Zatem po kolei.
to powiedz moze co miales na mysli w zacytownamy pare postow wyzej przeze mnie fragmencie.
Prawdę mówiąc, myślałem, że starym tutaj zwyczajem się przekamarzasz, ale jeśli jednak poważnie podchodzisz do moich myśli, które (znaczy się) nie bardzo do Ciebie docierają, to wysłowię to ponownie inaczej. Uważam, że aikido to Martial Art. A to znaczy, że nie jest to sztuka walki, ale jest to sztuka wojenna (czytaj - sztuka zabijania). Różnica jest, jak widzisz, kolosalna. Katori Shinto Ryu to Martial Art, zaś judo, ju-jitsu już nie. W samej istocie, uprawianie w dzisiejszych czasach sztuk wojennych ma sens na okoliczność zachowania przekazu (element kultury, czy też wychodzenie na przeciw czarnowidztwu Einsteina, który powiadał, że o III Wojnie Światowej jest mu trudno się wypowiadać, natomiast czwarta z pewnością będzie na maczugi), czy też w siłach specjalnych, które w dalszym ciągu mają niezliczone pola do ich stosowania. Tu już nie chodzi o widowisko, dominację, czy tez wygrywanie czegokolwiek. Chodzi o wyeliminowanie przeciwnika. Krótko mówiąc, pozbawienia go życia. Wciąż nie jest to jasne? Następnym razem ujmę to może inaczej. Uważam, że to ważna kwestia, którą trzeba rozumieć, zanim się dokona wyboru: sztuka walki, czy sztuka zabijania.
Drogi Gosciu,
Jestem troche chory, przeziebienie i bolace zatoki nieco zaklucaja mi prace mozgu. Wiec jakbys mogl mi wytlumaczyc o co ci konktretnie chodzi, wiesz prostymi slowami jak dla dziecka.
Przykro mi Drogi Kolego, że dolegliwości klimatu, prawie spod bieguna, powaliły Twoją gentycznie zakodowaną moc Pożeraczy Nieźwiedzi i tą drogą, przy okazji, życzę Ci szybkiego powrotu do zdrowia. Tran, tran, ... i jeszcze raz tran.
A chodzi mi o to, że jeżeli już damy sobie spokój z przymiotami boskości twórcy aikido, to przynajmniej pozwólmy mu przejść do historii jako normalnemu człowiekowi, a nie szamanowi, czy też jakiemuś facetowi bez piątej klepki. To, że każdy "normalny" katolik wiesza sobie w pokoju krzyż, czasem odmawia różaniec, chodzi do kościoła i uczy dzieci wieczornej modlitwy, nie czyni go od razu "dewotem".
Dziadek zdecydował, na jakimś etapie swojego życia, obrać zawód który pozwoli mu utrzymać rodzinę, podobnie jak Ty i ja. Gdybyśmy nie byli dobrzy w tym co robimy, to by nas wylali z roboty i już. Zatem trzeba być dobrym, ale nie każdy posiada iskrę bożą, by wspiąć się na wyżyny. Podobnie jak Dziadek, moglibyśmy obaj powiedzieć o tym, co robimy, czy też poradzić: naucz się i zapomnij. Kiedy jednak przychodzi do przekazania wiedzy, to poczytaj sobie właśnie to, co w dzisiajszym wydaniu Aikido Journal Koichi Tohei opowiadał o Dziadku. Sklął go do kwadratu. No trudno, nie każdy rodzi się przecież dobrym nauczycielem. Jak na ironię, przechodzącym do historii z przydomkiem "Wielki".
Wracając do wątku, z wrodzonym sobie wdziękiem cytujesz jakichś tam oszołomów: "Potem ten stan ducha staral sie wytworzyc robiac techniki fizyczne; dlatego jak sie go pytali skad sie biora te techniki odpowiadal ze Kami mu je przekazal." Sięgnij pamięcią do własnych doświadczeń. Ileż to razy odpowiadałeś banialuki na bezzsensowne pytania. Czy poważnie traktujesz odpowiedź Dziadka, że aikido obejmuje ponad 30 tysięcy technik. Miej proszę dystans do tego człowieka, z dużym poczuciem humoru, po tak zwanych przejściach. Przyznaj, obaj nie chcielibyśmy być w jego skórze. Zapłacił bardzo wysoką cenę za swoją sławę. Już samo miejsce w szeregach sekty Omote, w samej rzeczy, paramilitarnej sekty (język Esperanto w głowie!), mnie osobiście nie bardzo by się uśmiechało. Konsekwencje znamy, i nie z powszechnie dostępnych wywiadów i filmów, ale z rzetelnych, udekumentowanych źródeł historycznych. Oczywiście, masz swoje przemyślenia, ale czyż nie warto je skonfrontować ze zdrowym rozsądkiem, zanim się zrobi wodę z mózgu młodym ludziom, którzy sobie dużo obiecują wchodząc na to forum, licząc w szczególności na wiedzę i doświadczenie wysoko utytułowanych w aikido kolegów. Czwarty dan - jeśli się nie mylę? :wink: