Ruszając ten temat może wyważam drzwi otwarte (czy "biję martwego konia", po ang.
![:)](http://forum-kulturystyka.pl/public/style_emoticons/default/smile.png)
Dlaczego? Bo jak zawsze z takimi sentencjami - zjechanymi jak zdarta płyta - jest przytaczane BEZMYŚLNIE.
Bo dla każdego znaczy coś trochę innego, często nie bardzo wiadomo, co.
Jeden używa go przeciw "kozakom", co myślą, że jak pochodzą dwa miesiące na modną dyscyplinę, automatycznie staną się killerami.
W tym sensie ma oczywiście rację, "walczy człowiek, nie styl" = nie będziesz magicznie wygrywać dlatego, że gdzieś tam liznąłeś super-stylu.
No owszem, ale to jest banalne i oczywiste.
Z kolei dla innego znaczenie tej ludowej mądrości idzie dużo dalej; że styl nie ma żadnego znaczenia, że wszystkie style są sobie równe, liczy się tylko indywidualny zapał i wrodzony talent.
Bojowy i nieustępliwy adept tai chi wklepie gościowi z vale tudo, i w ogóle nigdy nic nie wiadomo.
Pomijając oczywisty idiotyzm tego punktu widzenia, nie uwzględnia on choćby tego, że właśnie charakterystyka STYLU przyciąga na treningi różne typy LUDZI - na tai chi pójdzie człowiek o innym typie osobowości, niż powiedzmy na boks.
Więc "człowiek a nie styl" już w tym momencie jest kłamstwem, bo właśnie sam styl narzucił już pewną selekcję "człowieka".
Czyli podsumowując - powiedzonko jest nadużywane; jest dwuznaczne; jedno ze znaczeń jest po przedszkolnemu oczywiste, a drugie jest nieprawdziwe.
Tyle przemyśleń mi się nasunęło po poczytaniu różnych dyskusji i na bazie własnych doświadczeń, niedużych, bo staż treningowy nie czyni mnie fajterem ani autorytetem, więc jestem otwarty na argumenty i z chęcią poczytam inne punkty widzenia. (Jeśli się komuś chce pisać.)
Na ten moment mam alergię na owo "walczy człowiek a nie styl"