Ku przestrodze, to jest bardzo proste - wystarczy określony ton, kilka podstępnych sformułowań, i nie ma człowieka który by się nie zirytował. Wy to robicie podświadomie, ja zrobiłem to z rozmysłem, za co Was przepraszam.
Mów mi jeszcze, może drugi Gorgiasz z Ciebie będzie. Ja nieświadomie
Tak czy inaczej przyjmuję wyraz skruchy i próbe powrócenia do dyskusji.
zasugerowały mi wspomnienia o Ueshibie, który potrafił sie przeciskać w tłumie szybko jak nikt inny; wspomnienia Koichi Tohei, ktory dzielił się uwagami z randori z ośmioma zaawansowanymi judokami, do którego był wyzwany na Hawajach; oraz stażu z Koichi Kashiwaya (8 dan) poświęconwmu właśnie temu tematowi.
Widziałeś taki film, na którym Tochei szarpie się z jakimś grubym amerykańskim judoką?
Tak, szarpie się. Z jednym, nie osmioma, w dodatku o umiejętnościach raczej niewielkich.
To są legendy, coś w nich prawdy jest, ale zazwyczaj mocno podkolorowanej...
I tak do zmęczenia się napastnków. Teoretycznie rzecz biorąc, do zaniechania przez nich ataku. Jeżeli ktoś uważa, że nie mam racji, to proszę - mamy o czy dyskutować.
To jest praktycznie niewykonalne. Tempo ataków będzie zbyt duże by ich unikać, poćwicz z kimś, zobaczysz. Zwyczajnie fizycznie wyprowadzenie ciosu czy kopnięcia zajmuje mniej czasu niż tenkan. Tak na prawdę, nie da się unikać nawet jednej osoby zdecydowanej na atak, nie kontrując jej.
Poza tym, takie aikido nie ma sensu gdy aikidoka zostanie napadnięty w windzie, autobusie, toalecie itp. Czyli tam gdzie nie ma miejsca na tenkany.
Logiczny dowód - podałem przykład dyskwalifikujący takie podejście.
Po podaniu sobie ręki, obaj przeciwnicy starają się wzajemnie wyprowanić z równowagi. Kto pierwszy ruszy stopę z miejsca, przegrywa. Pamiętam, że byłem w tym mistrzem szkoły i to dlatego, że stosowałem prosty trik, który wyraża istotę techniki tenchi-nage, której Szczepan wyraźnie nie rozumie, lub sobie tylko tak żartował.
Dajesz tak banalne przykłady, że szkoda gadać. Zabawę często wykonujemy na treningach... dzieci i początkujących.
Twoje spostrzeżenie, ponikąd słuszne, jest tak oczywiste że, aż banalne. To już nawet nie są podstawy, to podstawy podstaw.
by napastnik aby tego bólu uniknąć, skierował się tam, gdzie tego oczekujemy.
To tylko pobożne życzenie. Tak nie jest. Nie wiem ile razy się trzaskałeś, ale bólu w walce się nie czuje. Czuje się godzinę po walce. Takie coś jak kopniak w twarz po którym wypluwa się zęby nie boli. Szok, adrenalina itp. Zwyczajne zwierzęce instynkty, jedziesz w pacjenta na bombie. Żaden napastnik, w tempie w jakim wykonuje się techniki podczas walki, nie zdąży odczuć, a co dopiero zareagować na ból.
Ja to wiem, z doświadczenia.
Teoretyczne założenie, że tak się stanie, oparłem na tym, że dzwignie zakładane są już po wytąceniu napastnika z równowagi.
Tu masz całkowitą rację. W pierwszym kontakcie trzeba zdestabilizować atakujacego, najlepiej zakładając mu w tym czasie dźwignię. Ale to diabelnie trudna sprawa, dystans, linia, timing, atemi, meguri
. Działa ale tylko jeśli się wszystko zrobi perfekt.
Całe aikido Kobayashi na tym stoi.
Oczywiście, najwięcej dyskusji wywołuje 'pobożne życzenie' (patrz Randall), że nie należy skrzywdzić napastnika w wyniku własnej akcji.
Ale gdzie jest zdefiniowane co to znaczy skrzywdzić? Już mówiłem - japończycy się zabijali, obicie ryja przy ucięciu łba to żadna krzywda.