Witam,
Do sedna. Niestety od około 1,5 roku "cierpię" na zerowe libido. Zero ochoty, zero myśli na ten temat. Z takim libido mógłbym być księdzem.
Mocno zainteresowałem się tematem, odwiedziłem kilku lekarzy. Najpierw jednak, przedstawię wyniki wykonanych badań:
Testosteron (kilkukrotnie badany) - przy normach 280 do 800: pierwszy wynik 350, drugi wynik 320, trzeci wynik 270, czwarty wynik 370. Badania robione w 1-2 miesięcznych odstępach czasu.
Wolny testosteron - normy od 4 do 40: wynik 8,5.
FSH - normy od 1,5 do 12,4: wynik 2,2.
LH - normy od 1,7 do 8,6: wynik 5,2
Pozostałe wyniki bardzo dobre, tarczyca, cukier, itd.
Wyniki analizowane były przez dwóch lekarzy:
najpierw urologa - przepisał testosteron z jelfy, kuracja 12 tyg, jednak nie wyjaśnił mi przyczyn, co może się dziać, a byłem ciekaw, dlateego udałem się do endokrynologa. Ten stwierdził, że wszystkie wyniki są OK, i że dobrze, że nie brałem testosteronu. Przepisał Clostilbegyt, czyt. Clomid (połówka minimalnej dawki) przez 3 miechy. Minął drugi miesiąc i dalej lipa.
Mam pytania - co zrobilibyście teraz na moim miejscu? Gdzie się udać?
Kolejne pytanie - jeśli zdecydowałbym się wziąć testosteron...czy to jest tak, że jeśli biorę np. 200 mg tygodniowo...czy to znaczy, że poziom mojego teścia wynosić będzie 200? Czy to się jakoś kumuluje? Czy nawet małe dawki blokują organizm?
Urolog stwierdził, że chce dać taką dawkę właśnie (200) aby rozpędzić jądra do produkcji teścia...
Czy ma tu ktoś jakąś pomocną radę.
Ratujcie, bo z laską mi się już tragicznie układa.