ciekawa historia mi sie przypomniała...
Znajomy mojego ojca (obaj rzeźbiarze) wyjechał do niemiec ozdabiać bauerowi dom

... w każdym razie siedział tam ponad tydzień i pracował sobie spokojnie, aż pewnogo razu bauer powiedział że chce z nim pogadać... co miał mu do powiedzienia? pochwalił sie że od wielu (kilkudziesięciu) lat uprawia walke mieczem japońskim. zaprosił go na wieczorny pokaz... Kiedy przyszedł wieczór, bauer był ubrany w jakieś tradycyjny strój i miał przypasaną katane... Zrobił poważną minę wyciągnął miecz (ponoć byłskawicznie to zrobił, zdecydowanie COŚ ćwiczył...) i zaczał nim wymachiwać, ciach! trach! gwizd!

no i tak wyma.chuj.ąc cały czas zbliżał sie do tego znajomego - chciał go postraszyć i pokazać jaki precyzyjny jest jego miecz (tzn że nie trafi go mimo że macha blisko niego).
Ale niestety kilkadziesiąt lat treningu (taa, mhm... :? ) nie wyrobiły jego precyzji wystarczająco dobrze i ciachnął rzeźbiarza mieczem prosto w przedramie (!!!)... Ręką w sumie cudem została na swoim miejscu, a i rekonwalescencja bardzo długo nie trwała, bo cięcie bylo czyste i łatwo go bylo poskladać. Lekarz stwierdził,że zważywszy na to jak wyglądały te obrażenia gość mia łduże szczęście, że nie stracił ręki albo wogóle nie został przecięty na pół...