Czarny pas Bruce'a Lee
Dla czarnych mieszkańców Ameryki Bruce Lee jest kimś takim jak James Bond dla białych
Wystawa w The Studio Museum na nowojorskim Harlemie z energią i witalnością niespotykaną w nudnym świecie białoskórych ukazuje znaczenie i wpływ (pop)kultury wschodu na mentalność i kulturę afroamerykanów.
MATERIAŁ REDAKCYJNY 2003-12-10
Wystawa nosi tytuł "Czarny pas", zaś nieodżałowany Bruce Lee jest jej głównym bohaterem. Powraca nie tylko w wielu pracach czarnoskórych artystów lecz również w ich wypowiedziach i wspomnieniach z dzieciństwa. Zasadniczym tematem pokazu jest przenikanie kultur (i pop kultur) - murzyńskiej i azjatyckiej w Ameryce latach 70. i 80. - fenomen, z którego biali Polacy nie zdają sobie chyba w ogóle sprawy. Kolonialne klisze utrwaliły się w naszej białej świadomości na tyle głęboko, że nie przychodzi nawet do głowy myśl, że mogą istnieć inne jeszcze twórcze pogranicza kultur niż tylko styk świata białego z którymś z Innych. "Czarny Pas" jest jednak ekscytującą wystawą nie tylko z uwagi na orientalne z naszego punktu widzenia połączenie czarnego z żółtym, lecz przede wszystkim ze względu na esencjonalne, pulsujące muzyką i sugestywne w przekazie prace 19 artystów (przeważnie afroamerykanów, lecz również azjoamerykanów).
Hip-Hop meets Kung Fu
Trzeba też jasno powiedzieć, że przeskok z dolnego Manhattanu naszpikowanego instytucjami artystycznymi o gładkich białych ścianach i elegancko skrojonej sztuce na wystawę w muzeum na Harlemie, pulsującą muzyką i nieskrywanymi emocjami jest jak nagle darowane, dodatkowe życie w grze komputerowej. Kusi wręcz by sławne pojęcie 'white cube' - biały sześcian - opisujące modernistyczny wzorzec wnętrza wystawienniczego, rozważyć na tle rasowym: 'biały' brzmi zasłużenie jak najgorszy epitet - biały sześcian jest dziś synonimem galeryjnej nudy. Jaki jest więc czarny sześcian'? Przed wejściem do niego zdejmujemy obuwie i po omacku, w zupełnej ciemności poruszamy się powoli lekko pod górę. Nagle zza ściany uderza mocny, ogłuszający dźwięk, po chwili powraca i zaczyna układać się w głośną rytmiczną jatkę. Wnętrze wyposażone jest w sensory wrażliwe na ruch wchodzących osób. Przylegamy do ściany by poczuć się jak we wnętrzu 300 watowego głośnika emitującego hip-hopowe standardy, w istocie ściana dźwięku to odgłosy finałowej walki z filmu "Wejście smoka", z wypreparowanymi dźwiękami uderzanych ciał - to praca Luis Gispert.
Muzyka i rytmiczne dźwięki dobiegają właściwie z każdego zakątka wystawy i nigdzie indziej porównanie pracy kuratora i didżeja nie jest tak zasadne jak tu. Muzeum organizuje w trakcie trwania wystawy dyskusje i imprezy muzyczne na żywo pod hasłem "Hop-Fu: Hip-Hop meets Kung Fu". Zarazem "Czarny pas" pełen jest wizerunków i scen wręcz emblematycznych: Iona Rozeal Brownemble maluje murzynów w konwencji tradycyjnego chińskiego malarstwa i japońskiego drzeworytu, zaś jeden z pilnujących ekspozycji pracowników muzeum co pół godziny uderza w tradycyjny chiński gong - to także projekt jednego z artystów. Granatowy garnitur czarnoskórego stróża i dalekowschodni, ozdobny gong stykają się na krótką, dźwięczną chwilę, ale pozostawiają dziwną, długą wibrację w świadomości.
C.d. na Onet.pl : [link widoczny dla zalogowanych Użytkowników]