Długa to historia.
Piona dla wszystkich, którzy pofatygują się to przeczytać i napisać od siebie.

Historia od początku.
Jak tylko zrobiło się cipeło zaliczyłem kilka wycieczek rowerowych.
No i zaczęło mnie boleć. ?
Pierwsza myśl : korzonki.
Zacząłem ubierać się grubo, smarowałem plecy różnymi maściami rozgrzewającymi, ale to nie pomagało.
Później narodził się w mojej głowie pomysł, że w sumie ból pojawił się w momencie, kiedy zacząłem robić allachy (swoją drogą głupie ćwiczenie) (nienaturalne ułożenie ciała..)
i, że ból może być spowodowany mechanicznym uszkodzeniem.
W ruch alkacet..
Generalnie raczej nie pomagał.
Zacząłem się rozciągać.
Po takich ćwiczeniach prawie nie czułem bólu i dyskomfortu przy schylaniu
[link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]
To było ok 7 tygodni temu.
Teraz bólu prawie nie ma.
Tylko w pewnym momencie. W najbardziej newralgicznym położeniu tłowia, gdy się schylam odczuwam jakby "kłucie" gdzieś w odcinku lędźwiowym.
Od początku tej Historii: martwy, wiosłowanie w opadzie, przysiady-stop.
Frustruje mnie to, bo lobię te ćwiczenia.
Za to postanowiłem wzmocnić brzuch i katuje sumiennie.
Nie wiem czy czekać, aż dolegliwość minie, czy może pokusić się do rodzinnego...a może zacie jakieś fajne ćwiczonka rozciągające/nastawiające przeznaczone dla odcineka lędź.-krzyżowego i biodrowego.