Napisano Ponad rok temu
Re: Otylosc
Novo, widać, że nie miałeś zbyt wiele do czynienia z alkoholikami. To jest psychofizyczne uzależnienie, które dodatkowo może być uwarunkowane genetycznie, i którego zwalczenie jest dużo trudniejsze, niż po prostu "niedostarczanie alkoholu". To jest naprawdę bardzo złożony problem.
Zgadzam się natomiast, że otyłość to osobna kategoria (poza tym, że jest według mnie "chorobą" cywilizacyjną, tak jak wiele z wyżej wymienionych). O ile w niektórzych przypadkach może faktycznie być chorobą, to w większości przypadków spełnia raczej wymagania uzależnienia.
Trochę jak z aikido, że użyję przykładu ze swojego podwórka - znałem aikidoków, którzy tak daleko zabrnęli, że pomimo filmowych, a także fizycznych argumentów (tzn. pokonania w sparringu) utrzymywali, że mieli gorszy dzień, ale poza tym aikido jest najlepsze i ze wszystkim wygra i że wszystko co nie budo to pożywka dla żądnych krwi mas i nie stanowi żadnej wartości. Z otyłością jest podobnie - lata naśladowania rodziców i ich nawyków żywieniowych, czytania bezsensownych artykułów w czasopismach, słuchanie telewizyjnych porad oraz lekarzy konowałów, doprowadzają do stanu, w którym choćby ktoś miał piętnaście wyników badań potwierdzających, że jedzenie pszenicy to zło - i tak powie "no ale jak to? zupa bez chleba?"
Mam kolegę, który na wyjazdach w knajpach je jedną z dwóch rzeczy: schabowe (z ziemniakami i najlepiej kapustą) albo pierogi z mięsem. Czasem jeszcze pizzę. Nigdy nie widziałem żeby jadł cokolwiek innego, czy był nad morzem, czy w górach. Inny znajomy z kolei jest tak wybredny, że wpierdala bułki z parówkami albo z twarogiem, a do tego czipsy, smakowe wafle ryżowe, itd. Co z nim gadam o jedzeniu, to "nie, tego nie jem, nie smakuje mi" albo "fu, obrzydliwe, nienawidzę" (łosoś, wątróbka, wołowina, bób, orzechy, flaki, nie pamiętam co jeszcze).
Wracając do tematu uważam, że otyłość należy rozpatrywać w kontekście uzależnienia, ale spowodowanego czynnikami, powiedzmy, kulturowymi, a nie jakąś konkretną substancją. Innym dobrym przykładem jest religia. Niektórzy zostają apostatami, ale wielu ludzi nie jest w stanie się zmienić albo bardzo trudno im to przychodzi. Ja na przykład byłem kiedyś gruby i żarłem świństwa jak wszyscy, a teraz znajomi się dziwnie na mnie patrza, kiedy na plenerowe piwko przynoszę butelkę wina, a o odpowiedniej porze wyciągam jajka na twardo, pomidory i orzechy, albo beef jerky, borówki i orzechy (takie dwa standardowe zestawy przenośne). Ale od zawsze jestem ateistą, nie jestem nawet ochrzczony, i od zawsze byłem uczony myśleć krytycznie. Czytałem więc, uczyłem się, i w pewnym momencie powiedziałem "dość, czas się wziąć za siebie".
Natomiast osoby otyłe mogą - w związku lub bez związku z samą otyłością - mieć jeszcze szereg innych problemów, które praktycznie uniemożliwiają zmiany. Niewydolność serca, depresja, syndrom DDA - to wszystko przykłady z mojego otoczenia. Tak więc o ile bardzo lubię się wkurzać na znajomych grubasów i mówić im "żryj mniej, dupa w troki, człowieku, odrobina poświęcenia tylko, think big, act small", to zarazem zdaję sobie sprawę, że problem otyłości to dużo bardziej złożony problem jednostkowy i społeczny.