Jak do tej pory nie miałem problemu z korozją w moim Bog Dog'u. Po pracy płukałem go wodą, wycierałem i pakowałem do pochwy (skórzanej).
Ostatnio zamieniłem pochwę na cordurową BlackHawka i po weeked'nowym wyjeździe, nożyk tradycyjnie został umyty, wytarty i włożony do pochwy. Po tygodniu na klindze pojawiły się plamki korozji powierzchniowej (to nie były już czarne plamki, a rdzawe "wykwity"). Usunąłem je bez problemu mleczkiem do czyszczenia.
Traktowanie noża nie uległo zmianie, więc wydaje mi się, że zawiniła pochwa ( i moje niedbalstwo

Czy mieliście podobne doświadczenia? Ew. czy moje rozumowanie ma sens?
P.S.
Teraz regularniej smaruję klingi, ale używając Brunoxa moje żarcie zyskuje dziwny "bukiet". Nie jestem Mikrobi żeby wpieprzać smary techniczne.