Chin na
Napisano Ponad rok temu
Tutaj przytoczę, co opowiadał TomB (wchodził tu kiedyś na forum), po powrocie z Pekinu w zeszłym roku:
1. Lądujemy w Warszawie. Tomek: "A teraz kontrola, paszporty, czy jakiejś choroby nie złapaliśmy?" To ja rzucam: "Pojechałeś zdrowy, a wróciłeś uzależniony od baraniny po ujgursku", Tomek; "Nooo!!!!!" i główka mu się kiwa potakująco :-)
2. Kilka dni później po treningu. Tomek: "Wracam z pracy, żona podaje kolację, kanapki jakieś, żuję to, żuję i myślę - to musi być jakieś nieporozumienie"
Z tym, że poza Pekinem gorzej sobie radzę, bo nie mam tam już takiego rozeznania.
Acha, hutongi są boskie! Akurat TomB chyba się za bardzo na ten temat nie wypowiadał, ale np. Marek i Jacek, którzy towarzyszyli mi poprzednio twierdzili, że woleliby mieszkać w hutongu niż w bloku!
Wyobraź sobie Tomku, wracasz w środku nocy napruty, spokojnie wtaczasz się do hutongowego lokum. Czyż życie nie jest piękne? A Ty co? Wspinać się musisz po schodach, mozolnie piętro po piętrze, bo Ci windę na noc wyłączają :wink:
Napisano Ponad rok temu
Zgadzam się. Epitety były przegięciem.
<
Wcale się tak bardzo nie różnimy, bo nie pisałem, że to u nas to prawdziwe chińskie jedzenie. Jest spolszczone, owszem, ale jak porownać to z chińskimi fast-foodami to nie uważam, byśmy coś stracili. Przy okazji, w knajpie w której kiedyś pracowałem najlepszym daniem wg mnie był "schabowy po hanojsku" (to była wietnamska knajpa) - dania wg oryginalnych receptur się nie umywały.
<>
Moj kolega, Chinczyk, jest kucharzem. Pracowal m. in. w owej knajpie na wyspie w parku Beihai (nie pamietam nazwy) - to jakby ktos chcial zarzucic, ze on nie zna sie na rzeczy. Nie bylo okazji, by sprobowac jego wlasnych dan, ale pelnil czasami role zamawiajacego w restauracjiach. Trzeba przyznac, ze jak wybieralismy sie razem, to jedzenie bylo zawsze duzo lepsze. Tak, ze owszem, mozna zjesc cos smacznego w Chinach, ale zeby to powalalo na kolana, to sie nie zgodze. Ale moze sie nie znam.
<
Ja uwielbiam ostre jedzenie. Zwykle jak zamawialismy to mowilismy kelnerce, by nie dodawali za duzo ostrych przypraw, bo moja zona takich nie lubi. Ale chyba przyznasz, ze "ostrosc" chinska jest jednak inna od naszej - bardziej żrąca.
Koreanskie knajpy chcialem odwiedzic, by porownac ich dania z koreanskim zarciem, ktorego probowalem u nas. A musze powiedziec, ze bardziej mi smakowalo. To co jadlem i nas nie bylo wcale ostre, ale bardzo smaczne. Zapamietalem nawet nazwe jednego z dan - "kim bap" - bardzo dobre. Problem z chinskim jedzeniem polega na tym, ze wszystko jest w nim na oleju czy innym tluszczu, wszystko smazone i wszedzie sa podobne przyprawy (no, tu juz mnie chyba zlinczujecie :-( - i nie mowcie o tym mojemu koledze, przy nim wyrazam sie ogledniej) - a ten tluszcz w "oryginalnych" chinskich potrawach cos czesto nie bywa zbyt swiezy...
<
Ja w ogole lubie jezyki, a kantonski to jakas odskocznia od mandarynskiego standartu :-)
Napisano Ponad rok temu
Mowiac inaczej: przypadkowy turysta ma przerabane.
Obawiam się, że tak.
Tutaj przypomniała mi się taka sytuacja około 1990. Przyjeżdża do Pekinu paru takich chłopaków, wybierają się do knajpy. Każdy zamawia jakieś danie, na zasadzie jak u nas, że każdy dla siebie :-) Robią to na chybił trafił, wskazując palcem w menu. Co jakiś czas jakieś danie jest przynoszone, i któryś z nich stwierdza, że to chyba jego, stawia przed sobą półmisek i je :-) Jedni zaczynają, inni kończą. Po pewnym czasie wszyscy już w zasadzie zjedli. I wtedy, jako uwieńczenie uczty wnoszony jest wielki półmisek z wielką rybą, którą stawia przed sobą ostatni koleś
A jeszcze pamiętam z tamtych czasów, gdy do Pekinu jeździło mnóstwo polskich "turystów" (bo opłacilo się nawet kupić parę toreb t-shirtów, żeby się podróż zwróciła, nie wspominając nawet o futrach z wilków tybetańskich - na których zresztą parę osób straciło), to mieli oni zwyczaj odżywiać się bułkami i kiełbasą kupowanymi w "Friendshipie".
Acha, hutongi są boskie! (...) np. Marek i Jacek, którzy towarzyszyli mi poprzednio twierdzili, że woleliby mieszkać w hutongu niż w bloku!
Ciekawi mnie, czy gdyby tak pomieszkali ze trzy lata to nadal by byli tego zdania.
No Jacek to ma akurat dość specyficzne upodobania - extremalny survivalowiec :-)
Chodzilo mi raczej o to, ze hotongi gina, bo Chiny sie unowoczesniaja, standard zycia sie podnosi, a jest to moim zdaniem pozytywne zjawisko.
Ja to rozumiem, ale gdy mialem ulubioną uliczkę z masą knajpek, i spędziłem tam sporo czasu, i bylo mi fajnie, tak że później, gdy wracalem do Pekinu, to zawsze tam zachodziłem, a tu z nagła podczas kolejnego przyjazdu do Pekinu, okazuje się że moja uliczka po prostu nie istnieje (nie wspominając o moich ulubionych knajpkach), a zamiast niej stoi tam jakieś gmaszysko, na którego parterze są tylko pizzerie i hamburgery, a jeśli coś chińskiego to tylko w wersji fast food, to ... nie jest to miłe
Dobrze by bylo, jakby sobie cos z hutongow pozostalo: styl w architekturze, egzotyczne dla nas klimaty (przejawiajace sie nie w biedzie, zagraconych podworkach i stosach smieci a raczej w kolorowych uliczkach, malych sklepikach, szyldach z chinskimi znakami, targowiskach ze wszelkimi towarami)
Hmm. No są takie uliczki jak Dazhalan, czy Liulichang. No i bywam tam, i coś tam kupuję, ale ... trochę mi tam brakuje autentyzmu.
Styl w architekturze: stawiamy 30 piętrowy wieżowiec-pudełko a na czubku daszek udający tradycyjny chiński :-) Niestety tak to jest dość często rozwiązywane.
- na pewno by bylo szkoda, gdyby chinski koloryt przetrwal tylko w Zakazanym Miescie i Yiheyuan. Wtedy na pewno cos z Chin by umarlo - tak jak w moim odczuciu cos umarlo w chińskim kung fu. (tylko mnie nie bijcie, prosze :-) )
A co mianowicie? Ja mam zwyczaj najpierw pytać, zanim zacznę bić :-)
Oczywiście już np. Wang Xiangzhai na początku XX wieku ubolewał nad degeneracją chińskich sztuk walki.Co do wyzszosci Pekinu nad Kantonem
Jeśli o mnie chodzi, to mówiłem tylko i wyłącznie o swoich prywatnych upodobaniach i sentymentach.
Napisano Ponad rok temu
Znów mi się kursor omsknął i zamiast na 'cytuj' musialem kliknąc na 'zmień'
TAI BU HAO YI SI!!!
Napisano Ponad rok temu
SORRY!!!
Znów mi się kursor omsknął i zamiast na 'cytuj' musialem kliknąc na 'zmień'
TAI BU HAO YI SI!!!
No, z mojego postu mało co zostało... Nie zebym narzekał, ale ciekawiła mnie kontra Tomka. On wali tak bezkompromisowo, na pewno była by nowa anekdota o Kantonczykach, jakiej zaden przewodnik po Chinach nie zawiera, a tak to przepadlo :-(
A co mianowicie? Ja mam zwyczaj najpierw pytać, zanim zacznę bić
Co umarło w kung-fu? (prosze zauwazcie, ze to nie to samo co "prawdziwe kung-fu umarło")
Już się tłumaczę. (... troche wykasowalem ...) Po prostu odczuwam zal, ze sportowe wushu tak bardzo przesłoniło "tradycyjne kung-fu". Ze realne zastosowania w wielu przypadkach to tylko sanda, niezaleznie od technik cwiczonego stylu. Ze latwiej znalezc ksiazke o nie-sportowym kung-fu w Europie niz w Chinach. Ze 90 procent instruktazowych VCD przedstawia ruchy form sportowych, ze strasznie wiele pozycji dotyczacych tzw. "shiyong wushu" to straszliwy chłam, ze ogolnie nacisk polozony jest na balet/gimnastyke w ktorej roznice miedzy stylami sie zacieraja. Nawet spece od sanda nie obronili honoru, bo jak slyszalem dostali manto w meczu towarzyskim od thaibokserow...
Wiem, wiem - istnieje tez yiquan, yongchun, modliszka itd. Moze nie mialem racji... Nie wiem. Co wy myslicie? Czy tradycyjne, takie nastawione na samoobrone (a nie qigongo-zdrowotne czy nastawione tylko na formy) kung-fu umiera w Chinach? Moze w Kantonie jest go wiecej? :wink:
Oczywiscie nie mam watpliwosci, ze takowe istnieje, ale na ile "szeroko" jest uprawiane wsrod Chinczykow, ktorzy w ogole ćwicza sztuki walki? Moze to tylko kilku pasjonatow na caly wielki kraj?
Ech, dałem sie podpuscic do wypisawania takich głupot...
Do Tomka: jak bedziesz odpisywał, to prosze nie ograniczaj sie li tylko do bagua, yiquan'u i taiji.... Słyszałem, że jest w Pekinie bardzo dobry nauczyciel yingzhaoquan, Guo Xian He ... Cos Ci o nim wiadomo?
Ponizej zdjecie ktore bardzo mi sie podoba. Pochodzi z greckiej strony o yingzhao. Na stronie jest wywiad z owym Guo Xian He, i to co pisał, brzmi fajnie.
This school does not imitate all eagle's movements as many people might think, but only "borrows" the way that the proud bird of prey grabs and catches.(...) The practicioner should remember that the purpose is not to hold or catch, but to hit the opponent.
Grabbing is a way only to bring the practicioner to a more advantageous situation.
During practice not only strength, speed and technique should be developed as much as possible, but also the human "spirit" and a natural way of standing and moving. Spirit means internal peace and calmness, which all practicioners should have.
Napisano Ponad rok temu
Czy tradycyjne, takie nastawione na samoobrone (a nie qigongo-zdrowotne czy nastawione tylko na formy) kung-fu umiera w Chinach?
E tam. W każdej dziedzinie jest tak, że ludzi którzy znają się na rzeczy jest garstka, a reszta to ... disco polo. Tak było, tak jest i tak będzie. Jeśli ktoś chce czegoś wartościowego, nie może oczekiwać, że dostanie to w sklepiku za rogiem.
Moze w Kantonie jest go wiecej?
Kanton... gdy bylem w Kantonie widzialem na mieście ogłoszenia o jakimś Wing Chunie. Nazwane to bylo tylko Wing Chun (Yongchun), bez żadnych dodatkowych określeń. Natomiast był na plakacie opis zawartości: z kilkanaście form, jakieś qigongi itp. Adres był podany takiej niby siłowni kolo takiej byłej świątyni taoistycznej. Coś z pięcioma kozami ta świątynia miała wspólnego. Jakoś słabo to pamiętam.
Pewnie jeśli kogoś interesuje Wing Chun, Hung gar, czy Choy Lee fut i rzeczami podobnymi, to może coś w Kantonie znajdzie. Ja akurat się w południu nie orientuję. Brak zainteresowań w tym kierunku.
Oczywiscie nie mam watpliwosci, ze takowe istnieje, ale na ile "szeroko" jest uprawiane wsrod Chinczykow, ktorzy w ogole ćwicza sztuki walki? Moze to tylko kilku pasjonatow na caly wielki kraj?
A reszta to disco polo. Tak. Z całą pewnością tak niestety jest. Dobrze, że jeszcze choć paru ludzi jest którzy trochę pamiętają o co chodzi. I paru młodych świrów, którzy chcą się tego uczyć nie wiadomo po co.
Napisano Ponad rok temu
i w sumie najbardziej zastanawia mnie ich skutecznosc w walce...realnej czy tez sparingu .
Czy kiedys udalo wam sie zastosowac taką technikę ? Jezeli tak jaka to technika, jakie byly efekty i ryzyko związane z zastosowaniem ?
No i ogólnie co myslicie o stosowaniu (próbie stosowania) tego w walce ????
pozdrawiam
Napisano Ponad rok temu
Napisano Ponad rok temu
tak sobie czytam o technikach Chin Na ... kilka znam i ćwicze...
i w sumie najbardziej zastanawia mnie ich skutecznosc w walce...realnej czy tez sparingu .
Czy kiedys udalo wam sie zastosowac taką technikę ? Jezeli tak jaka to technika, jakie byly efekty i ryzyko związane z zastosowaniem ?
No i ogólnie co myslicie o stosowaniu (próbie stosowania) tego w walce ????
pozdrawiam
Jesli chodzi o sparring, to... udac to udawalo mi sie wielokrotnie, tyle ze w parterze
Przy czym przyznam uczciwie, ze ja jakos specjalnie fanatycznie chin na nigdy nie cwiczylem - owszem, troche technik znam, ale traktuje je bardziej jak nauke o tym jak cialo ludzkie pracuje. I jesli chcesz sie tego nauczyc, to chin na jest bardzo pomocne. W ogole chin na jest taki drobny problem, ze poza umiejetnoscia laczenia technik chin na w jakas sensowna calosc z uderzeniami (co samo w sobie jest dosc rozbudowanym zagadnieniem) trzeba dysponowac po prostu silnymi lapami, a ja zawsze mialem raczej delikatne dlonie i paluchy. Owszem, znam takich, co maja lapki przypominajace stalowe druty i w ich wykonaniu techniki chwytania maja sens. I to nawet niekoniecznie dzwigniowania, ale po prostu chwytania miesni. Mamy takiego kolege na yiquanie, ktory robi to z upodobaniem i bolesnie.
Krotko mowiac - w moim przypadku ryzyko na tyle wysokie, ze raczej nie probuje wykonywac w sparringu (poza parterowym, gdzie sa to techniki dosc oczywiste w tym dystansie i trudno by sie bylo ich pozbawiac). No, chyba, ze mam kontrole nad przeciwnikiem na tyle duza w szarpaninie, ze pomocniczo jakas dzwignie wykorzystam, czy tez uwolnie sie z uchwytu, wiedzac w ktora strone jest trudniejszy do utrzymania (o, to sie zdarza).
A w ogole, to moze by sie wypowiedzial ktos, kto z tymi dzwigniami ma wiecej do czynienia, he? DarSit, moglbys sie ujawnic? :wink: A moze ktos cwiczacy Taiji? YMAA-owcy, wiem, ze YJM zajmuje sie qinna, cwiczycie? No to do pisania... Bo tak niemerytoryczne mamy ostatnio dyskusje na forum, ze az sie przykro robi
Pozdrawiam wszystkich
K.
Napisano Ponad rok temu
Takich okazji w kazdej walce jest bardzo duzo, o ile ktos chce je wykorzystywac.
Użytkownicy przeglądający ten temat: 0
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych
10 następnych tematów
-
cudze chwalicie swego nie znacie!
- Ponad rok temu
-
taiji z pilka clips
- Ponad rok temu
-
clip Chen taiji
- Ponad rok temu
-
clip styl wewnetrzny, fajny
- Ponad rok temu
-
NAJLEPSZE ŻYCZENIA ŚWIĄTECZNO NOWOROCZNE!!!
- Ponad rok temu
-
Da Cheng Quan clips
- Ponad rok temu
-
pieniadze w kung fu
- Ponad rok temu
-
Hrabia Saint-German uczy tai chi w Warszawie :-)
- Ponad rok temu
-
Prośba
- Ponad rok temu
-
VINGCHUNOWCY (wt,vt,wc)
- Ponad rok temu