Źródło[link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]Pogoda na pięści
Fragmenty artykułu
Sporty walki znów stały się w Polsce bardzo modne. Szczególnym zainteresowaniem cieszą się kursy stylów i systemów zabójczo efektywnych: tajskiego boksu, brazylijskiego ju-jitsu, izraelskiej Krav Magi, rosyjskiego sambo.
IGOR T. MIECIK
Marcin Fabiański, właściciel komisu samochodowego, mężczyzna dobijający czterdziestki, rozwodnik, typ kanapowo-piwny, wybrał się na Pierwszy Ogólnopolski Festiwal Sztuk Walki z myślą o prezencie na czternaste urodziny swojego syna Jacka – fana filmów, w których Van Dam i Jet Le bez wytchnienia kopią po twarzach tłumy czarnych charakterów. Prezentem miał być kurs, który zapewni małemu i raczej kruchemu Jackowi dostęp do tego typu wiedzy. Na festiwal, który odbył się we wrocławskiej hali sportowej Orbita, przyszły tłumy. Można było obejrzeć prezentacje kilkudziesięciu rodzajów sportów walki. Skończyło się na tym, że obaj – syn i ojciec – zaczęli ćwiczyć.
Takiego finału Marcin się nie spodziewał. Syn został uczniem szkoły capoeiry – niezwykle widowiskowego brazylijskiego sportu, który łączy bicie z tańcem (podobno wymyślili go w XIX w. niewolnicy pracujący na plantacjach kawy; nie wolno było im uczyć się walczyć, więc przy akompaniamencie bębnów ćwiczyli ciosy udając, że to taneczne figury). Ojca urzekła prezentacja izraelskiego systemu Krav Maga – bezpretensjonalna prostota ciosów w jądra, a przede wszystkim zainteresowanie, jakim tego typu szkolenie cieszyło się wśród kobiet. Spodziewał się spotkać niektóre z nich na treningach i nie zawiódł się.
Zmierzch sztuki
– Takiej mody na sporty walki nie było w Polsce od czasu kinowej premiery „Wejścia Smoka” z Brucem Lee – mówi trener karate shotokan Kamil Małkowski z Łodzi. W Polsce, która tak naprawdę znała wówczas jedynie judo, jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać szkoły wschodnich sztuk walki – najróżniejszych odmian kung-fu i karate. Szyby i drzwi klatek schodowych nosiły ślady szlifowania przez rzesze małoletnich adeptów tajemnej umiejętności ciosów wibrującej pięści. A tysiące mam musiało godzić się na wykorzystanie szczotek i mioteł do produkcji chińskich włóczni i ulubionej broni mistrza Lee – cepów nun-chaku.
Po z górą ćwierć wieku kung-fu i karate zakorzeniło się w Polsce niemal tak mocno jak siatkówka, a w każdym większym mieście można też przebierać w ofercie kursów taekwondo, kickboksingu, aikido, a oprócz tego, co stworzyli Chińczycy i Japończycy, uczyć się sztuk walki Filipin, Wietnamu, Korei, Mongolii.
Wiecej w wersji papierowej.
BTW:wiecie co to jest sabat?? Odp. boks francuski :twisted: wg. autora tegoż artykułu