Prosilem o wyjasnienie, czy bol i cierpienie jest konieczne, by aikido bylo budo. Piszesz ze tak. Sprecyzuj zatem jaki bol i cierpienie? Jak to sie ma do sztuk ktore wymienilem wczesniej (iaido, jodo, kyudo...)
Myslisz ze cwiczenie iaido czy kyudo to jakas turystyczna medytacja? :? My zaczynamy kazdy trening iaido robiac 500 shomenow w kibadachi, obnizajac srodek ciezkosci przy kazdym cieciu, na tempo. Pmasz pewnie tez tak cwiczy. Jak zaczynalem, to po 20 minutowej rozgrzewce mdlaly mi barki tak, ze nie dawalem rady podniesc miecza do gory. Tak przez pierwsze 3 lata. Potem przyszla kolej na miesnie przedramienia.....potem na dlonie.....A to przeciez dopiero rozgrzewka....
Jesli chodzi o kyudo, to pewnie nikt z nas nie dalby rady naciagnac luku goscia co cwiczy jakis rok.....A Mistrz, luzik, ma luk 10 razy twardszy i strzela z niego od niechcenia....
Choc sam jodo na codzien nie cwicze, to mialem niezwykla przyjemnosc uczestniczyc w kilku stazach, gdzie dwie starszawe juz kobiety, tak daly nam czadu, ze po rozgrzewce keikogi mozna bylo wykrecac z potu. Juz nie mowie o wrazeniach .....duchowych, ze tak powiem.
To jest Irimi, kwestia tego z kim i jak cwiczysz. Intensywnosc cwiczenia jaka potrafi narzucic prawdziwy Mistrz jest taka, ze nawet bieganie codziennie 5 km nie pomaga, po prostu robi z ciebie detke. Mysle tu nie tylko o intensywnosci fizycznej.
Piszesz o jakims poszukiwaniu i studiowaniu ruchu. To nie pisanie wypracowania do szkoly. Nic takiego nie istnieje, po pierwszych paru minutach treningu pot zalewa ci oczy, stawy ci pekaja z bolu, miesnie dretwieja z wysilku i sie tylko modlisz zeby jakos tam dotrwac do konca treningu, zeby poczatkujacy sie z ciebie nie smiali za bardzo ze pekasz.....
Jak widzisz, cwiczymy w dwoch roznych wymiarach.