Wczoraj bylo kenjutsu w Budojo, niby za bardzo sie nie zmeczylem, a do domu wrocilem gdzies wpol do polnocy, wiec tym wieksze moje zdziwienie, ze rano - czyli o 11:30 - podnioslem sie z wielkim trudem. Dzisiaj pierwsza godzine aikido jeszcze jakos przezylem bo byly to zajecia dla poczatkujacych - najbardziej smiercionosna technika, jaka sam na sobie wykonalem, bylo wlozenie palca stopy w dziure miedzy tatami 8O Pozniej przerwa i druga godzina - machanie patykiem. Biore boken... i cos tak... eee... koncowka to chyba nie powinna tak na lewo i prawo latac, jakby sie od much oganial... no nic. Shomeny i kesagiri jeszcze przezylem. A pozniej grzecznie poszedlem do szatni bo juz mialem dosc.
I tak sie zastanawiam czy troche nie przesadzam... nie mam czasu na pilnowanie diety, zywie sie w chinskich knajpach i dogryzam paczkami (ponczkami), czasami moze jakis sok z jablek, bo mama sie piekli ze mam malo witamin. Ale rodzice hen hen w Sosnowcu, a ja na studiach w Wawie, wiec z prawidlowego zywienia i tak nic by nie bylo.
Czy 10,5 godziny treningu w tygodniu to moze byc za duzo? :? tak lacznie, aikido i kenjutsu... treningi nie sa jakies specjalnie silowe (przynajmniej w porownaniu z kyokushin
![:]](http://forum-kulturystyka.pl/public/style_emoticons/default/splash.gif)
Moze jakies dopalacze? W poprzednim roku bralem bodymax i nie mialem takich problemow, ale tez treningow bylo mniej... A bodymax jednak sporo kosztuje... chociaz na pewno mniej niz redbull przed kazdymi zajeciami.
Profilaktycznie jutro na trening nie ide. I tak mialem sobie odpuscic i isc do kina
![:]](http://forum-kulturystyka.pl/public/style_emoticons/default/splash.gif)
No ale mimo wszystko... chcialem jeszcze od czasu do czasu wpadac do Budojo na koryu... ale w takiej sytuacji nie wiem czy sie zdecyduje...
