Powinieneś dotrzeć do książki o kung fu z lat 80ych końca, napisanej przez instruktora chyba z Hung Garu, który dobrze opisał historię kung fu zwłaszcza od Warszawy na północ i w ostatnich słowach pisał że warto byłoby to uzupełnić o historie tego czego nie zna, co powstało na południu. Naonczas drugim ważnym ośrodkiem z ugruntowaną pozycją w sztukach walki był Kraków, zwłaszcza Chow Gar (obecnie się używa pisowni Jow Ga) wtedy prowadzony przez G.Ciembroniewicza i R.Piwowońskiego, zanim jeszcze pojawił się Choy Lee Fut. A wtedy w Krakowie wybór był prosty: albo Karate (Kyoukushin o ile pamiętam, Sensei Drewniak) albo Kung Fu (czyli Chow Gar jedynie).
btw. Świętej pamięci Sensei Drewniak, który opuścił nas z własnej głupoty (bo trudno to inaczej nazwać), gdy po w pełni udanej operacji nogi (żylaka?) zamiast odczekać tydzień w pozycji horyzontalnej i w gipsie, to wbrew zaleceniom lekarzy musiał wstać i zacząć chodzić i ćwiczyć bo "przecież czuł się dobrze" co spowodowało powstanie skrzepu, który spowodował zator i w efekcie pozbawił świat sztuk walki legendarnego instruktora, który mógł uczyć jeszcze kilkadziesiąt lat. Przytaczam to pod rozwagę wszystkim, którzy uważają się za "niezniszczalnych". Biologia bardzo szybko to weryfikuje. Złe ćwiczenie także.
Może zacznę od tego, OCE, że jesteś debilem. Czytam to forum od 10 lat jako bierny użytkownik i sprowokowałeś mnie do tego, żebym założył sobie konto swoimi poślednimi postami; w końcu. Dzięki.
Dzisiaj w erze otwartej informacji piszesz o sensei śp. Leszku Drewniaku (karate shotokan w Warszawie) jakby to była ta sama osoba, co Andrzej Drewniak (karate Kyokushin w Krakowie); i to nie po raz pierwszy (!), ale kolejny, w tym głupim poście. Najgorsze jest to, że prawdopodobnie ćwiczyliśmy na tej samej sali, i pewnikiem jesteś instruktorem, który namiętnie pierdzi (sic!) w czasie treningu i obmacuje ćwiczących w trakcie korekty pozycji, bo żywcem przypominasz mi jego dyskurs i żałosne poczucie humoru. Kto, chodził po sekcjach w Krk, to wie o czym mówię.
Wyjdź.