Chodzi mi o podejście do walki. Ale od poczatku...
Zaczęłam chodzić na treningi z moja przyjaciółka - obie miałysmy takie niekonwencjonalne jak na dziewczynki zainteresowania


Ona tego poglądu raczej nie podziela - niby ma być sparing techniczny, ale koncentruje sie bardziej na fizycznym pokonaniu przeciwnika (czyli mnie

A mnie techniki zaczeły bawic, bardziej sie skupiam na kombinacjach i staram sie uruchomić chociaz pare szarych komórek - podobno to zaczyna być widać.
Ktoś ode mnie mądrzejszy powiedział ostatnio, ze chyba zaczynam myslec (jupi!

Przestałysmy razem walczyc - dobieramy sie teraz z ludźmi pod wzgledem preferencji.
Ale moje watpliwości biorą sie stad, że jeśli juz sie spotykamy na macie, to jej metoda jest skuteczniejsza - ona mnie po prostu bije...

Co z tego, ze nie za bardzo technicznie - za to skutecznie. I ona tłumaczy, ze jak walczy to chce wygrac i ze głównie o skutecznosc chodzi. Ja w zasadzie uwazam, że nie ma racji, że jak bede dobra technicznie, to siła i szybkość przyjdzie później, a wtedy powinnam być skuteczna ( i przy okazji taka walka bedzie ładnie wyglądać, np.na zawodach, a nie tylko mawahi chudan i lowkick - przeciez to w końcu jest SZTUKA walki a nie boks)
I moim skromnym zdaniem na dłuższa metę to chyba moją metoda sie więcej naucze - no bo jak sie uczyc myslec i robic techniki, jak cie ktoś zamiast na 50% na 100% okłada - ok, moze za pare lat, przy przygotowaniu do zawodów - tak. Ale u licha nie teraz, za słabe jestesmy na to i już!
Ale czasami mnie dopadają wątpliwosci - czy ona nie ma racji?
A co Wy o tym myslicie? (o Wielcy Cierpliwi, którzy dotrwaliscie do końca tych wynurzeń...
