Pakua/Bagua
Napisano Ponad rok temu
osobiscie slyszalem wiec od innego pekinskiego eksperta stylu Yin ze Xie peiqi poprosil go o kooperacje w celu machniecia wiekszej ilosci form:) i pamietajcie ze w Chinach zarabianie na "durnych" obcokrajowcach jesr raczej powodem do chwalenie sie i nikt tego nie ukrywa
[/quote]
Wlasciwie, to caly Twoj post jest bardzo ciekawy i napawa pewnym optymizmem. Bo daje odczuc, ze nauka kung fu (wlasciwa nauka) nie jest zmarnowanym czasem. Ale wybralem powyzszy fragment Twojej wypowiedzi, zeby zwrocic uwage na pewien istotny temat. Mianowicie takie podejscie, jakie maja Chinczycy jest gwozdziem do trumny zawierajacej kung fu. Bo Chinczycy w ten sposob zamykaja sobie droge eksportu czegos, co posiadaja i ma wartosc. Jezeli beda dalej sprzedawac kit pod szyldem kung fu, to beda tylko ugruntowywac przekonanie wiekszosci ludzi na Zachodzie, ktorzy zajmuja sie szeroko rozumianymi sztukami i sportami walki, ze kung fu jest nieskutecznie i nie warto sie nim zajmowac. Spadek popularnosci kung fu jest na Zachodzie coraz bardziej widoczny. W wiekszosci wypadkow cwiczy je jedynie garstka oszolomow, ktora jeszcze (choc tez nie wiadomo jak dlugo) kity kupuje. Po prostu konkurencja nie spi. Wystarczy zwiac zwykly podrecznik boksu, czy zapasow. Metodyka treningu tych metod walki jest bardzo dobrze dopracowana. Wszystko mozna przeczytac czarno na bialym. Nie ma tajemnic, niebezpieczenstwa bladzenia w poszukiwaniu czegos wartosciowego. Dobrzy szkoleniowcy sa bez wiekszych problemow dostepni. Ich zawodnicy walcza i wystawiaja im swiadectwo. Wszystko jest jawne. A przy tym style te ciagle sie rozwijaja w sytuacji dobrego przeplywu informacji, co temu rozwojowi dodatkowo sluzy. Ich skutecznosc jest praktycznie potwierdzana na kazdym kroku. Nie trzeby niczego przyjmowac na wiare. Jak ktos nie wierzy w skutecznosc, to moze pojsc na mecz bokserski i o wszystkim moze sie przekonac. Dlatego nawet twierdzenie, ze w Chinach istnieja mistrzowie, ktorzy prezentuja niezwykle wysoki poziom nie bardzo do ludzi przemawia. Bo wiekszosc uzna, ze nawet jezeli jest to prawda, to nie beda widzieli potrzeby ruszania sie z miejsca, skoro na miejscu maja skuteczne i dopracowane rzeczy. Nie trzeba niczego szukac, bo to co jest na miejscu jest sprawdzone w praktyce i ciagle sie rozwija. Dlatego wiekszosc fajterow praktykow o kung fu specjalnie sluchac nie che. A to sa tak naprawde jedyni ludzie, ktorzy byliby w stanie zrobic skutecznemu kung fu (w odroznieniu od sportowych form wu shu) reklame na Zachodzie. Jak ich sie nie zainteresuje kung fu to ta sztuka walki z czasem umrze smiercia naturalna, a Chinczycy jakby zupelnie tego prostego faktu nie dostrzegaja.
Marcin
Napisano Ponad rok temu
Napisano Ponad rok temu
Wiec moze na koniec jeszcze jakies tipsy o tym czego szukac, jakich nazwisk jesli chodzi o sposcizne i jakie pytania zadawac zeby nie zaczac katowac cialka na darmo?
Zależy czego ktoś chce się uczyć. Ja polecam yiquan :-)
A w yiquanie polecam oczywiście Yao Chengguanga. A jeśli ktoś koniecznie chciałby usłyszeć inne nazwiska to: Yao Chengronga i Cui Ruibina.
I jeszcze jedno, putalem i dostalem wyczerpujaca odpowiedz na temat cen zycia w Pekinie a nie wiem nic o kosztach samego treningu. Jak to sie zalatwia? Czy oni maja standartowe cenniki jak u nas??
Zależy gdzie. Koszty mogą być od zera do tysięcy dolarów u tego samego nauczyciela :-) . Nie licz na prostą i jednocześnie generalną wskazówkę.
Napisano Ponad rok temu
"to znowu ja a ogladacie te slowa dzieki uprzejmosci Andrzeja. podejzewam jakis spisek, czyzby ktos nie chcial moich postow na forum:)?
ok. ale do tematu:
odpowiadajac Lohanowi
jezeli chodzi o Xie peiqi to moze w chinach nawet warto byloby z nim cwiczyc (to zalezy jeszcze co by chcial uczyc:)) ale jego Zachdonich uczniow to bym raczej unikal:), problem jest ze 99% instruktorow bagua na zachodzie nie ma o tym bagua najmniejszego pojecia i tylko szpanuja chcac cos zarobic na naiwnych i musialbys szukac kogos kto posiedzial w Chinach minimum te dwa lata a i tak nie wiesz czy nie trafisz na kolesia ktory byl robiony w konia przez chinczyka (to co mowil Andrezj ze trezba znac jezyk)
ja kiedys napisalem artukul o treningu w Chinach dla Toma Grycana, jak ktos jest ciekawy to moze sobie rzucic okiem na niego (Tomke teraz zrobil na swojej stronie spis artukulow wiec znajdziecie pod moim nazwiskiem)
do MArcinaD.
przeczytaj rowniez ten artykul, ja tam wrzucilem sporo rzeczy, ktore sie wiaza z tym co napisales
spojrzmy jeszcze taki sposob: jak moga traktowac chinscy mistrzowie tradycyjni (w wiekszosc starzy i niezbyt dobrze wyksztalceni ludzie) oszolomow? przylatuje taki na dwa tygodnie do Chin, szasta kasa (Amerykanie) i zada aby go przez dwa tygodnie nauczyc np baguazhang, jak mu sie mowie ze to dlugi proces to on na to ze ma kase aby ten proces przyspieszyc wiec pominac podstawy i czyc go tylko tajemnych i zaawansowanych technik go na nie stac:)
jak myslisz jak chinczycy moga reagowac na takich? chinczycy sa raczej biedni i chca zarobic co nieco, zreszta tradycyjne kung fu i tak wymiera i za pare, moze par4enascie lat bedzie bardzo trudno znalesc kogos kto umie uzyc baguazhang:(
jak wielu obcokrajowcow jest w stanie poswiecic pare lat swojego zycia i trenowac w Chinach?
ja nie chce sie popisywac czy co ale zeby byc tutaj to zrezygnowalem z kariery w biznesie i stracilem piekna narzeczyna (tym sie teraz nie przejmuje znalazlem inna:)) i moj problem to jak znalesc kase zeby tak sie pouczyc dalej przez te nablizsze 5 latek ...
ludzie przyjezdzaja tutaj, lapia jak najwiecej form sie da, nie chca cwiczyc podstaw bo nie maja czasu bo musza miec cos na sprzedaz....
wiesz obawiam sie ze (i tu pewnie wkurze spro ludzi a co tam:)) ze ludzi w Polsce ktorzy naprawde maja jakies pojecie co to jest prawdziwe kung fu policzysz na palcach jednej reki...
reszcie sie po prostu wydaje, oni juz sami uwierzyli ze sa boscy i plawia sie we wlasnej boskosci.... nawet jak przyjezdza taki do chin to zaczyna przemowe od tego jaki to on jest boski (to mojego nauczyciela troche takich geniuszy z calego swiata juz t przylazlo i musialem tlumaczyc) a potem pokazuje umiejetnosci po ktorych chinski expert wybucha smiechem....
widzisz na Zachodzie juz ludzie uwierzyli ze kung fu to jakas tam wersja zdrowotnej gimnastylki i interesuja sie tym tylko dzieci albo zapalency z ruchow New age wiec nawet jak jakis mistrz stara sie czegos nauczyc to i tak na jego zajecia nie trafiaja wlasciwi ludzie ( w wiekszosci przypadkow)
trudno jest rowniez udowodnic skutecznosc czegos co dziala w innych warunkach np jak ja mam uzyc moje techniki (uderanie kantami dloni i duza ruchliwosc nadgarstkow) jak ktos mi kaze zalozyc rekawice?!"
tomek
Napisano Ponad rok temu
Co sadzisz o Pakua robionym w YMAA ? Lamie sie pomiedzy Hsing'Yi a Pakua i nie wiem co zaczac . Jak znam zycie to nic i tak czasu coraz mnie :?
Michal
Napisano Ponad rok temu
O.K. Przeczytam.przeczytaj rowniez ten artykul, ja tam wrzucilem sporo rzeczy, ktore sie wiaza z tym co napisales
No niestety wychodzi na to, ze sami z siebie robimy oszolomow. Wiec jestesmy oszukiwani, bo sami chcemy byc oszukiwani.spojrzmy jeszcze taki sposob: jak moga traktowac chinscy mistrzowie tradycyjni (w wiekszosc starzy i niezbyt dobrze wyksztalceni ludzie) oszolomow? przylatuje taki na dwa tygodnie do Chin, szasta kasa (Amerykanie) i zada aby go przez dwa tygodnie nauczyc np baguazhang, jak mu sie mowie ze to dlugi proces to on na to ze ma kase aby ten proces przyspieszyc wiec pominac podstawy i czyc go tylko tajemnych i zaawansowanych technik go na nie stac:)
Wiesz, kiedys (jeszcze w latach 80-tych) cwiczylem jednoczesnie kung fu i kickboxing. I na kung fu spotykalem sie z "intelektualistami". Takimi fighterami teoretykami, ktorzy potrafili godzinami rozprawiac na temat teorii ciosu piescia, kosmicznych energii, legandarnych mistrzow, czy legendarnych umiejetnosci. Ich wysilki koncentrowaly sie na poszukiwaniu super techniki nauczanej przez dziadka pustelnika, ktora wykracza ponad wszelkie znane wspolczesnie prawia fizyki i wogole ma boskie pochodzenie. No a ci kickbokserzy byli ludzmi prostymi i bezposrednimi. Nie stosowali zadnych chikungow utwardzajacych stojac z glowami w chmurach, a mimo to jak dostali piescia w twarz to zwykli mawiac, ze morda nie szklanka i przechodzic nad tym do porzadku dziennego. Nie znali wymyslnych teorii walenia piescie, a mimo to wiedzieli na podstawie praktyki, ze jak czysto walna w szczeke, to przeciwnik bedzie mial 15 sekumd w zyciorysie. No i problem polega na tym, ze tym kickboxerom nawet do glowy by nie przyszlo, by do Chin przyjezdzac, bo po co? Szukac dziadka pustelnika? Dla nich jak trza bylo komus dac w ryj to po prostu kickboxing byl zupelnie wystarczajacy i nie bylo sensu za jakimis cudami niewidami sie ogladac.
A ja sobie tak w tym szystkim myslalem, ze pewnie ci Chinczycy to bardziej mysla tak jak ci kickboxerzy niz jak ci kungfiarze.
Osobiscie Cie nie znam, ale raczej kojarzysz mi sie z pasjonatem, a nie jakims profesjonalnym fighterem. Tak jak Andrzej. I nie uwazam tego za cos zlego, zwlaszcza ze sam za fajtera sie nie uwazam. Jak sie zorientowalem, to cwiczycie z powodu samej pasji do uprawianej sztuki, w zwiazku z tym interesuje Was cala otoczka z nia zwiazana. A skutecznosc w walce traktujecie jako efekt uboczny, bo groteskowe byloby zajmowac sie sztuka walki i nie nabierac przy tym zadnych praktycznych umiejetnosci. Tak jak sa w Polsce tacy dwaj bracia zajmujacy sie europejska szermierka. Wiec poznaja rozne rodzaje bialej broni i dawne sposoby wladania nia. Oczywiscie ucza sie nia poslugiwac nie dlatego, ze jak ktos im sie do mieszkania wlamie to by mogli go jednym cieciem na plasterki zamienic. Tacy ludzie sa w stanie podejmowac wielkie wyrzeczenia, uczyc sie krzaczkow i do Chin leciec rzucajac wszystko. Ale niestety (tu obaj mnie tylko zle nie zrozumcie) rozwoj sztuki walki nie lezy w rekach tego typu ludzi. Tak jak historyk nie tworzy historii, on ja tylko bada. Rozwoj sztuki walki lezy w rekach ludzi, ktorzy profesjonalnie sie sama walka zajmuja. A oni raczej do Chin w poszukiwaniu mistrza nie poleca, bo pracuja na pewnych konkretach. Jak przegraja z taibokserem, to beda chcieli uczyc sie tajboksu. Beda analizowac wlasna porazke, a nie cudze opowiesci, chocby byly wartosciowe. Bo ta porazka jest dla nich konkretem, a cudze opowiesci jedynie niepotwierdzonymi opowiesciami. Wiec niestety, ale przyszlosc dla kung fu jest jedynie taka, ze Chinczycy przyleca na Zachod i beda staczac pojedynki w jakichs prestizowych turniejach. Tak zostalo wylansowane brazylijskie ju jitsu. Muay Thai tez tak zostalo wylansowane, a Holendrzy je tak udoskonalili, ze jako jedyni sa w stanie dzis podjac rywalizacje z Tajlandczykami. Niestety, w przypadku kung fu na razie na to sie nie zanosi. A szkoda.jak wielu obcokrajowcow jest w stanie poswiecic pare lat swojego zycia i trenowac w Chinach?
ja nie chce sie popisywac czy co ale zeby byc tutaj to zrezygnowalem z kariery w biznesie i stracilem piekna narzeczyna (tym sie teraz nie przejmuje znalazlem inna:)) i moj problem to jak znalesc kase zeby tak sie pouczyc dalej przez te nablizsze 5 latek ...
No wlasnie, przyjezdzaja tylko albo pasjonaci jak Ty i Andrzej, albo oszolomstwo. Tych drugich jak piszesz jest wiecej. I jeszcze jak widze czujesz sie obecnoscia tych drugich zazenowany, bo wyrabiaja opinie ogolowi obcokrajowcow.reszcie sie po prostu wydaje, oni juz sami uwierzyli ze sa boscy i plawia sie we wlasnej boskosci.... nawet jak przyjezdza taki do chin to zaczyna przemowe od tego jaki to on jest boski (to mojego nauczyciela troche takich geniuszy z calego swiata juz t przylazlo i musialem tlumaczyc) a potem pokazuje umiejetnosci po ktorych chinski expert wybucha smiechem....
Zabrzmialo jakbys czul sie za brak "dobrego" kung fu na Zachodzie odpowiedzialny .trudno jest rowniez udowodnic skutecznosc czegos co dziala w innych warunkach np jak ja mam uzyc moje techniki (uderanie kantami dloni i duza ruchliwosc nadgarstkow) jak ktos mi kaze zalozyc rekawice?!"
Sorry, nie moglem sie powstrzymac. W kazdym razie ja uwazam, ze aby cos sie ruszylo, to Chinczycy musieliby obstawiac jakies turnieje i walczyc, a nie Ty, czy jakikolwiek inny bialy.
Marcin
Napisano Ponad rok temu
Dacheng
Co sadzisz o Pakua robionym w YMAA ? Lamie sie pomiedzy Hsing'Yi a Pakua i nie wiem co zaczac . Jak znam zycie to nic i tak czasu coraz mnie :?
Michal
Ależ zarówno to xingyi i bagua pochodzi od Liang Shouyu! To nie jest rekomendacja. Formy standaryzowane z instytutów wushu + wiedza ogółna i umiejętności z różnych systemów + nadmiar mitologii. I tyle.
Napisano Ponad rok temu
Ale niestety (tu obaj mnie tylko zle nie zrozumcie) rozwoj sztuki walki nie lezy w rekach tego typu ludzi. Tak jak historyk nie tworzy historii, on ja tylko bada. Rozwoj sztuki walki lezy w rekach ludzi, ktorzy profesjonalnie sie sama walka zajmuja.
Tak sobie przeczytalem Marcinie Twojego posta i stwierdzam, ze nie bardzo sie moge zgodzic z tym, co napisales. Albo inaczej: zgadzam sie, ale czesciowo. Mianowicie wydaje mi sie, ze za bardzo poszedles w swoich wywodach w kierunku unifikacji sztuka walki i adaptacji ich do rywalizacji sportowej. I w tym momencie masz racje. Zarowno co do kierunkow ich rozwoju, jak i lansowania. Problem w tym, ze jednak sztuki walki to troche odrebna rzecz niz sport. Jasne, trend sportowy w MA jest obecny i ma sie dobrze. Ale to tylko czesc calej zabawy. I zawsze tak bedzie, chocby z prostego powodu, ze do sportu nadaje sie tak naprawde bardzo niewielu ludzi. Wez chocby nas dwoch - starzy niby nie jestesmy, ale do rywalizacji sportowej juz sie jakos nie bardzo nadajemy. No, moze poprobowac moglibysmy, ale badzmy realistami - najlepsze lata z punktu widzenia sportu mamy za soba i prawdopodobnie koszt ewentualnych startow bylby na tyle wysoki, ze sie po prostu nie oplaca.
Wiec jak dla mnie, to przyszlosc jest wlasnie w rekach pasjonatow. Ktorzy beda na tyle zdeterminowani, ze pojada i beda sie uczyc. Autentyku, a nie cepelii. Rzeczy wartosciowych, ktore potem beda mogli przekazac. I mysle, ze zwasze znajda sie ludzie, ktorzy beda sie chcieli od takich ludzi uczyc. Duzo ich moze nie bedzie, ale z czasem... o ile cos jest dobre mysle, ze samo sie reklamuje. A i wiele "tradycyjnych" metod po zweryfikowaniu przez zachodnia nauke tez stanie sie czescia wyksztalcenia sportowcow. Wiec chyba warto je zachowac.
K.
Napisano Ponad rok temu
Otoz Krzysiu, w kwestii, w ktorej Ty sie ze mna zgadzasz, ja nie moge sie zgodzic z Toba. Ja nie staram sie unifikowac sztuki walki ze sportem, a z sama walka. Natomiast w czasach wspolczesnych czysta walka wrecz znajduje swoj wyraz (moze niestety, moze stety) glownie w rywalizacji sportowej.
O co mi chodzi. Ja staram sie myslec zgodnie z zasada, ze narzedzie, ktore przestaje byc stosowane w danej dziedzinie, to albo znajdzie sobie zastosowanie w innej dziedzinie, albo wogole przestanie byc uzywane. Jak to sie ma do sztuki walki. Ano tak, ze jezeli zostanie oderwana od praktycznego stosowania (w sensie zaprzestania wykorzystywania jej do walki), to albo ta sztuka walki odejdzie w zapomnienie, albo przerodzi sie np. w gimnastyke zdowotna. Taka jest kolej rzeczy.
Natomiast jesli chodzi o sam trening, to wcale powyzsze wywody nie oznaczaja, ze kazdy musi cwiczyc po to, by sie bic z innymi (dla sportu, na ulicy, na wojnie, podczas powstania chlopskiego, czy czegos tam jeszcze ). Zawsze mozna cwiczyc z powodu pasji, czy dla zdrowia. Ale jezeli mowimy o fundamentach sztuki walki, to zawsze ten fundament beda stanowili ludzie, ktorzy zajmuja sie sama walka, natomiast sztuke walki traktuja jako narzedzie pracy. Tylko tacy ludzie zapewnia przetrwanie sztuki walki w formie narzedzia sluzacego do walki, a nie czegos tam innego. Dlatego tacy ludzie w kung fu sa niezbedni. Ale powtarzam jeszcze raz. Nie znaczy to, ze kazdy kto sie kung fu zajmuje musi robic to po to, by stac sie maszynkami do zabijania.
Zreszta zobacz nawet na yiquan. Jestesmy my, ktorzy trenujemy dla przyjemnosci z nastawieniem, ze nie tyle chcemy sie z kims bic, ile chcemy poznac skuteczne metody walki. Tak dla samego poznania. Ale dzieki czemu sa w yiquanie praktyczne rzeczy. Bo tacy mistrzowie jak Yao, czy Jego bliscy uczniowie zwyczajnie sie leja i doskonala ten styl konfrontujac go w walce. Myslisz, ze gdyby nie oni, to tacy miszczowie jak my dwaj byliby w stanie zachowac wartosc bojowa tej sztuki?
Marcin
Napisano Ponad rok temu
Niestety albo strety. :wink:
K.
Napisano Ponad rok temu
Zgadzam sie z grubsza z wszystkim oprocz zdania Marcina o pasjonatach.
Do nich zawsze swiat nalezal i zawsze bedzie.
Gdyby nie pasjonaci to moglbys teraz sobie conajwyzej potrenowac Judo w Polsce.
To pasjonaci maja wystarczajocy zapal zeby uczyc sie az naprawde cos umieja i dzieki nim niektore style mozesz teraz trenowac na wysokim poziomie. I gdyby zgadzalo sie to co mowisz o skutecznosci, to mialbys do wyboru (oprocz judo) kick-boxing, thai-boxing no i moze klasyczny boks. Bo one sa stosunkowo proste i z pewnoscia skuteczne. No i sotatnio doszlyby BJJ i takie tam.
Tymczasem ludzie (pasjonaci?) trenuja cala game stylow mniej skutecznych i trudniejszych do opanowania, bo ich to po prostu interesuje, fascynuje, urzeka piekno ruchu itd.
A wiec dzisiaj wszyscy, ktorym chodzi skutecznosc w walce i nic wiecej powinni trenowac systemy typu Shootfighting i inne MMA ktore sie sprawdzaja w UFC, Pride itd.
A jednak tak sie nie dzieje..
Użytkownicy przeglądający ten temat: 0
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych
10 następnych tematów
-
Katowice.........?
- Ponad rok temu
-
Ilustrowana relacja z Pekinu
- Ponad rok temu
-
Historycznie dziwne rzeczy.
- Ponad rok temu
-
San Shou
- Ponad rok temu
-
good Sifu's
- Ponad rok temu
-
Skutecznosc tradycyjnego treningu
- Ponad rok temu
-
Tai Chi Taoistyczne - ktoś już to widział?
- Ponad rok temu
-
Seminarka z Yiquan
- Ponad rok temu
-
Nowa szkoła - Nowe Mozliwosci!
- Ponad rok temu
-
No i po zawodach... :)
- Ponad rok temu