Witam,
Widzę, że temat się rozkręcił, a ponieważ dotyczy tego co robię postanowiłem zabrać głos.
Nie będę polemizował z przypuszczeniami albo wyobrażeniami przedmówców. Z pewnością ich doświadczenie (może trochę podkoloryzowane przez emocje) pozwala im wysuwać takie opinie. Pozostawię to ocenie czytelników. Za to przedstawię swoje stanowisko oraz wykaże, że pewnymi rzeczami nie ma co się ekscytować, gdyż są naturalne.
Prowadzę indywidualne treningi dla osób, które cenią sobie jakość, wygodę, otwarte podejście i... skłonne są za to sporo zapłacić.
Właściwie na tym powinienem zakończyć temat, oraz prosić tych, którzy potrafią czytać ze zrozumieniem (także informacje z mojej strony
[link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]) by darowali sobie czytanie reszty oczywistości i przeskoczyli na sam koniec postu
Zatem, prowadzę treningi przeznaczone dla konkretnej grupy ludzi. Są to osoby, dla których półroczny Mercedes klasy E lub BMW 7 to już stare samochody i czas je zmienić na nowsze. Których żona wydaje jednorazowo u kosmetyczki równowartość kilku średnich wypłat, a pies rodowodowy (warty oczywiście ciężkie tysiące) ma własnego fryzjera. Dla jednych taki styl życia będzie „śmieszny” albo „spadną ze stołka”, dla innych trochę ekstrawagancki, dla jeszcze innych – zwykła, szara codzienność.
Na pewnym poziomie posiadania ludzie nie patrzą, że coś jest „za drogie” albo „można gdzie indziej taniej”, bo to nie jest ten sposób myślenia. Po prostu ich na to stać. I to kupują.
Są skłonni zapłacić więcej ale też więcej oczekują. Chcą trenować z kimś kto mówi ich językiem, rozumie ich oczekiwania i jest kompetentny w tym co robi. Nie potrzebują tępego mięśniaka, udowadniającego wszystkim, że jest najlepszy. Z racji swojego statusu społecznego są przyzwyczajeni do wyjątkowej obsługi i luksusu, który im się słusznie należy.
I ja to im zapewniam.
Płacą za możliwość trenowania konkretnych i sprawdzonych rzeczy (tak, Muay Thai teraz jest „modny”, choć ja nauczam więcej: szeroko pojętej walki wręcz i Muay Thai), za zastrzyk adrenaliny, za poczucie, że robi się coś nietuzinkowego. Za to, że mogą tym pochwalić się znajomym i kolegom albo poplotkować z przyjaciółkami. A także za możliwość treningu pełnokontaktowego bezpośrednio z trenerem oraz pewność, że w jego trakcie nikomu nie stanie się krzywda.
Jest cały szereg czynników, które stanowią o wysokiej jakości prowadzonych przeze mnie treningów. Mógłbym zacząć od porządnego sprzętu treningowego i ochronnego przeznaczonego do indywidualnego użytku, od moich kilkunastu lat doświadczenia w walce wręcz, przez tak nieuchwytne czynniki jak choćby niedbale wykonana technika podczas demonstracji powodująca zdziwienie i rodzącą się myśl, iż wystarczyło by ją tylko podkręcić i te porządne tarcze niewiele by chroniły...
Takie czy inne drobiazgi, które powodują, że jestem polecany dalej znajomym bądź partnerom biznesowym. Niebagatelne znaczenie ma także to, że jestem trenerem (dokładniej „instruktorem”, bo to różnica, prawda?) „walczącym”, nie teoretykiem trzymającym tarcze, tylko osobą cały czas utrzymującą (i rozwijającą) zdolności do walki. Trenujący ma możliwość równoległego podpatrywania jak wykonuje techniki, jak się porusza, jak układa ciało osoba od lat solidnie trenująca.
Nie jestem znany szerszej społeczności, w szczególniej internetowej (choć parę osób, które kiedyś tu pisało może mnie kojarzyć). I w ogóle nie mam ambicji bycia znanym. To czy ktoś mnie rozpoznaje, czy mu zdjęcia się podobają (nota bene rozmycia są naturalne) w ogóle nie ma znaczenia.
Zrobiłem uprawnienia instruktorskie w Muay Thai by spełnić wymogi formalne. I to wszystko. Mam też inne uprawnienia, dyplomy, stopnie i zaświadczenia. Ale nie podpieram się nim, bo mają dla mnie znikomą wartość. Na swojej stronie, w dziale ‘
[link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]’ zamieściłem wszystko, co uważam za istotne opowiedzieć o sobie: ani więcej ani mniej.
Znam swoją wartość, która wynika z tego kim jestem, jak trenuję, co sobą reprezentuję oraz – jako instruktor - jakie korzyści z treningów odnoszą ludzie, z którymi współpracuję. I - jak widać - cenię się wysoko.
Z reguły ludzie, który do mnie trafiają przychodzą z polecenia innych. Może wyjątkiem jest internetowa kampania reklamowa, która traktuje jako interesujący eksperyment. Trafiają do mnie ludzie, którzy słyszeli od swoich znajomych (lub dalszych znajomych), że ktoś u mnie trenujący (bądź trenująca) obronił się w sytuacji zagrożenia i np. potraktował łokciami napastnika, albo że w jakiejś szarpaninie kolano załatwiło problem, a wszystko działo się „samo z siebie”, automatycznie.
Albo słyszeli, że ze mną można po prostu dobrze potrenować.
Naturalnie, że dla przeciętnego człowieka moje ceny są mocno szokujące. Tylko, że oferta nie jest skierowana do zwykłych osób o przeciętnych dochodach, albo otrzymujących kieszonkowe od rodziców
Dla jednych 50PLN za trening indywidualny będzie „za dużo”, dla innych 80 czy 100 lub więcej jest akceptowalne.
Moje ceny stanowią zaporę dla ludzi, których nie znam (np. z internetu). Znajduję się w na tyle komfortowej sytuacji materialnej, że nie musze rozpaczliwie zabiegać o nowych trenujących, redukować ceny, czy obniżać standard nauczania. To, że nauczam pewnego spojrzenia na walkę wręcz, jest moim kaprysem – chęcią robienia czegoś ponadprzeciętnego. Szczególnie, że satysfakcja z tego jest dosyć wymierna.
Generalnie jeśli kogoś stać by zapłacić „tak dużo”, to nigdy tyle nie zapłaci... Wszystko ustalane jest indywidualnie i nie zdarzyło mi się jeszcze kogokolwiek potraktować dokładnie zgodnie z cennikiem (no, może z wyjątkiem cykli samoobrony).
A co z tymi, których nie stać i narzekają, że dla nich „za dużo”? No cóż, tak jak nie każdy w życiu będzie jeździć Jaguarem, tak też nie każdy będzie miał osobistego trenera... Nie jest to powód żeby czuć się gorszym, a już tym bardziej by kierować swoje oburzenie w moim kierunku. Można szukać innych, tańszych rozwiązań, np. chodzić do regularnej sekcji, albo jeszcze taniej: pooglądać filmiki z walkami i poczytać forumowych ekspertów...
Jak kto woli.
Ja mam zamknięte grono trenujących indywidualnie, do którego ostatnio trafiają ludzie „z internetu”. Po prostu „każdemu według jego potrzeb” i... zasobów finansowych. No i moich chęci i możliwości czasowych
Mam nadzieję, że przybliżyłem trochę ten inny świat, w którym się obracam. Zdaję sobie sprawę, że pewne rzeczy w dalszym ciągu mogą wydawać się niepojęte. Nieraz ciężko jest popatrzeć na temat z szerszej perspektywy lub powstrzymać się od działań emocjonalnych. Ale rzeczy niekoniecznie są takie jak się może wydawać.
A tak zupełnie na marginesie, czy ktoś z tu „obecnych” trenował może cokolwiek indywidualnie? Nie mówię o zawodnikach (przed startami), bo to norma. Ani o tarczowaniu w trakcie treningu grupowego. Mam na myśli, konkretną indywidualna jednostkę treningową (albo jeszcze lepiej 3,4 jednostki) poświęconą przez trenera wyłącznie zawodnikowi.
Trenował ktoś tak? „Opłacało się”?
Jakieś inne wrażenia?
Czy może taki trening indywidualny także pozostaje w strefie hmmm... teoretycznej znajomości tu wypowiadających się?
Tak przez ciekawość pytam, przecież nie będę domniemywał...
Umieszczę ten post także na mojej stronie (
[link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]). Trochę się rozpisałem, a temat za jakiś czas pewnie znów powróci. Albo, co gorsza, post zginie, lub ktoś go zmieni, jak to kiedyś miewało miejsce na tym „jednym z najbardziej znanych forów internetowych poświęconych SW”, prawda?
pozdrawiam
Edward Pękała
------------------------------------------------
Indywidualne treningiMuay Thai, walka wręcz, samoobrona
dla kadry zarządzającej, menedżerów
[link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]------------------------------------------------