"Jednoczęściówki" Reeve'a sa moim skromnym zdaniem definicją noża w teren. Dość długo (rok?) posługiwałem się nożykiem MK.VI (który z resztą przerósł moje oczekiwania) ale od jakiegoś czasu szukałem mu następcy... ale nie bezpośredniego, tylko po prostu noża z tej samej serii ale o numer mniejszego. A to dla tego, że w klasie "około pięć cali" ostatnio coraz częściej sięgam po D-AL Dwyera i przed każdym wyjazdem miałem swego rodzaju dylemat moralny... Reeve czy Dwyer? No ale to już przeszłość, gdyż zdecydowałem się końcowo na taki oto sprzęt - CRK Ubejane (lub po prostu Skinner):
Pamiętam jak pierwszy raz zobaczyłem jego zdjęcia (brrr... kto to kupi?). Ale potem przyjąłem podejście analityczne, i wyszło mi, że ten nóż na prawdę musi mieć potencjał. Wysoka klinga jest nieco cieńsza niż w MK.VI, i przy swoich 4.50" długości jest wysoka i ciężka. I tak sobie wykombinowałem

, że taki szlif musi nieźle ciąć, nie ma bata! Wyważenie mocno do przodu pozwala całkiem nieźle przywalić tym nożem, więc z jakimś lekkim rąbaniem nie powinno być problemu (mimo mniejszych rozmiarów nóż ten waży dokładnie tyle co MK.VI). Rękojeść taka jak w MK.VI a więc jak dla mnie bez zastrzeżeń. Pochwa... cóż, może dla myśliwego na safari jest OK, ale dla mnie na pewno nie. Jakaś taka koślawo-garbata. Działa, ale nie ma tej lekkości i prostoty, którą miała pochwa MK.VI. Do zmiany. Czubek... cóż, nie jest to szpila, ale nie jest to w końcu nóż do walki i nie takiego szukam. Rozważania trwały, aż w końcu zapadła klamka - biorę... i zobaczymy. No i zobaczyłem. Krótkie weekendowe testy pokazały, że to chyba jest to czego szukałem - z jednej strony kompakt, ale z drugiej z niezłym powerem do pracy. Aha, no i niska linia ostrza dzielnie radzi sobie w kuchni na desce (to też ważne jak dla mnie). Pochwa została od ręki zastąpiona kydexową, ale aby lepiej pasowała do Condora to nie jest czarna tylko takie "desert camo". No i fajnie 8) Trudno powiedzieć, że jest to "zastępstwo" dla MK.VI. Na pewno nie, bo MK.VI jest nożem jednak bardziej uniwersalnym. Ubejane to zwarta maszyna tnąco-rąbiąca w teren (no i skórująca rzecz jasna), bez żadnych taktycznych podtekstów. Jednak lepiej pasuje do mojej aktualnej filozofii "noża przybocznego" do lasu czy ma Mazury. W długi weekend wybieram się w okolice Szczytna na 8 dni więc będę miał okazję go poważnie sprawdzić. No a poniżej fotki mojej nowej zabawki... w końcu ja też czasem coś musze sobie sprawić, tak dla siebie samego
A MK.VI? Cóż, zdaje się, że ma już nowy domek gdzie wybiera się razem ze swoim kydexowym ubrankiem