Znam przynajmniej po jednym instruktorze stylów wewętrznych (Dacheng) i zewnętrznych (Paweł Droździak), oraz przynajmniej jednego ucznia stylu wewnętrznego (KrzyśT) oraz jednego zewnętrznego (Ja).
Otóż wnioski jakie się rodzą to:
Dacheng leje mnie bez litości 8) co jest niewątpliwie dowodem na wyższość styli wewnętrznych
Obstawiam, że Dacheng leje też Krzysia, co jest dowodem na wyższość doświadczenia.
Paweł leje Krzysia

co dowodzi wyższości stylów zewnętrznych,
Paweł ze mnie robi latawiec/szaszłyk/supełek w zależności od tematu treningu...
Krzyś i Ja przy każdej nadarzającej się okazji treningowej lejemy się z różnym efektem, co jest wspaniałą okazją do zetknięcia się (czasem powodującego np. siniaki) z inną "kulturą".
Paweł i Dacheng raczej się do tej pory nie spotkali
Neija cacy czy be? Heh, to tylko narzędzie do tego żeby dawać w pysk jest. Jak działa to jest OK, jak nie działa to nie. Zatem...
Idąc dalej... wszyscy ćwiczymy z żywymi ludźmi, nasi instruktorzy poprawiają nam na bieżąco błędy, jak trzeba to dadzą w pysk albo posadzą naszą zdziwioną dupę na podłodze w sposób magiczny. Ucząc się z sieci raczej nie masz możliwości "dotknięcia" tego wszystkiego. Nie popróbujesz sobie raczej na żywym i obdarzonym dużym doświadczeniem instruktorze, który Ci bezlitośnie pokaże co robisz źle. Więc, korzystaj sobie z przebogatych źródeł internetowych, tylko żeby Cię nie czekało mocne zdziwienie kiedyś...
Bo:
szkoleniówek do BJJ, czy nawet kompletnych systemów shoot-cośtam czy innych Vale Tudo jest dostępnych w pytę. Trenuje się to dość łatwo, należy znaleźć sobie partnera do ćwiczeń, zapuścić płytkę i powtarzać, ze stopniowo coraz bardziej oporującym przeciwnikiem. Tak się da. Nigdy nie osiągniesz poziomu takiego jak z nauczycielem, który np. dostrzeże Twoje naturalne predyspozycje i podpowie jak dostosować technikę, ale co tam

I tak będzie nieźle.
Tyle że:
miałem okazję uczestniczyć w seminariach Yiquan. To jest po prostu kosmos dla człowieka który zaczyna przygodę z czymś takim, podejście do treningu absolutnie całkowicie odmienne. I może jestem prostakiem po prostu, ale słowami nikt by mi nie wytłumaczył tego co tam miałem zrobić :roll: Pomysł trenowania Yiquan bez nauczyciela potraktowałbym jak niesmaczny żart. Obstawiam, że gdyby ruszyć korespondencyjny kurs Yiquan to 75% "ćwiczących" wykonywałoby jakieś ruchy, kojarzące się z tym co powinno mieć miejsce. Pozostałe 25% robiłoby totalną rzeźbę niepodobną do niczego.
Pokrótce pisząc,
Korespondencyjny Kurs XYQ to nie jest szczególnie szczęśliwy pomysł raczej.
Pozdrawiam,
AdamD