Ligeia, czy "coś" czy "powołanie" to dalej nic nie znaczy.
Bo tego nie da się objaśnić naukowo, racjonalnie jak wolisz, i poprzeć wykresami, rysunkami i wynikami badań prowadzonych na przestrzeni paru lat, z których będziesz miał namacalne dowody, że coś takiego istnieje.
Powołanie bardziej kojarzy się z powołaniem duchowym do kapłaństwa czy zakonu. Tego też nie da się zbadać naukowo. Ba, sami powołani nie potrafią tego wyjaśnić, wiedzą tylko, nie, czują, że taką, a nie inną drogą powinni iść. Oni to nazywają głosem Boga.
Co do powołania w przypadku innych, nie-duchowych zawodów. Sama wiedza nie wystarczy, trzeba jeszcze umieć ją przekazać. A tego na studiach niestety nie nauczą. Najprotszy przykład: wykładowca metodyki nauczania, który nie stosuje w swojej pracy zasad, które sam wpaja studentom. Żenujące.
Wiedza musi mieć wsparcie w pewnych predyspozycjach, cechach charakteru, umiejętności pracy z ludźmi. Bez tego na sucho wiedzy nikomu nie przekażesz. To jak pisała athropina, trzeba tak umieć podejść do ucznia, żeby zafascynować go tym, czego Ty nauczasz. Jeśli uczysz nudnego przedmiotu, ale sam jesteś nim zafascynowany, fascynacja ta przejdzie na uczniów, przez twoją osobę. Ważne jest tutaj też, czy Ty sam odnalazłeś swoją drogę, czy to co robisz jest tym, co zawsze chciałeś robić i nie wyobrażasz sobie, że mógłbyś robić coś innego. Jeśli tak nie jest, lepiej to porzucić i zająć się czymś innym.
Ja tak to rozumiem.
Zdaję sobie sprawę, że moje objaśnienia dalekie są od naukowego i racjonalistycznego podejścia. Jeśli wiesz o co mi chodzi, a potrafisz to przedstawić bardziej naukowo - chętnie posłucham.
Tematy są fajne, lubie jak się ludzie żrą, pokazują swą naturę.
Ludzie są, jacy są, ja jednak wolę jak wykazują się inteligencją i dowcipem niż burackimi odzywkami. Bo to już o inteligencji nie świadczy.