Ok. 8 lat temu u mnie "na wsi" przyszedł do szkoły facet z brazowym pasem w Kyokushin, namówił dyrektora na treningi dla dzieci. Z tego co pamietam uczeszczajac na te "treningi", to było to, ze facet nie miał gdzie se chyba pocwiczyc razem z kumplami z nizszymi pasami, bo co do nauki to na przykład na DRUGIM treningu uczyl nas kopniec obrotowych (!),niedługo potem zaczeły sie kontuzje. Ewidentnie treningi były "pod publiczke", zeby przyciagnac naiwnych dzieciaków efektownymi kopami i rzutami. Nie pamietam ile gosc brał za miesiac od głowy.
Oczywiscie wtedy myslalem, ze tak wlasnie wyglada "prawdziwy" trening, wiec dalem sobie spokoj, bo nie mialem zamiaru wychodzic polamany z sali i przez dlugi czas bylem zrazony sztukami walki, a karate szczegolnie.
:roll:

