Dzieki za wyjasnienia,widzalem kiedys takie walki i wydawaly sie byc sensowne ,przypominaly kick i wygladaly dosc realnie.
No tak. Kick wygląda realnie, ale ... Naprzeciwko kogoś kto robił "realny" kick boxing bez low kicka (jak to przez lata w Polsce było) staje ktoś kto robi kick z low kickiem. I jaki mamy efekt? Gość nie wie co się dzieje. A przecież kick który robił do tej pory wydawał się "realny". Podobnie jest z realnością sanda i jakiejkolwiek formuły sportowej. Oczywiście w porównaniu z wieloma innymi formułami sanda jest wszechstronniejsza, bo to i uderzenia i kopnięcia i rzuty, a w wersji profesjonalnej jeszcze kolana na korpus. Ale i tak ograniczeń pozostaje multum. A ograniczenia sprawiają, że możliwe i skuteczne stają się rzeczy, które nie musiałyby być skuteczne gdyby tych ograniczeń nie było.
Tak z ciekawosci ,Dacheng moglbys opisac po krodce czym zasluzyly sobie te style na miano ,najlepszych i skutecznych.
O Baiyuan tongbeiquan to się za bardzo nie chcę wypowiadać, bo do niedawny to był system bardzo hermetyczny (i mimo publikacji w ostatnim czasie, przypuszczam, że tak naprawdę wciąż jest), uprawiany w Pekinie w zasadzie wyłącznie przez muzułmanów.
A o reszcie?
Niestety nie mogę rzucić argumentem, że te style wygrywały UFC.
I jak to już tutaj parę osób wskazywało, teraz już nie ma nawet sensu żeby ktoś próbowal startować w UFC, bo co to wykaże przy tych wszystkich obecnie obowiązujących ograniczeniach? Że na początku nie było tych ograniczeń? Tak, ale wiadomo, że chodziło o marketing bjj i Gracie dobierali startujących zawodników do swoich potrzeb, dokładnie wiedząc jak walczą. A poza tym w zasadzie nikt w Chinach wówczas nie zdawał sobie wtedy sprawy, że istnieje coś takiego. Chiny to inny świat, nawet jak teraz się tam wspomina o UFC, to wciąż tak jakby Polakowi powiedzieć, że w odległej galaktyce rosną smaczniejsze jabłka niż pod Skierniewicami.
Więc poglądu o skuteczności takich systemów jak xingyiquan, baguazhang, czy ziranmen nie opieram na tym, że ich przedstawiciele wygrywają sportowe pojedynki (natomiast jeśli chodzi o yiquan, którym się zajmuję, to przynajmniej są przykłady zwycięstw w sanda, a np. mój nauczyciel okazał się tak skuteczny w jednych z pierwszych mistrzostw sanda, że został dożywotnio zdyskwalifikowany, mimo że nie zrobił nic sprzecznego z obowiązujacym wtedy regulaminem - dopiero po tym wprowadzono zakaz ataku seriami uderzeń na głowę). Więc powiesz, że nie ma podstaw do wysokiej oceny ich skuteczności? No i niestety masz rację. Bardzo dużo racji. Nie pokazują w praktyce, więc jak można być pewnym ich skuteczności?
No tak, tylko w jakich zawodach mieliby wystartować? Bez reguł? To by coś wykazało. Tylko, że nie ma zawodów bez reguł. Są tylko z większą lub mniejszą ich ilością, i z różnie tymi regułami skonstruowanymi. Więc jak mają udowodnić skuteczność? Skuteczność w czym? We współzawodnictwie według zasad umownych, zupełnie innych od podstawowych założeń tych systemów (walka bez reguł)? No to nie mogą wygrać zawodów, a więc są nieskuteczni? No fakt, nie mogą wykazać skuteczności swoich systemów w ten sposób.
Ale z drugiej strony co mamy? Sprawdziło się w UFC, więc jest skuteczne? No tak. To jest mocny argument. Bardzo mocny. Ale jeśli coś nie wygrało w UFC, to znaczy, że jest nieskuteczne? No niestety tak się nie da powiedzieć. Wyniki UFC są bardzo dobrym świadectwem walorów bjj. O.K. Ale jeśli ktoś na podstawie wyników UFC stwierdza, że kung-fu jest do dupy, to wykazuje zbyt daleko idące wnioski. Paru połamańców pozujących na mistrzów kung-fu, startujących w czasach gdy jeszcze w UFC nie było zbyt wielu ograniczeń, ma o czymś świadczyć? A teraz, gdy prawie wszystko jest już zakazane, to co można wykazać?
No więc, poglądu o skuteczności wspomnianych systemów nie mogę oprzeć na czymś tak wygodnym jak wyniki zawodów. Na czym więc opieram?
Z yiquan jest stosunkowo prosto. Wygrywał w sanda, nawet mimo ograniczeń. Yiquanowcy wygrywali z zapaśnikami i bokserami już w latach 20., 30. i 40. XX wieku. I z ostatnich lat są sytuacje z bokserami, kick-boxerami, przedstawicielami muay thai, którzy po sparingu z którymś z nauczycieli yiquanu, zaczynają się uczyć yiquan. Ale yiquan jest trochę inny od tych bardziej klasycznych chińskich styli. Bo w yiquanie mamy bardzo duży wpływ boksu, no i + rzeczy w boksie zakazane (a istniejące w większości przypadków nie tylko w yiquan, ale i pozostałych wspomnianych systemach) - hak z góry, młoty, łokcie, kolana, miażdżące a "niewidoczne" kopnięcia na piszczele, wejścia barkiem, a czasem biodrem. To tylko jeśli chodzi o rzeczy bardzo "zewnętrzne". A jeszcze jest tu cały czas specyficzny trening, pozwalający lepiej czuć cialo, możliwości jego użycia, jednoczesna świadomość możliwości użycia siły przy pomocy różnych części ciała w rózny sposób w różnych kierunkach, specyficzna koordynacja umysłu i ciała, jak w bardzo, bardzo dużym uproszczeniu można określić to co stanowi główny motyw treningu yiquan (brzmi to może jak czysta teoria, ale w praktyce to jest piękne, gdy ktoś, kto ćwiczył choćby boks lub kick, i zaczyna się uczyć podstaw yiquanu stwierdza, że odkrywają się nowe możliwości). I cały czas wiąże się to z zagadnieniem równowagi własnej i przeciwnika. Nie po prostu uderzenia. Ani po prostu uderzenia + rzuty. Zupełnie inna praca. Zmiana pozycji, uderzenia, niskie kopnięcia, wszystko z destabilizacją przeciwnika, wejściem w niego pod odpowiednim kątem, obiciem, odrzuceniem, obaleniem. Czucie ciała, czucie siły, czucie szybkich zmian. I umiejętność generowania "krótkiej siły" (duża siła przy bardzo krótkim ruchu, i to dotyczy nie tylko uderzenia pięścią, ale różnymi częściami ciała o których wyżej wspominałem). Dużo pracy z krótkim dystansem i zwarciem (miejsce na użycie krótkiej siły w bardzo różnych wariantach). Bokserzy klinczują i nic dalej nie robią. W bjj mówicie, że teraz pora na parter. A my w yiquan w tej właśnie sytuacji znajdujemy wiele możliwości, wpływania na równowagę przeciwnika, odrzucenia, obalenia, wykorzystanie zachwiań równowagi do kolejnych uderzeń itp. Pracujemy nad tym dużo. A więc i uczymy się przed tym bronić. Można tu dużo zrobić i nie skończyć w parterze. Tak, między stójką (czyli dla was np. boks) a parterem (czyli np. bjj), jest jeszcze coś. Bez tego uderzacze łatwo trafiają do parteru.
Do tego pełna determinacja. A jeszcze podejście nie: "opanować zestaw technik", ale "opanować podstawowe zasady i metody, by móc je dostosować do zmiennej sytuacji". No tak, wszystko to brzmi jak pusta teoria. Ktoś kto nie ćwiczył, z reguły zupełnie nawet nie łapie o czym mowa. A poza sytuacją extremalnego zagrożenia nie da się tego w pełni sprawdzić. Ale, gdy nie stosuje się tych wszystkich możliwości, a już tylko elementy tego wystarczą by zaskoczyć boksera, czy kick-boxera, czy thai boxera, to już daje pojęcie o możliwościach, gdyby to użyć na maxa. Fakt, że parterem się nie zajmujemy. Ale w stójce i zwarciu robimy rzeczy extra.
Nie przekonujące?
Twierdzenie, że kung-fu jest denne, bo nie wygrało w UFC jest bardziej przekonujące?
Zresztą ja nie mam wątpliwości, że yiquan ma walory (koncepcje i metody treningowe), które sprawiają, ze niezależnie od regulaminu, możliwe jest wykorzystanie elementów yiquan dla poprawy skuteczności w danej formule regulaminu. Tyle tylko, że to świadczy tylko o wybranych i dostosowanych do potrzeb metodach treningowych, a nie o yiquan jako takim, bo to to można tak do końca sprawdzić tylko w walce wręcz pozbawionej jakichkolwiek reguł, a takich porządny człowiek unika.
Natomiast skąd się bierze moja pozytywna opinia o skuteczności xingyi i bagua? Z ich podobieństwa do yiquanu. I ze znajomości paru faktów. Nie walk sportowych. Po prostu sparingów. Ludzi którzy takie rzeczy jak boks dobrze znali, a stwierdzili, że są rzeczy lepsze.
I tak to jest. Nie da się, w sposób wszystkich przekonujący, podać na tacy dowodu na wyjątkową skuteczność w realnej walce jakiegoś stylu kung-fu.
Oczywiście, gdy coś nie jest weryfikowane w praktyce, z czasem się wynaturza. Dzisiaj niektórzy mówią, że ich styl jest na pewno skuteczny, bo ćwiczą tak jak mistrz 200 lat temu. No to plotą bzdury. Bo elementem nauki 200 lat temu były nagminne pojedynki i ciągle w praktyce weryfikowana była wartość metod treningowych i ich sens. Gdy brakuje praktyki, to się robi zabawa w głuchy telefon. I tak jest również w tych kilku systemach o których tu mowa. A dzisiaj jest zupełnie inna sytuacja. Czy walki sportowe, czy treningowe sparingi to mniej lub bardziej ograniczone symulacje "wolnej walki". Weryfikacja odbywa się w tych granicach. Zawody? O.K., fajnie, dużo da się sprawdzić, zupełnie inna sytuacja psychiczna niż sparing z kumplem na treningu. Ale kto wpadł na pomysł żeby abolutyzować wyniki zawodów? Sparingi? Great! Najlepiej bawić się z ludźmi ćwiczącymi różne rzeczy i się rozwijać. Ale kwestia bezpieczeństwa! Tego nie zrobię na full, bo to niebezpieczne, no to ty dzięki temu możesz coś zrobić. Ale to nie jest dowód, że twoje jest najlepsze. Jedni bardziej są skłonni uważać, że to co mogą przećwiczyć NAPRAWDĘ na full w sparingu to wszystko co da się w ogóle zastosować. I nie chcą ćwiczyć niczego poza tym. A inni są skłonni do założenia, że pewne rzeczy nie dające się do końca stosować w sparingu, ale dające się przećwiczyć inaczej mogą mieć sens w starciu na ulicy. Zwłaszcza że wielu udało się w starciach na ulicy użyć pomyślnie rzeczy, których nie da się w pełni i wielokrotnie ćwiczyć na sparingu - ataki na oczy, gryzienie, czy powodowanie złamań i zwichnięć - no jak im się to mogło udać, skoro na treningu nie wykonali 1000 złamań ręki partnera?