Napisano Ponad rok temu
Re: KARATECY - o Was pytam
Witaj, Dymer.
Bardzo się cieszę, że podniosłeś taki temat.
Moim zdaniem w Karate dzieje się w Polsce to samo, co wokół, tj. upadek pewnych zasad (nazwij to upadek ethosu, moralności itp.). To nie znaczy, że wszyscy i wszędzie. Kiedy byłem przyjmowany do Dojo, mój Sensei dokładnie wypytał mnie, po co chcę trenować, co robię, wypytał o moja rodznę, o moje życie. Potem przez rok (tak czułem) obserwował mnie, a na spotkanie wigilijne prosił, żeby przyjść mozliwie z rodziną. To podobało mi się. Nieraz też po treningu, po mokuso, kiedy siedzieliśmy w zazen, Sensei krótko omawiał pewne budujące wzorce zachowań, np. niektórych mistrzów z Okinawy czy innych wartościowych ludzi, niekoniecznie związanych ze sztukami walki. Niektórzy odbierali to jako "głodną gadkę" (zwykle ci, którzy myśleli, że nauczą tu się bić), ale na szczęście nie wytrzymywali dłużej, niż parę miesięcy i rezygnowali. Myślę, że od Sensei bardzo wiele zależy, kim jesteś jako studiujący sztuki walki i jakie będziesz miał podejście.
Ja też Karate rozumiem nie tylko jako naukę sztuki walki, szkołę charakteru, rekreację itp. ale jako pewien sposób życia. Ja go przyjmuję, niektórzy ćwiczący nie. Kiedyś był taki zwyczaj, że na treningach recytowało się zasady Dojo. To było dobre, ptrzypomiało, po co się trrenuje. Teraz to zanika. Wiele klubów, gdzie trenuje się Karate tradycyjne, nastawia się na "`łatwiznę", komercję, naukę technik i startowanie w turniejach, sport (który sam w sobie nie jest oczywiście niczym złym), bez wnikania w fundament, którym jest odpowiednie nastawienie i do Karate, i do życia. To przysparza im uczniów i pieniędzy, ale niekoniecznie adeptów sztuki walki (rozumiesz, co chcę przez to poweidzieć).
Myślę, że w dużej mierze od nas, trenujących, zależy, w jakim kierunku dalej Karate będzie zmierzać. Ode mnie zależy, jakie jest moje Karate, nie tyko jako sposób walki, ale jako sposób na życie.
Inna sprawa to fakt, że wielu młodych ludzi szuka "łatwizny" - szybko się nauczyć technik, najlepiej widowiskowych i skutecznych na ulicy, brylować. Zasady - to nie dla nich. Dlatego wiele Dojo tradycyjnych sztuk walki świeci pustkami - mniej jest tych nastawionych na ciężką, wieloletnią pracę i przyjęcie reguł i swoistej "moralności" Karate. Zresztą tak jest i w innych sztukach walki, choćby Aikido. Za to tam, gdzie uczy się "najlepszych technik ulicznych" i to w "przeciągu kilku miesięcy - będziesz fighterem, ulicznym wojownikiem" - to zyskuje poklask, chociaż jest tylko bublem maretingowym nastawionym na kieszeń naiwnych.
Cóż, w takim świecie żyjemy. Każdy ma własne Karate. I je reprezentuje. Ten, o którym pisałeś, też zaprezentował siebie. Cóż...
Cieszę się, Dymer, że Twoje jest podobne do mojego.