RAT-7 test
Napisano Ponad rok temu
[link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]
Przez parę dni testowałem nóż w warunkach Bieszczadzkich. Korzystając z faktu, że jestem użytkownikiem tego forum, chcę podzielić się ze wszystkimi zainteresowanymi, moimi spostrzeżeniami.
Nóż, który jest tematem tego postu, to Ontario RAT7. Został stworzony we współpracy firmy Ontario i Randall’s Adventure & Training. RAT wniósł do tej współpracy założenia dotyczące rodzaju stali, konstrukcji i geometrii, natomiast Ontario dało siłę roboczą, maszyny i wykonanie. Nożyk jest wykonany ze stali węglowej 1095 o twardości 57-58 HRC. Długość klingi wynosi 6,5 cala, przy długości całkowitej 12 cali. Rękojeść: okładziny z zielonej micarty na konstrukcji full tang. Do kompletu dochodzi pochwa, wykonana z czarnej Cordury z wkładką z kodeksu, zaopatrzona w małą kieszonkę na akcesoria.
Bieszczady przywitały mnie deszczem i rozmiękłą gliną. To nic nowego o tej porze roku, jednak humor trochę mnie opuścił. Liczyłem na słońce i czerwone buki. Buki były czerwone, ale we mgle nie było nawet, po co aparatu foto wyciągać. Pierwszego dnia zameldowałem się w Zagórzu i szybko wsiadłem w PKS by opuścić cywilizację. Moim celem były rzadko uczęszczane miejsca w południowo wschodnim krańcu bieszczadzkiego worka.
Na miejsce pierwszego biwaku dotarłem, gdy słońce chyliło się już ku zachodowi. Czasu na rozbicie obozowiska zostało bardzo niewiele. Szybkie rozbicie namiotu, w osłoniętej od wiatru kotlince zajęło mi 15 minut. Wielu z Was ma pewnie lepsze czasy, ale posiwiała broda, chyba mnie tłumaczy. Można by coś zjeść, ale w tym celu trzeba zorganizować ognisko. Szczęśliwie z paliwem nie ma problemu. Poniewiera się dookoła masa suchych gałęzi i nawet ciąć ich nie trzeba, bo same pękają w rękach. Na pierwszą noc wystarczy.
Gdy ogień już płonie, czas przygotować koryto. Zapasów mam tylko trochę, ale za to bardzo ( jak na obozowe warunki ) urozmaicone. Na kolację przewidziano makaron, pieczona na ogniu kiełbaska i sałatka z pomidorów. Pełna burżuazja, ale trzeba korzystać póki zapasy są jeszcze świeże. Jutro już nie będzie tak kolorowo i trzeba będzie zdobywać żer samodzielnie.
Zacznijmy od pomidorów. Nożyk poradził sobie z nimi znakomicie. W pewnym momencie miałem nawet wrażenie, że pomidory zaczynają uciekać w poszukiwaniu wolności. Nóż jest dość spory, jednak nie sprawia mi to jak na razie większych trudności. Po pomidorach czas ponacinać kiełbaskę i tu również bez nie miłych niespodzianek, nożyk tnie jak marzenie. Jest to pewnie zasługa pełnego płaskiego szlifu, jaki spotykamy we wszelkich nożach kuchennych.
Dzień drugi. Zimno jak cholera i deszczyk ciągle siąpi. Nawet „suche” gałęzie palą się niemrawo. Na śniadanie resztki zapasów i herbata z manierki. Tego dnia miałem przenieść się bardziej na północ, by w konsekwencji po paru dniach wylądować w dolinie Sanu. Z drugiej strony, okolica jest tak urokliwa, że może warto zmienić zamiary i stworzyć na te parę dni stałe obozowisko. Decyzję podejmuję szybko. Zostaję. Dzisiaj trzeba zająć się złapaniem obiadu. Przez moją kotlinkę przepływa strumień łączący się kilkaset metrów dalej z większym potoczkiem. W miejscu złączenia zasadzam się na pstrąga. Jest jesień, pora, kiedy naturalnym pokarmem pstrąga staje się drobnica z tegorocznego wylęgu. Niestety, żadne woblery nie przynoszą oczekiwanych rezultatów, dopiero na czerwonego robaka, udaje mi się zahaczyć zupełnie ładnego potokowa. Z reguły nie kłusuję, ale jeść trzeba. Nóż łatwo radzi sobie z oskrobaniem i oprawieniem ryby. Nawet filetować nim się daje. Owijam obiad w liście łopianu. Nie są już tak świeże jak w czerwcu, jednak spełnią swoje zadanie. Kolejne zadanie, potrzeba mi opału. Gałęzie w najbliższej okolicy już się pokończyły i tym razem muszę włożyć więcej trudu w przygotowanie ogniska. Pnie ze starego wiatrołomu są dla mnie zbyt poważnym przeciwnikiem. Mogą się przydać dopiero w nocy. Moim łupem padają odcinki szczytowe. Takie do 8 cm obwodu. Z odłamaniem nie mam problemu, drzewa padły chyba ze dwa lata temu. Nadchodzi chwila testu. Rat wchodzi w suche drewno dość głęboko, jego klinga ma jednak zbyt małą grubość, by rozłupać paliki od swobodnego cięcia. Pomagam sobie drewnianym pobijakiem. Szybko rozpalam ogień. Pstrąg jest bardzo smaczny, żałuję, że nie wziąłem ze sobą kopru, jednak to była by już rozpusta. Już po trzeciej czas zająć się przygotowaniem opału na wieczór. Powtarza się ten sam scenariusz, ale tym razem zaciągam do obozowiska dwie większe kłody. W nocy długo utrzymają ogień. Wieczorem mam gości. Straż graniczna jakimś cudem wyczaiła miejsce mojego pobytu. Jestem zdziwiony, bo kotlinka jest nie widoczna z żadnego w zasadzie kierunku. Telefon do wspólnych znajomych załatwia sprawę. Siedzimy jeszcze z godzinkę, później chłopaki życzą mi spokojnej nocy i znikają w ciemnościach. Przy mizernym światełku z małego maglite’a przygotowuję sobie legowisko. Przemoczone buty wędrują na kłodę obok ognia, nie za blisko, bo rano muszę mieć co włożyć na nogi. Kolejny dzień, kolejny problem. Pada. Namiot nie przepuszcza, ale wilgoć jest wszędzie. Z niesmakiem wciskam się w mokre ciuchy. Dziś powinienem ruszyć w stronę cywilizacji, jednak spakowanie mokrego namiotu, nie wyszło by mu na dobre. Czekam, może przestanie padać. Koło południa chmury rzedną i nieśmiało zaczyna przebijać się blade słońce. Na obiadek zupka jum jum. Po obiadku pakowanie. Namiot jeszcze wilgotny, ale po powrocie rozłożę go w domu. Nic nie powinno się stać. Zacieram ślady bytowania i ruszam w dół. Mam do przejścia jakieś 15 kilometrów do drogi.
Góry wyglądają cudnie w zachodzącym słońcu. Czerwień buków podkreślona ciepłym światłem, w dolinach snują się wieczorne mgły.
Dnia mi jednak zabrakło. Ciemność złapała mnie po drodze. Szybko przygotowuję prowizoryczne obozowisko. Nie rozkładam już namiotu, zastąpi mi go posłanie z gałęzi. Wycinam z młodych drzew, te najniższe gałęzie, tuż przy ziemi. Nie powinno to sosenkom zaszkodzić, tym bardziej, że rosną zbyt gęsto, nie mają szans dorosnąć. Nóż jest już odrobinę przytępiony, jednak nie będę go ostrzył. Szkoda niszczyć go na małym kamyczku. Zbieram gałęzie na ognisko i czekam na sen.
Budzę się koło piątej, jednak październik to trochę późna pora na sen pod gwiazdami. Zmarzłem. Rozdmuchuję ogień. Herbatka z liści poziomek nie smakuje tak jak w lato. W drogę. Znowu pada i chyba już się nie wypogodzi.
Przed południem docieram do drogi. To już koniec moich eskapad na ten rok. Przygodna ciężarówka podwozi mnie do Ustrzyk.
Nóż się sprawdził, nie żałuję wydanych pieniędzy. Po powrocie do cywilizacji, parę pociągnięć na diamentowej osełce przywróciło mu dawną ostrość. Porysowała się trochę powłoka ochronna, ale to tylko dodaje mu charakteru. Teraz zakonserwowany leży w szufladzie i czeka na następną wyprawę.
Napisano Ponad rok temu
Napisano Ponad rok temu
I to chyba Pierwsza recenzja na budo, w któej nóż nie gra pierwszych skrzypiec. :wink:
Dorzuć fotki, jakiekolwiek, z wyjazdu.
Napisano Ponad rok temu
Brawo
Napisano Ponad rok temu
W miejscu złączenia zasadzam się na pstrąga. Jest jesień, pora, kiedy naturalnym pokarmem pstrąga staje się drobnica z tegorocznego wylęgu.
Zasadniczo to jest jesien - pora kiedy pstrag jest pod ochrona.... trzeba bylo lipki polowic albo wziac konserwe...
Napisano Ponad rok temu
Napisano Ponad rok temu
To mały pomocnik. Camillius Arclite, od A.G.Russell w stali D2.
RAT-7 w pełnej okazałości.
Duecik, dla teściowej.
Wstrętny kłusownik.
Napisano Ponad rok temu
Wiec co panowie? W przyszlym roku ekspedycja Magii Stali? W bieszczady calym teamem na ilestam dni, przy okazji zrobi si eultratest wszelkich nozy jakie mamy i napiszemy porownanie dziesieciolecia, no? 8)
Napisano Ponad rok temu
I już mi się zamarzyły kolejne Bieszczady, chociaż wróciłem z nich wczoraj....
Pozdrawiam
Mithr
Napisano Ponad rok temu
BTW - Buki są już rude. Te kilka dni przymrozków ubiło krwistą czerwień i jakos od razu w Biesach posmutniało ;(
z bieszczadzkim pozdrowieniem
wysz
PS: Mithr, gdzie tym razem byłeś? Ja walnąłem standard wyszowy - Dwernik>Otryt>Sękowiec/Zatwarnica>Hulskie>Krywe>Tworylne.
Napisano Ponad rok temu
Co mi przypomina... brakuje mi kurde takich wypadow w teren. Wot, kilka dni czy ile tam w bieszczadach podopierdalac. Ale nie mam z kim ani jak ani w ogole...
Wiec co panowie? W przyszlym roku ekspedycja Magii Stali? W bieszczady calym teamem na ilestam dni, przy okazji zrobi si eultratest wszelkich nozy jakie mamy i napiszemy porownanie dziesieciolecia, no? 8)
no wlasnie piekne jest to ze samemu mozna pojsc w gory.
tak mi sie wydaje jak to przeczytalem i sie rozmazylem
Napisano Ponad rok temu
Napisano Ponad rok temu
Eech rozmarzylem sie...
Napisano Ponad rok temu
Hulskie
SRK na Krywem odpala papierosa przy pomocy krzesiwka i kory brzozowej.
Użytkownicy przeglądający ten temat: 1
0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych
10 następnych tematów
-
Ontario RAT z D2?
- Ponad rok temu
-
Sebenza poniże 200 zł
- Ponad rok temu
-
Jaki nożyk wybrac?
- Ponad rok temu
-
Benchmade wycofuje z produkcji...
- Ponad rok temu
-
Miły adres:-) (balisongi)
- Ponad rok temu
-
Emerson cqc-11
- Ponad rok temu
-
KONKURS FOTOGRAFICZNY - GŁOSOWANIE
- Ponad rok temu
-
KONKURS FOTOGRAFICZNY - NADESŁANE PRACE
- Ponad rok temu
-
Gerber EZ-Out - zapytki.
- Ponad rok temu
-
prawo autorskie, urząd skarbowy
- Ponad rok temu