Napisano Ponad rok temu
Re: Stopnie DAN w Polsce - potwierdzenia i weryfikacja
Weryfikacja stopni....
Swego czasu proponował mi to pan Śliwka, potem pan Błaszkiewicz potem jeszcze jeden pan, albo wcześniej, już nie pamiętam. Jakos mnie to nie zainteresowało, bo to płatne było.
Tu w UK jak się nie ma danika to wstyd lekki. Gdzie nie wejdę tam same czarne paski chodzą.
Tak o stopniach shihanach póki dobry humor mam.
Na iaido same dany a miecze w łapach latają jak ręce anemików w rytmie disko. Dwa miesiące treningu i już się niektórzy biorą za udzielanie rad... Był ostatnio jakiś miki maus* (tak wyglądał) co ma jakiś wysoki dan i gadał i gadał cały trening, aż mi się zimno zrobiło i poszedłem do kibla odcedzić kartofle, co nie jest proste jak się spodnie pod hakamą nosi... Jak wróciłem to już go nie było, bo się trening skończył. No przyznaję nie byłem bez winy, bo miałem też ze sobą telefon co się zawsze przy sikaniu przydaje jak przychodzi miki maus. Chyba mnie ten z wysokim danem nudzi, skoro na tak długo łażę do tego kibla.
Na ninjitsu gdzie mnie kumpel zaciągnął, był gościu z czarnym paskiem i inny jakiś z wysokim danem, shihan jaki. Ten drugi kazał temu pierwszemu wkładać mi palce do oczów, mówiąc że to samoobrona. Przerwałem im tę radosną twórczość wypłacając temu pierwszemu strzała w pysk a potem tego drugiego zapytałem o miecz nindżowy. Powiedział mi że jest shihanem oczywiście juz na wstępie, żeby nie było. No więc pytam go o ten miecz nindżowy, czemu był prosty a nie krzywy jak samurajski. A on do mnie że prostym łatwiej zabijać ludzi. No nie koty przecież - pomyślałem. Ta odpowiedź mnie zaambarasowała do tego stopnia że aż się podrapałem w łysinę, człowiek całe życie się wszak uczy. Shihan mówi że przez ściany zakłuwali nindżie samurajów i innych... No to ja żeby mu przerwać ten wywód (to nie było kulturne) pytam jak nindżia tego miecza nosił. A on do mnie że na plecach nosił... No to ja wstałem i mówię że już pytań nie mam ale kasy też nie dostanie za trening z uwagi na stan jego wiedzy wskazujący że oglądał jedynie filmy z Dudikoffem. Powiedziałem mu potem parę rzeczy o nindżi, tak aby na przyszłość wiedział.
Byłem na karacie. Karat jak to karat w UK, mała brudna sala przerobiona z dużego garażu/warsztatu/kwiaciarni/sklepu itp, na której nikt nie sprząta. Same czarne paski i ja cieć w białym. Shihan był, taki chińczykowaty jakiś z fajnym błyszczącym czarnym paskiem i naszywkami, ale karata uczył i on się mnie pyta co ja wiem o sztukach walki. No to mówię że poczytałem to i owo, tu i tam w nosa dostałem. No i ciągnę że teoria to jedno a praktyka drugie, dla jednego prawdą jest to a drugiego tamto. On musiał zczaić że ma przed sobą filozofa, bo się mnie zapytał czy znam filozofię walki. Mówię że nie znam bo walka nie ma filozofii. To z grubsza biorąc wymachiwanie kończynami w stronę przeciwnika bez zbędnych ceregieli, albo ja albo on. Nie zaczaił jednak bo ustawił mnie z jakimś typem co się uśmiechał jak debil (to normalne w UK - uśmiechanie się jak debil), zrobiliśmy długą ceremonię w której się kłaniali shihanowi ze dwa razy i klaskali, ja nie bo udawałem że nie wiem o co chodzi. Ćwiczymy, ćwiczymy, jest fajnie, zaczynam się dobrze bawić aż tu nagle komenda że kumite będzie. No to myślę dupa blada, bo ja już najlepsze lata mam za sobą a to same młode pistolety z czarnymi paskami, wydupcą mnie jak nic. Shihan nas ustawił i mnie dał jakiegoś gościowi co groźne miny robił i oddechem straszył. No i on do mnie mówi żebym pokazał ducha walki i walczył, no wiecie nie zabawa tylko walka na serio jak wojownik, Kiwnąłem głowa że Ok, tyle rozumiem. Komenda padła, gościu na mnie naskoczył i zaczął machać kończynami mi przed głową. Nie wyczaiłem że on się tak tylko bawi i drażni, że to walka na niby i wypłaciłem mu plombę w szczękę po czym poprawiłem drugą ręką, też w szczękę. Przyznam się że to było za łatwe nieco, strasznie łatwe, bo się nawet nie bronił, zaskoczyłem go chyba. Shihan jak zobaczył że ten jełop leży to przyleciał zaraz i zaczął na mnie wrzeszczeć używając słów nieshihańskich tylko chamskich odnośnie mojego zachowania, budo i czegoś tam jeszcze. Do tego machał rekami na lewo prawo, myślałem że mi zaraz zajebie shihańską techniką. Patrze to na niego, to na tego jełopa co wstaje i na ludzi z czarnymi paskami co utworzyli koło, poczułem się jak na tym filmie z Bradem Pittem, co Cygana grał który się bił w takich kręgu za jakieś drobniaki. Shihan zaczął pomagać temu jełopowi wstać i gada coś że miałem pokazać ducha walki a nie bić - w końcu coś zrozumiałem w tego jego bełkotu. Aha - pomyślałem, przewachlowałem kilka włosów na mej mizernej czuprynie i myślę sobie ze chyba pora opuścić lokal skoro najpierw shihan każe mi robić jedno a potem mówi drugie. Mało zabawny ten shihan, naszywki na kimonku ma fajne, ale sam jest nie fajny.
Byłem też w innej sekcji, gdzie jest shihan którego nazwisko zapamietałem. Nazywa się pan Tattersall i naucza w Rochdale.** Wchodzę na salę, tam robię te wszystkie pierdoły związane z treningiem i on mnie przedstawia. No i wtopa bo mówi że zrezygnowałem z poprzedniej grupy aby chodzić do niego... Ja (to było niekulturne) przerywam mu werbalnie że jest liar, bo nie rezygnowałem z mojej grupy, tylko jestem tu z wizytą... A on do mnie że jemu się nie przerywa bo ma siódmy dan... Zabrałem więc swoje zabawki mówiąc że nie mam ochoty pozwolić aby za mnie ktoś decydował co mam robić. No i liar bo Stuart ma dopiero zdanego czwartego a uczył go parą lat temu a on już siódmy dan i shihan jest.
Dawno, dawno temu, zanim miałem nidana i shodana nawet był pan co ma nazwisko Druciarek. Jakby ktoś nie kuma kto to, to mówię - ma taki fajny pas biało czerwony, w naszych barwach narodowych. Patriota jakiś (nie idiota! wiem że się rymuje) - pomyślałem jak go zobaczyłem. Spotkałem tego pana w Belgii na stażu jiujitsu, gdzie był sensei A Garcia, sensei La Monica, sensei SP Rovigatti i inni, taki spęd dla hołoty. No i ten pan sobie łaził tu i tam, łaził zarówno po sali i po okolicy, miał aparat i zdjęcia czasami robił. Więc ja pytam (to było niekulturne) czemu nie ćwiczy. A on mi powiedział ze on to już wszystko zna i przyjechał tylko tak popatrzeć. Więc ja poczułem zazdrość, bo musiał mieć dużo kasy, skoro pojechał tylko tak popatrzeć przez kawał Europy zamiast ćwiczyć. Podziwiam tego pana bo trenował tyle rzeczy że nie znam nawet tych nazw i ma masę nauczycieli. Każdy kogo spotka staje się jego nauczycielem. Równiacha z niego gość i tyle.
Był taki shihan co miał na imię Krzysiu nazwisko Piech czy też Wojciechowski. krótko o nim bo mi się herbatka gotuje. Przyszedł do nas na trening karate, i zaczął coś pokazywać i każe mówić do siebie shihan... To się chłopakom nie spodobało, więc podczas kumite delikatnie obito jego asystenta bo shihana nie wypada coby wiochy nie było, że z wieśniakami się bije. Teraz shihan w więzieniu, na ze 12 lat mu jeszcze zostało. Taki nie typowy chyba, bo poszedł do więzienia. Wiem za co ale nie wiem czy wy chcecie wiedzieć...
Przedostatni pan chyba nie był shihanem tylko soke i miał na nazwisko Takeuchi, nauczał czegoś w rodzaju kenjutsu. Jak jechałem do niego na seminarium (mimo że mi odradzano) to dostałem ofertę zdawania na stopień dan (wtedy jeszcze słońce wschodziło mi lewej stronie bo dana nie miałem), z której nie skorzystałem bo pierdoła jestem. No ale nic, pomijamy kwestie techniczne pana soke blablabla, przejdźmy do czegoś innego. Otóż jest przerwa w tym wielkopomnym stażu, ja szukam drogi ewakuacji (nie - tym razem nie do kibla, tylko na dworzec), ale spotkałem tam jakichś ludzi co się pogadać z nimi dało, no to wracam i patrzę a soke 8 dan łazi se po sali bez miecza krokiem jak u nas stary Lachowicz wracał w baru. no nic, idę do niego i pytam się o go miecz (bom go nie uwidział wcześniej - to było chyba niekulturne), mówię żem chciał okiem rzucić na broń mistrza. Tu mała dygresja - miecz mistrza był gówniany bom go widział na treningu, ale człowiek jak się nudzi to musi coś robić nie? no i zawsze to tak kulturnie jest zapytać kogoś o miecz i podziwiać go potem. Soke Takeuchi był niezwykle zaskoczony i począł szukać swego miecza - to nowoczesny samuraj więc może nie wiedzieć gdzie jest jego miecz, wszak dziś nikt już nie walczy na miecze. Ja stoję obok ze swoim mieczem za pasem a on szuka wzrokiem swojego, w końcu znalazł i pokazał mi gdzie jest. Miecz wielkiego soke leżał sobie na oknie, gdzie tuż obok biegały i bawiły się dzieciaki biorące udział w stażu. Podreptałem tam, wyjąłem miecz, popatrzyłem nań z lekkim obrzydzeniem, schowałem i byle jak odłożyłem tam skąd wziąłem, a na tym parapecie były różne ciekawe przedmioty.
Ostatni shihan o którym chcę wspomnieć to shihan Daniel Głowacki. To gość specyficzny bo zawsze ma tyle danów ile ja mam lat. Ja miałem lat 26 i on miał 26 danów, mi przybyło dwa lata, jemu dwa dany. Ma również szóstego dana w jakimś kung fu, co czyni go jedynym mistrzem który ma dany w kung fu.
* czyli Mickey Mouse
** to takie miejsce gdzie mieszkają ci których nie stać aby mieszkać gdzie indziej. Dragi są bardzo tanie bo wszyscy prawie biorą.