Kurna, nie rozumiem dzisiejszych karateków 8O
Do Polski przyjeżdża ktoś taki jak Shokei Matsui, organizuje bezpłatne seminarium (już nieważne z jakich powodów), a tutaj wielka dyskusja na temat egzaminu. Żeby podejść do egzaminu trzeba się czuć na siłach, jeśli ktoś czuje się na siłach, jest gotów poddać się cudzej ocenie i czuje, że nie będzie w tym żadnego "obciachu" - to znaczy, że nadszedł odpowiedni moment, by go zdać. Tym bardziej, jeśli umiejętności będzie sprawdzać nie znajomy, a osoba z zewnątrz. Można lubić Matsuiego lub nie, ale jest jednym z najwybitniejszych kyokushinowców w historii.
Trzeba skupić się na treningu, codziennym życiu, a nie wiecznie zaglądać sobie do organizacji, do egzaminów i dyskutować nad nieunknionymi problemami. Zwłaszcza, że z każdej strony braykady padają podobne argumenty. Jeśli faktycznie wszyscy jesteśmy tacy prawomyślni, to sytuacja za jakiś czas sama się rozwiąże, albo powstanie organizacja Vortal Budo IKO i zdominuje Polskę.
Oczywiście do tej wypowiedzi dołączam wyrazy szacunku dla osób z większym stażem i wiedzą ode mnie, ale myślę, że głosu takich osób też potrzeba 
Panowie,
to czy Matsui jest fajny chlop i wybitny karateka ma sie nijak do zasad organizacyjnych. Jak jest to jego pierwsza wizyta, praktycznie organizujaca nowe struktury bez Drewniaka, to powinien sie przede wszystkim ludziom dobrze poprzygladac i postawic na kogos kto bedzie go w Polsce reprezentowal. Tymczasem zaczyna od treningu i egzaminu.
Pisanie w stylu, ze do egzaminu mozna podchodzic "jak sie czuje na silach", "jak sie ma forme" jest smieszne. Czy na tej samej zasadzie mozna obronic doktorat, albo uzyskac licencje pilota?
W mojej organizacji sa zupelnie inne standardy. Przede wszystkim persona musi byc obecna w organizacji od dluzszego czasu, musi sie wykazac aktywnoscia nie tylko treningowa i nie tylko poziomem techniki i kondycja. Musi wypelnic formularz, ktory przekrojowo przeswietla najwazniejsze punkty kariery karate i musi miec rekomendacje instruktora, a nastepnie szefa organizacji. Im wyzszy stopien tym bardziej kompleksowe wymagania.
Taki egzamin robiony "z bomby" to jest totalna partyzantka. Temat pojawia sie na miesiac przed impreza. U mnie ludzie ktorzy na stopnie Kyu zdaja maja wiecej czasu na przygotowanie sie do egzaminu.
A tu przyjezdza szef organizacji i z partyzanta organizuje seminarium i egzamin. Ludzie maja mniej niz miesiac zeby sie przygotowac. Mnie to w sumie cieszy, bo to jest znak, ze IKO i IFK dziela lata swietlne jesli chodzi o sposob organizacji i sensowne procedury.
W kontekscie ostatnich wydarzen w polskim shinkyokushin i IKO - ogolna konkluzja jest taka -to sa dalej te same japonskie niedorobione struktury oparte na partyzanckich, nieakceptowalnych ogolnie w cywilizowanym swiecie zasadach.
o poziomie szkolenia mozna dyskutowac - generalnie to jest inna sprawa - a organizacyjnie japonskie struktury sa do niczego. I to seminarium to jasno pokazuje.