Napisano Ponad rok temu
Re: czy zastosowałeś bjj na ulicy?
Witam,
w skrócie postaram się opisać moją przygodę z bjj na żywo. Zdarzyło się pewnego uroczego dnia w Poznaniu (gdzie studiowałem przez 5 lat i było uroczo), że na 4 roku studiów (byłem wtedy po 3 latach bjj, choć jako przyjezdny student muszę uściślić, że zwykle animuszu starczało mi na 8 miesięcy treningu w roku, przyznaję się bez bicia, bo sesja, święta, i w ogóle...więc z tym trenowaniem różnie bywało... no i tego dnia (maj lub czerwiec) do kumpla się miałem wbić, coś tam wypić i na miasto...No i tak było, 0,7 litra na 3, potem 2 piwka dla kurażu i w Stare Miasto...Oczywiście zatraciłłem po drodze rachubę czasu i jak się na nocny autobus mieliśmy wybijać z chaty to naturalnie ja jeszcze musiałem dopić pifko i do toalety i jeszcze parę niecierpiących zwłoki czynności... no i naturalnie pogoń za kumplami co by dotrzeć do przystanku na nocny na czas...naturalnie był deszczyk po zmierzchu, którego nie dostrzegłem w niezmierzonej bystrości swego umysłu i na zakręcie soczystą glebę wywinąłem...kciuk zabolał, zaraz przestał jak to po wódce zwykle i hola na miasto Poznań, miasto niebywałych możliwości...
Z autobusu wysiadka "punktlich" jak to w Poznaniu, no i wbitka na rynek, idziemy Szkolną w dół, jest nas 6,7, jest bosko...ja oczywiście wniebowzięty jak to zwykle po takiej ilości alko, jest po prostu uroczo...jesteśmy już prawie na rynku, idziemy oczywiście falangą, ja od strony ulicy, nagle zauważam w bezkresnej bystrości swego umysłu, że idę sam, więc łypię do tyłu i widzę, że koledzy zatrzymali się przy jakiejś grupce młodych i "konwersują"...niby nic dziwnego ale dłuży się ta dysputa więc wracam się do kumpli co by się zorientować "ale o co chodzi?"....jak dochodzę to jakby czuję, że się atmosfera zagęstnia, ta napotkana młodzież jakaś taka mało studencka, a tak bardzo chamska...(ale wyglądem jakby wszyscy w gajerach z egzaminu z polibudy szli, czy jakoś tak...)
W każdym bądź razie podchodzę do jegomościów i widząc, że wymachują rękami i gestykulują obficie względem moich kolegów (spitych, trochę ujaranych, generalnie "peace n love") zwracam się do najbliższego młodzieńca: "Człowieku, po co ta agresja ? "
Po chwili dochodzi do mnie, że negocjatorem to ja chyba nie będę, koleżka odwraca się do mnie, zdaje się być o głowę wyższy i o 2 brzuchy większy (jestem dość skromnych rozmiarów, 175 cm, 70 kg) odzywa: "jaka k....agresja" i kieruje zamach w moją stronę...
I tu się zaczyna historia, którą nieprzyzwoicie przeciągnałem ale tak ją po prostu pamiętam...koleżka bierze zamach i wali we mnie z sierpa...jako że małe jest z reguły szybsze (mimo, iż mocno spite) udało mi się zobaczyć tę akcję, schyliłem podbródek do mostka (jak mnie w bjj uczono) i odpaliłem prawym sierpem na odlew...Trudno mi w to do dziś uwierzyć, ale trafiłem typa w paszczę, może było łatwiej bo gość był sporo większy... w każdym razie gość odleciał parę metrów...nie zdążyłem się nacieszyć bo już wracał z odsieczą, chwycił mnie z impetem za bary i wcisnął w ścianę budynku na Szkolnej...uderzyłem tyłkiem z impetem o ścianę aż nerki zabolały, ale wtedy odezwał się instykt...przyciśnięty maksymalnie i z impetem do muru, instyktownie zepchnąłem głowę typa w dół, zapiąłem gilotynę, zepchąłem jescze niżej bicepsem w dół i dopiero zaciągnąłem w górę, po czym poprawiłem 2kronie prawym kolanem...wystarczyło kilka sekund i poczułem, że nie daję rady utrzymać tego klocka...po prostu czułem, żę gość waży normalnie tonę ...więc opuściłem go na glebę, po czym zaczął się podnosić, ale wtedy automatycznie go dosiadłem i sprzedałem dwie bomby, klasycznie lewa,prawa...i w tym momencie, gdy byłem w dosiadzie na tym klocku, nagle jakby "wiadomość z góry" dotarła to mej jaźni pt. "a co jakby w tej chwili jakiś koleżka miał zamiar strepować cię z boku, z tyłu, z przodu, skądkolwiek ?..." I konsternacja, po czym (jestem okularnikiem" odruchowo podniosłem lewą rękę do góry (prawą jeszcze tłukłem tego typa) i ....otrzymałem soczystego kopniaka w maskę....ciężko w to uwierzyć ale ręka zamortyzowała kopniaka (na szczęście nie był to praktykujący piłkarz, więc skończyło się na krwawym siniaku, który okulary zostawiły na nosie). Po tym kopniaku odskoczyłem od typa, rozejrzałem wokół i stwierdziwszy przewagę liczebną niezidentyfikowanych młodzieńców czym prędzej oddaliłem się w stronę swoich towarzyszy niedoli, nota bene dość mocno poobijanych...Jeśli przegiąłem z opisem zdarzenia, to tylko dlatego, że tak je zapamiętałem, zdarzyło się to już lat kilka temu, Poznań wspominam jako urocze miasto do studiowania, bardzo mało konfliktowych sytuacji, a na każdym roku mieszkałem na innym osiedlu więc wiem coś o tym...
Pozdrowienia dla grupy Karola Matuszczaka z Poznania, było miło i sympatycznie, wiele się nauczyłem, nawet jeśli do dziś większość zapomniałem to i tak uważam, że było warto coś z sobą zrobić...pozdrawiam adeptów bjj...