szukać motywacji do dalszej wędrówki. Mijam Domek Myśliwski i w końcu o 8:30 docieram do Polany. Tam skręcam w lewo na słabo widoczny żółty szlak. Ścieżka z początku płaska zaczyna piąć się do góry.
[link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]
Fot.12 - Kotki

Niestety noga znów daje znać o sobie - ból jest tak silny, że muszę się
zatrzymać i ratować medykamentami. Po chwili przerwy powoli ruszam w górę. Krok za krokiem, przystając co chwilę... "dasz radę, musisz dojść" - powtarzam sobie. W końcu widzę przed sobą Pielgrzymy. Jest godzina 9:00 i skręcam przed Pielgrzymami w prawo na zielony szlak - Ścieżkę nad Reglami. Z prawej strony roztaczają się piękne widoki na Pogórze Karkonoskie, a to dlatego, że klęska ekologiczna przetrzebiła karkonoskie lasy.

Mniej więcej w połowie drogi do Przełęczy Karkonoskiej wchodzę w gęstszy las. Szlak prowadzi raz w dół, raz w górę. Potem jest dłuższe zejście iprzekraczam kilka większych potoków.
[link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]
Fot.13 - Potok
Trasa jest bardzo ładna, jest spokój i właściwie nie ma na niej ludzi - spotkałem zaledwie parę osób. Około 9:45 chmury, które nadciągnęły z południa zrzuciły swój ciężar w postaci deszczu. Chmury zaczęły schodzić w dół i widoczność spadła do około 10 m. Doszedłem wreszcie do końca szlaku i co teraz? Mgła jest gęsta (właściwie są to chmury wędrujące po grzbiecie), widoczność około 10 m. Wprawdzie są znaki szlaku
czerwonego, ale z powodu zmęczenia i dezorientacji mgłą nie wiem, gdzie leży schronisko. Po dłuższej chwili zastanowienia dochodzę do wniosku, że przełęcz musi leżeć w dole, więc zaczynam schodzić w dół. Okazuje się to trafną decyzją i gdy dochodzę już do schroniska pojawia się olśnienie - przecież wczoraj szedłem tą samą drogą, tylko pod górę, a szlak zielony odchodził od czerwonego w lewo. Stąd wniosek - gdy idę w przeciwną stronę, schronisko jest po prawej na dole.
Jednak mgła potrafi zdezorientować człowieka... O 10:30 wkraczam do schroniska, cały mokry od środka i na zewnątrz... paskudna pogoda. W jadalni całkiem sporo ludzi, jakieś 2 grupy siedzą. Zamawiam herbatę, jedzonko i trochę odpoczywam.
Niestety, czas ruszać dalej. O 11:20 wyruszam ze schroniska i wkraczam na czerwony szlak grzbietowy. Pogoda okropna, szlak tonie we mgle, wieje wiatr, jest zimno i na dodatek pada deszcz. W tym momencie doceniam przydatność tyczek, bo polazłbym gdzieś w krzaki.

Na początku szlak jest wyłożony żwirem, więc idzie się dość przyjemnie... no, ale ta pogoda. Potem jest już asfalt (źle) i do tego pod górkę (jeszcze gorzej). Spotykam parę osób po czym samotnie zanurzam się we mgłę. Po chwili mam już dość tego asfaltu i zaczynam się zastanawiać, co właściwie skłoniło mnie do tego wyjazdu. Kolano boli, każdy krok pod górę to męka. Opracowałem więc technikę: duży krok prawą nogą, potem dosuwam lewą nogę. Dobrze, że nikt tego nie widzi, bo zapewne wygląda to śmiesznie.

Zaczyna się podejście na Śląskie Kamienie i znów dopada mnie rezygnacja. Co ja tu robię? A do końca trasy jeszcze daleko... Znów męka na drodze pod górę, nie mam ochoty na jedzenie i tylko czasem łykam wodę i zjadam kostkę czekolady. Na bolącą nogę nie pomaga ani naproxen, ani tabletki przeciwbólowe. Zaczyna się kamienisty odcinek szlaku. I tu chciałoby się rzec "niech go szlag trafi"; kamienie są tak porozrzucane, że wchodzenie po nich to istna męka. Po jakimś czasie napotykam dwóch Czechów, którzy właśnie remontują szlak - chwała im za tę pracę! Można iść trochę szybciej, ale właśnie zaczyna się zejście w dół. Kamienie są śliskie, więc idę bardzo powoli. I całe szczęście, bo parę razy się poślizgnąłem, ale opanowałem jakoś równowagę. Następnie pokonuję podejście do Czeskich Kamieni i znów zejście. Na odcinku aż do Śmielca szlak jest w dobrym stanie, potem jest dużo gorzej. Na Czarnej Przełęczy spotykam małżeństwo z dwójką dzieci, siedzimy chwilę razem w schronie i ruszamy dalej, na Śmielec. Noga oczywiście dokucza chcąc pokonać resztki woli, która pcha mnie pod górę. Ale nie dam się - trzeba iść dalej - noga odpocznie sobie w pociągu. Inni idą, więc ja też muszę. Na zejściu przyspieszam i wyprzedzam ich; trzeba nadrobić czas stracony na powolnym podchodzeniu.

Przede mną Wielki Szyszak i podejście po wielkich kamieniach. Szlak w
dobrym stanie, ale idę powoli starając się unikać największych mokrych głazów. Stopy staram się stawiać na złączeniach kamieni, żeby się nie ślizgać. Tempo jest jak u statecznego emeryta, ale nic to - najważniejsze że się przesuwam do przodu. Co jakiś czas zatrzymuję się, aby odpocząć. Patrzę w dół zbocza - mgła i w dole nic nie widać... może i lepiej, bo nie widać tej stromizny. Patrzę w drugą stronę na głazy leżące na zboczu. A gdyby tak jeden się obsunął i pociągnął inne... ech, precz z takimi głupimi myślami, idę dalej!

Wreszcie wychodzę koło Śnieżnych Kotłów, których właściwie nie widać, bo toną we mgle. Pogoda coraz gorsza, strasznie zimno, a z południa wieje wicher niosący kropelki wody (co chwilę muszę przecierać okulary), a w dodatku stan szlaku woła o pomstę do nieba. Wygląda on tak, jakby przejechała tam glebogryzarka albo stado kretów - amatorów kamieni. Nieważne, i tak nie czuję już nóg, trzeba tylko uważać, żeby sobie czegoś z kostką nie zrobić. Znów mijam parę osób - że też chce im się chodzić w taką pogodę.

Doczłapuję się o 13:25 do stacji TV na Śnieżnych Kotłach, tam robię
chwilę odpoczynku i aplikuję kolejną porcję medykamentów na kolano. Trzeba iść dalej, żeby w schronisku wypić i zjeść coś ciepłego. Skręcam na żółty szlak i zaczynam zejście w dół do schroniska pod Łabskim Szczytem. Początkowo szlak jest nieciekawy, mnóstwo porozrzucanych kamieni, ale najważniejsze to schować się za grzbietem Łabskiego Szczytu i uciec tym samym od wiatru i deszczu. Potem szlak obchodzi ten szczyt i tu szlak jest w miarę porządnie ułożony z dużych kamieni. Potem niestety jest coraz gorzej i przejście zaczyna przypominać rajd terenowy. W końcu o 14:15 doczłapuję się do schroniska, a noga znów odmawia posłuszeństwa. A tu jeszcze około 2 godz. do dworca PKP w Szklarskiej Porębie.
W schronisku oczywiście zamawiam gorącą herbatę (w Samotni mają jednak większe kubki) i naleśniki. Teraz trzeba potraktować kolano żelem i bandażem, bo inaczej daleko nie dojdę. Po odpoczynku o 15:00 wyruszam żółtym szlakiem w dół.
Na jakiś czas wyjrzało nawet słońce, a noga rozgrzała się i siedziała cicho.
Trasa całkiem miła, droga wysypana żwirem. Minąłem Kukułcze Skały i szedłem dalej słysząc z boku szum Szrenickiego Potoku.
[link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]
Fot.14 - Szrenicki potok
Niestety, gdy minąłem rozwidlenie z zielonym szlakiem dobra droga skończyła się, a zaczęło się znów skakanie po kamieniach. Na szczęście po niedługim czasie kamienie skończyły się i znów szlak zamienił się w wygodną drogę. Zaczął też kropić deszcz, który po paru minutach przekształcił się w porządną ulewę. Gdy dotarłem do Szklarskiej Poręby o 16:10 byłem całkiem przemoczony, a czekała mnie jeszcze wędrówka przez miasto.

Doczłapanie się do dworca PKP zajęło mi 30 minut, bo byłem już zmęczony, a szedłem tylko dzięki sile woli, bo noga bolała niemiłosiernie. W Szklarskiej Porębie już było po deszczu, a ludzie dziwnie się patrzyli na spoconego, mokrego i brudnego osobnika z dużym plecakiem.

Najgorsze było podejście do samego dworca PKP. Musiałem usiąść na chwilę, bo noga tak mnie zaczęła boleć, że nie sposób było iść dalej. Odpocząłem chwilę, a potem zaciskając zęby ruszyłem dalej (kto zrobił takie strome ulice?!). "Dalej, dasz radę, jeszcze parę kroków" - powtarzałem sobie w myślach.
I oto przede mną pojawiły się schody. Niby niewielkie, ale to były najgorsze schody w moim życiu. Sycząc z bólu podnosiłem z trudem lewą nogę i dostawiałem drugą. Nie wpadłem na to, że gdyby, robił odwrotnie, to byłoby lżej. W końcu jakoś dotarłem do dworca, gdzie klapnąłem na ławkę w poczekalni. Potem tylko przebranie się w suche ubranie i oczekiwanie na pociąg. Tak zakończyła się trzydniowa wycieczka w Karkonosze.

Wnioski:
- nie jedź w góry, o ile nie jesteś pewien, że wyleczyłeś w pełni kontuzje
- nie przesadzaj z długością trasy
- weź kogoś dla towarzystwa - może się przydać
- nie zapomnij o podstawowych medykamentach
- mokra trawa przemoczy każde buty
- pamiętaj o komplecie suchego ubrania na zmianę
- jeśli zmusisz swój umysł do wysiłku, ciało będzie cię słuchać.


Cała galeria zdjęć z wyjazdu:
[link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]
  • 0


Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych

Ikona FaceBook

10 następnych tematów

Plany treningowe i dietetyczne
 

Forum: 2002 : 2003 : 2004 : 2005 : 2006 : 2007 : 2008 : 2009 : 2010 : 2011 : 2012 : 2013 : 2014 : 2015 : 2016 : 2017 : 2018 : 2019 : 2020 : 2021 : 2022 : 2023 : 2024