
Sztuki walki przeżywają renesans nie tylko w Japonii, ale też w Europie. Powstają nowe dyscypliny i nowe, prężne federacje, które w profesjonalny sposób promują i siebie, i nowych bohaterów. Przez jedną z takich organizacji, Pride Fighting Championship, dat się skusić mistrz olimpijski w judo - Paweł Nastula.
Rozmawia Andrzej JANISZ
- Dlaczego zdecydował się pan walczyć akurat w formule Pride?
- Od dłuższego czasu przymierzałem się do walk według reguł MMA i to oczywiście w Japonii. Bardzo pomogło mi, że jestem w tamtejszym świecie walki osobą rozpoznawalną i szanowaną - mówi Nastula. - Nie powiem czy to oni zgłosili się do mnie, czy ja do nich, ale zostały podjęte rozmowy. I trwały kilka miesięcy. Najważniejsze, że zostały uwieńczone powodzeniem i jestem. Zostałem wspaniale przyjęty, w ciągu tygodnia udzieliłem dziesiątek wywiadów. Zdaję sobie sprawę, że to w głównej mierze nakręcanie koniunktury, ale wiem też, że jeśli szłoby mi dobrze, to będę bardziej znany w Japonii niż w Polsce. A Pride dlatego, ze tu walczą najlepsi na świecie, tu jest najwspanialszy spektakl, tu można zmierzyć swoją wartość. Więcej tu sportu niż na
przykład w K-1 MMA, gdzie bardziej szuka się dobrych aktorów i szokuje dysproporcjami zawodników.
- Japonia to szczególne miejsce. Tam wykształcił się kodeks Bushido. Tam fighterzy są szanowani bardziej niż w Stanach Zjednoczonych i Europie. Nie uważa się ich za dostarczających rozrywki gladiatorów, lecz podziwia ich umiejętności.
- W Japonii nie ma takiej przestępczości, jak gdzie indziej. Oczywiście zdarza się, ale nie w takiej masie, jak choćby u nas. Tam się nie biją na ulicy, cala agresja jest rozładowywana w dojo, rzecz jasna w różnych formułach - czy to judo, karate, kick boxingu lub innych stylach i to jest coś takiego, czego u nas chyba długo nie będzie. Pod tym względem trzeba zazdrościć Japończykom i może dlatego oni się znają na walce i potrafią docenić wojownika.
- Czy pana pierwszy rywal, Minotauro, nie jest zbyt wielkim wyzwaniem na początek?
- Szczerze powiem, ze spodziewałem się kogoś innego. Szanuję go ponieważ wiem, że to ktoś z najwyższej półki. Ale trudno, będę się bil nawet z nim! Przecież nie ucieknę z ringu. Przy następnych walkach też się nie będę zastanawiał, kto będzie moim rywalem. Będzie kto będzie. Z każdym można przegrać, ale każdego można też pokonać.
- Jak wyglądały pańskie przygotowania?
- Oczywiście zacząłem się przygotowywać jeszcze przed podpisaniem umowy. Wiadomo, że w Polsce ta formuła walki nie jest jeszcze bardzo popularna, ale jest kilku zawodników, którzy są bardzo mocni i w momencie, kiedy się dopiero uczę byli bardzo przydatni. Dużo mi pomogli i dlatego chciałbym bardzo podziękować, liczę też na ich pomoc przed następnymi walkami. Wiele daty mi również treningi w dojo Nobuhiko Takady i sparingi z Kazushim Sakurabą.
- A jeśli chodzi o boks i kopanie?
-To nie jest moja mocna strona. Mam duże zaległości i wiem, że jeszcze długo muszę pracować, by podjąć walkę, niezłymi, którzy mocno biją - bo z nimi to może za dwa, trzy lata mógłbym się zmierzyć - ale z tymi, którzy od długiego czasu trenują przekrojowo i walczą od kilku lat. Przecież jestem dorosłym człowiekiem i zdaję sobie sprawę, że nawet po dwóch latach treningu kick bokserskiego z takim CroCopem w stójce nie będę miał żadnych szans. Musiałbym go przewrócić i dążyć do parteru, ale on umie się przed tym bronić.
- Do czego panu to potrzebne?
- Jest to kolejne wyzwanie i ryzyko, które lubię. Niejeden by chciał to przeżyć, a nie wszyscy mogą spróbować. Ja dostałem taką możliwość i będę
chciał jak najlepiej wykorzystać. W odpowiedzi tym, którzy zarzucają mi pójście do cyrku za dużą kasę, chcę powiedzieć, że żadna to hańba ani coś poniżającego. Ani ja, ani judo nie ucierpią. Wręcz przeciwnie -jeśli będą sukcesy, to i judo będzie bardziej popularne i ja, polski mistrz olimpijski.
- Ale nie powie pan przecież, że będzie walczy) tylko dla wizerunku swojego i judo. Kontrakt z Pride to są także pieniądze.
- Oczywiście. To są przyzwoite pieniądze, naprawdę przyzwoite,
- Czyli warto się bić.
- No... warto, ale ja się nie biję tylko dla pieniędzy. Oczywiście to byt jeden z bodźców, który
przyspieszył decyzję, bo skłamałbym, gdybym powiedział inaczej, ale jest też chęć sprawdzenia się i wejścia do innej wody.
- Wielu zawodników startujących w MMA nosi ciekawe, czasami groźne przydomki. Cro-Cop, Minotauro, Bestia, Shogun czy Ninja. Też pan o tym myśli czy będzie tylko Paweł Nastula, ewentualnie swojski Nastek?
- To wyjdzie w praniu czyli podczas tych walk. Pewnie kibice coś wymyślą, a może zostanie Nastek. Ja na pewno nie będę siedział i wymyślał, gdyż mam co robić. A zależy mi przede wszystkim na dobrej walce, nie zaś robieniu show wokół mojej osoby,
- Pride promuje nie tylko tych co wygrywają. Szacunek zyskują także ci, którzy dają dobre, efektowne walki.
- Tak rzeczywiście jest. Byli przecież tacy, co wygrywali ale znikali, bo walczyli nieładnie, pasywnie, defensywnie, mieli większe możliwości od rywala, lecz ich nie pokazywali. Tacy szybko giną. Tam docenia się fighterów, tych co biją do końca, nie boją się walki, nawet gdy są słabsi i przegrywają. Ta znakomita japońska publiczność jest wtedy z nimi. Liczy się wola walki, pokonanie własnych słabości, okazanie odwagi i gotowości zniesienia najcięższych ciosów. To jest właśnie Pride i będę się starał temu sprostać.