Wlodzimierz Roj tak zrobil przed mistrzostwami w Katowicach, pamietnymi na ktore Oyama przyjechal. Wlodek spakowal rodzine, wziął urlop i pojechal w gory samotnie trenowac, jakiez bylo jego zdziwienie kiedy nie znalazl sie w kadrze, panowala wtedy opinia, ze Roj medalowy sie skończył, wygral pare razy w kraju i później nie bardzo mu szło, dyskwalifikacje, ale wstawiennictwo ojca polskiego kk, Andrzeja Drewniaka pozwolilo mu wtedy wystartowac, zawody wygral, Oyama mu gratulował, a wtedy nawet nie miał czarnego paska, dziś dzierży 4dan i jest dla Mnie wielkim autorytetem polskiego kk, no ale nie każdego teraz stac aby się spakować i pojechać w góry cieżko trenować
Zawsze go lubiłem - Roja znaczy się bo robił co sam uznawał za stosowne. Faktem jest jednak, że lekki sadysta z niego był w dawiennych czasach a i to, że wcale tak rewelacynie w finałowej walce z Borzą mu nie poszło. Pamietam tę walkę i te dogrywki jak dzisiaj i mata własna mu mocno pomogła.
Nie zmienia to jednak postaci rzeczy, dla mnie Włodek był the best ze starszego (sorry) pokolenia karateków kyokushin na równi z Mariem Drożdżowskim, Maćkiem Mierzejewskim czy Maruniakiem. Jakoś tak, się nie mogę oprzeć wrażeniu, że teraz już takich karateków nie ma jakimi byli oni, a może to tylko takie wrażenie...