Jak sie Wam trenuje/trenowalo w Chinach?
Napisano Ponad rok temu
Jestem ciekawy Waszych wrazen. Interesuje mnie np. jak poznaliscie Waszego nauczyciela, ktos Was rekomendowal czy sami sie zglosiliscie? Jak wygladalo pierwsze spotkanie z instruktorem i wspoltrenujacymi? Jak w Chinach wyglada placenie za treningi? Jak Was traktuja/traktowali wspolcwiczacy? Czy treningi sa podobne do naszych, czy sa widoczne jakies roznice? Czy bylo/jest duzo sparringow? Jak sobie radziliscie w walkach? Jak czesto trenujecie/trenowaliscie itd. Czyms zdziwiliscie Chinczykow? Oni Was czyms zaskakiwali? Jak wygladalo porozumiewanie sie z nauczycielem? Czy zawsze wiedzieliscie, jak nalezy sie zachowac?
Tomek troche tu wspominal o tych sprawach, ale ja bym chcial nieco wiecej. Powspominajcie troche :-)
Dacheng i Tomek moga sie czuc wywolani do tablicy... kto stad jeszcze trenowal w Chinach? Mam nadzieje, ze nie tylko ja jestem zainteresowany anekdotami...
Napisano Ponad rok temu
co prawda nie mogę porównywać się z Tomkiem jeśli chodzi o długość pobytu, ale z około 2 miesięcznego wyjazdu wyniosłem sporo wrażeń.
Pojechaliśmy z naszym Nauczycielem i kolegami w 2000 na zawody do Qingdao, a później do Mistrza Yu do Yantai. Dla mnie był to pierwszy wyjazd do Chin i choć wielokrotnie (nawet do 3 miesięcy) Mistrz przebywał w Polsce pobyt u niego był sporym przeżyciem. Byliśmy w pełni lata, więc pierwszym utrudnieniem był upał, który mnie osobiście najbardziej dawał się we znaki, mimo że ćwiczyliśmy wczesnym rankiem i póżnym wieczorem. Generalnie, jeśli chodzi o nastawienie Chińczyków do nas - uczniowie Mistrza bardzo o.k., na zasadzie rodziny - reszta raczej wątpiła by białas mógł się nauczyć dobrego gong fu i to jeszcze do walki.
Następnym szokiem były proszone kolacje, a często wczesne obiady :-) , albo i jedno i drugie, które obfitowały w toasty (zwykle do dna). Nie wylewam za kołnierz, podobnie chłopaki - ale ostro było. Siedzi paru facetów i każdy się chce z tobą napić - a ty jesteś jeden, potem drugi, potem wszyscy, potem za gości, potem za mistrza, potem za fundatora, potem z nowu z tobą itd. ... Mnie osobiście zabijała chińska brandy. No i jeszcze tzw. " social games " przy stole, jak mawia znajomy Australijczyk. Pewne ogólne zasady zachowania, bez przesady oczywiście, ale mile widziane - kiedy się białas z długim nosem w nich orientuje .
Jeśli chodzi o różnice w treningu, to my praktycznie ćwiczymy podobnie. Wzbudzaliśmy tylko zaciekawienie przechodniów faktem, iż jesteśmy obcokrajowcami.
Z zabawnych historii - kiedyś pojechaliśmy popatrzeć na "okręgowe" zawody. W przerwie Mistrz zabrał nas na zakrapiany i bardzo obfity obiadek. Zjedliśmy dużo, jeszcze przez Yu zachęcani. Skończyliśmy, a mistrz mówi: " No to odpocznijcie 30 minut bo będziecie robić pokaz " 8O . My na to, że nie mamy nawet strojów. " O.k. nie ma problemu, załatwimy od znajomych zawodników ". Mnie się trafiły trampki o dwa numery za duże i fartuszek co to się w nim spociło chyba trzech Chińczyków, których głównym pożywieniem przez wiele lat musiał być czosnek. Dla mnie traumatyczne przeżycie. I to jeszcze przed grupą znanych nauczycieli, więc jakby nie wyszło to wstyd dla Mistrza i dla naszego Nauczyciela. No ale jakoś tam wyszło.... Takich sprawdzianów było jeszcze kilka, teraz wspominam je miło, ale wtedy był mały stresik.
Generalnie przekonałem się, że możemy być równie dobrzy, trzeba tylko mocno ćwiczyć i mieć dobrego nauczyciela - nie ma wielkich tajemnic.
Napisano Ponad rok temu
Ilu Was bylo z Polski? Byli tam jeszcze jacys inni biali? Z opisu wnosze, ze obroniliscie nasz honor, ale.. jakie wrazenia ze sparringow? Uwazasz, ze ludzie sa tam rzeczywiscie lepsi technicznie? Latwiej tam znalezc godnego przeciwnika niz u nas?
Wiecej czasu poswiecaliscie na formy czy na przygotowanie do sparringow?
Jakie tam w Chinach panuje zwyczaje podczas sparringow? Sa jakies roznice w stosunku do tego, co robicie w Polsce?
Skoro nie mieliscie za dlugiego stazu w Chinach, to jak porozumiewaliscie sie z Mistrzem? Mieliscie kogos, kto mowil po chinsku, czy uzywaliscie angielskiego?
Miales okazje skrzyzowac rece ze swoim Mistrzem? Podczas pokazu, demonstracji techniki, sparringu? Jak bylo?
Cwiczyliscie z bronia?
Napisano Ponad rok temu
Interesuje mnie np. jak poznaliscie Waszego nauczyciela, ktos Was rekomendowal czy sami sie zglosiliscie?
Ja akurat ćwiczyłem w Chinach u paru różnych ludzi, i trafiałem do nich w różny sposób. Były i rekomendacje, i świadome szukanie, i przypadki, i nawet sytuacje, gdy jakiś nauczyciel próbował "wyłuskać" mnie z innej szkoły :-) To ostatnie jest ostatnio trzeba przyznać typowe, bo kasa ma dzisiaj o wiele większe znaczenie niż gdy tam byłem po raz pierwszy - 1989-1991.
Do mojego obecnego nauczyciela trafiłem, szukając. Po prostu najpierw było zainteresowanie tym systemem, a później szukanie mistrza. Parę prób niesatysfakcjonujących. Stopniowo zdobyłem lepsze rozeznanie w kto jest kto, i kto ma pojęcie o rzeczy, i szukanie zaczęło być bardziej sprecyzowane. W końcu dotarłem do mojego obecnego nauczyciela. Bez rekomendacji. Przyjechałem, zapytał u kogo ćwiczyłem (sprawdził później), poprosił żebym parę rzeczy zademonstrował i zacząłem naukę.
Teraz samo rozpoczęcie nauki nie jest problemem. Płacisz i zaczynasz naukę. Płaci się dużo, zwłaszcza na początku (chyba, że trafiasz przez rekomendację). Natomiast cała kwestia w tym co dalej. Czyli, czy nauczyciel cię naprawdę zaakceptuje i poprowadzi dalej..
Czy treningi sa podobne do naszych, czy sa widoczne jakies roznice?
Tutaj siebie zacytuję:
"Przede wszystkim w Chinach bardzo rzadko spotykałem się z czymś co w Polsce wydaje się tak oczywiste, że inne opcje są niemal nie do pomyślenia, a mianowicie z treningiem w sali. Oczywiście jeśli ktoś dysponuje salą, to z niej korzysta, zwłaszcza w wypadku niepogody. Natomiast generalnie wynajmowanie sali, nawet gdy kogoś na to stać, uważane jest zwykle za zbędny i nieuzasadniony wydatek. Tak więc nawet ci najwięksi, najsłynniejsi mistrzowie zwykle prowadzą zajęcia na powietrzu. Spotykałem się u nas czasem z pogardliwymi opiniami o "parkowym kung-fu". Prawdą jest, że większość ćwiczących w parkach nie prezentuje wysokiego poziomu, ale opinia, że jest podział na kung-fu "parkowe", o niskim poziomie i dobre - "pozaparkowe" jest pozbawiona podstaw. Wprawdzie w tłumie ćwiczących w parkach, trudno wypatrzyć kogoś dobrego, ale jednak można tam spotkać największych mistrzów tradycyjnego kung-fu, także szefów organizacji poszczególnych styli. U Feng Zhiqianga uczyłem się w weekendy w parku Tiantan. W tym samym parku w weekendy bywał Deng Jie i wielu innych znanych przedstawicieli stylu Chen taijiquan. Lei Muni działał w parku Yuetan. Słynny Wu Tunan nauczał w parku Zizhuyuan. W tymże parku można było spotkać także dość znanego Shi Minga. Zhou Yi nauczał na betonowym placyku na terenie campusu Beiwai'u. Wang Peisheng, który przyjeżdżał na Beiwai raz w tygodniu uczył w małym ogródku pomiędzy dwoma akademikami. Wang Yufang też zwykła nauczać na powietrzu, na terenie Pałacu Kultury Ludu Pracującego. Yao Chengguang naucza w parku Nanguan, a jego brat Yao Chengrong na dziedzińcu świątyni Baidasi. Podobnie wielu innych znanych mistrzów. Często wystarczy placyk koło domu, lub wręcz chodnik przy ulicy, by odbyła się lekcja pod okiem jednego z najsłynniejszych mistrzów. Oczywiście tutaj mówię o mistrzach autentycznego kung-fu/wushu, zwanego chuantong wushu (tradycyjne wushu) lub minjian wushu (wushu wśród ludu). Trochę inaczej jest z tzw. xiandai wushu (nowoczesne wushu) lub jingsai wushu (sportowe wushu), ale ono pozostaje poza obszarem moich zainteresowań.
Następna kwestia to strój. Oczywiście na pokazach i uroczystościach przedstawiciele jednej szkoły występują w jednolitych, odświętnych strojach. Jednak normalnie ćwiczy się zależnie od pogody, w krótkich spodenkach lub w dresie lub w jakimkolwiek luźnym stroju. Zdarza się widzieć biznesmenów, którzy po pracy przychodzą na trening i czasem tylko zdejmują krawat. Jeśli jest ciepło, to może jeszcze marynarkę, albo i koszulę. Tak to po prostu wygląda. Jednolite stroje, równe rzędy i ściśle określony ceremoniał, to coś co się wprawdzie czasem spotyka, ale w gruncie rzeczy jest to wyjątek, nie reguła.
Przyzwyczajonym do treningów sztuk walki w Polsce, zajęcia w Chinach mogą się wydać nieco "niezorganizowane". Zamiast równych rzędów ludzi ubranych w jednolite stroje, tutaj każdy ubrany jest inaczej i często bywa tak, że i ćwiczy w danym momencie coś innego niż inni. Czasem nauczyciel demonstruje lub objaśnia coś wszystkim lub części uczniów, i wtedy widać grupę ćwiczących to samo, lub w grupie ćwiczących różne rzeczy pojawia się podgrupa ćwiczących to samo. Atmosfera bywa dość luźna. Rzadko zdarza się ćwiczenie na komendę. Narzucanie dyscypliny ćwiczeń niekoniecznie musi należeć do nauczyciela. Nauczyciel zwykle obserwuje uczniów, i traktuje ich w zależności od tego jak się przykładają do nauki i treningu. Jeśli ktoś się obija, to nauczyciel nie traktuje go poważnie, a więc ktoś taki wiele się nie nauczy.
Oczywiście proszę nie traktować tego co powiedziałem jako jakiegoś jedynego wzorca treningu w Chinach. Mówię tu tylko, o pewnym podejściu, z którym jednak najczęściej się spotykałem. Nie znaczy to, że nie istnieją inne. Zwracam też uwagę, że mówię o minjian wushu, czyli mówiąc inaczej: o autentycznym kung-fu, a nie o tym co się robi państwowych instytutach.
Jeśli natomiast chodzi o samą istotę treningu w Chinach, to też może to wyglądać różnie. Zależy to od poziomu jaki prezentuje dany instruktor, ale także od tego, kogo uczy. Być może będzie to nadmierne generalizowanie, ale bardzo często jest tak, że ucznia którego nie traktuje się poważnie uczy się form, natomiast tego, którego nauczyciel naprawdę chce czegoś nauczyć uczy rzeczy, które laikowi mogą się wydać mniej atrakcyjne i mniej ważne, czyli ćwiczeń określanych jako jibengong (ćwiczenia podstawowe). Jednak to ci, w których treningu nacisk był kładziony na te mało efektowne ćwiczenia osiągają później znacznie wyższy poziom."
Czy bylo/jest duzo sparringow?
Dużo sparingów tui shou i san shou.
Jak sobie radziliscie w walkach?
Różnie. Generalnie nie ma tam aż tak wielu ludzi, którzy prezentują bardzo wysoki poziom. Po prostu niewielu jest tak naprawdę poważnie zainteresowanych nauką. Dla młodego Chińczyka ciekawszą rzeczą jest pójść na hanbao do Maidanglao (hamburgera do McDonalds'a) niż na trening. Więc to nie jest tak, że czeka tam tłum fajterów, ale np. goście, którzy tak se przychodzą na zajęcia dla towarzystwa, albo tacy, którzy przyjeżdżają na paromiesięczny intensywny kurs, żeby dostać dyplom, który ułatwi im uzyskanie np. posady "ochroniarza" (dałem cudzysłów, żeby ktoś sobie nie zaczął wyobrażać, że chodzi o jakiegoś super bodyguarda - chodzi raczej o posadę typu portiera, czy pilnowacza w supermarkecie), dostanie się do policji, albo armii (armia jest tam w 100% ochotnicza i bywa w niektórych miastach na prowincji po kilkudziesięciu kandydatów na miejsce, więc taki dyplom w jakimś stopniu zwiększa szanse przyjęcia). Ale są też goście, którzy spędzają u Yao np. 3 lata trenując full-time, albo jego asystenci po 7-8 latach treningu full time pod jego okiem. I tacy stanowią niesamowite wyzwanie. Ale nie są liczni. Akurat w zeszłym roku trafiliśmy do Pekinu przed turniejem tui shou i wtedy zebrało się razem więcej z tych lepszych uczniów Yao. Sparingi tui shou były ostre, moja klata jeszcze jakiś czas po powrocie do Polski, to był jeden wielki, czarny siniak. Parę "przypadkowych" dźgnięć w krtań też zaliczyłem. Ale normalnie ani w tui shou, ani w san shou nie walczymy tak ostro. Na spokojnie, na tzw. "macanie siły".
Jak czesto trenujecie/trenowaliscie itd.
Gdy jeździmy do Yao ćwiczymy od poniedzialku do piątku 2 razy dziennie. Rano ok. 2 godziny (niby 3, ale w tym trochę picia herbaty, trochę rozmowy) prywatnych lekcji u Yao (chyba, że Yao ma coś do załatwienia, to robimy w taki dzień więcej zwiedzania Pekinu), i po południu 3 godziny z wszystkimi. W niedzielę 3 godziny wspólnych zajęć rano. Niedzielne popołudnia zawsze wolne.
Jak wygladalo porozumiewanie sie z nauczycielem? Czy zawsze wiedzieliscie, jak nalezy sie zachowac?
Nie zawsze. Ale 3 lata studiowania chińskiego i kultury chińskiej przed pierwszym wyjazdem do Chin. Dwa lata w Pekinie. I później wielokrotne krotsze wyjazdy. Stopniowo człowiek się uczy.
Napisano Ponad rok temu
[quote]Interesuje mnie np. jak poznaliscie Waszego nauczyciela, ktos Was rekomendowal czy sami sie zglosiliscie? [/quote]
ja wiedzac ze jade do Chin nie chcialem tracic czasu na szukanie mistrza bo szczerze wiedzialem juz ze w Chinach jest mnostwo naciagaczy i oszustow polujacych na takich jak ja, dlatego tez poprosilem Slawka o numer do Jarka ktory wiedzialem ze mieszka dlugo w Chinach i nawiazalem z nim kontakt. poniewaz wiedzialem ze chce cwiczyc baguazhang powstalo pytanie jaki style, Jarek bpomogl mi wybrac styl i zasugerowal mistrza tego stylu
[quote]Jak wygladalo pierwsze spotkanie z instruktorem i wspoltrenujacymi? [/quote]
normalnie, zobaczyli bialego i widzieli dolary.... , wiesz szczerze w pekinie bialy uczen to nie jest zaden powod do specjalnej dumy to po prostu kasa ktora Ci przynosi, chinczycy to ludzie raczej biedni i bialy uczen to zrodlo kasy dla nich i actualnie co poniektorzy spiewaja po 40 dolarow za 45 nauki i maja mnostwo chetnych, ja oczywiscie mowie o znanych slawach tai ji quan
[quote]Jak w Chinach wyglada placenie za treningi? [/quote]
normalnie placi sie tygodniowo, miesiecznie, lub po kazdym trenigu
tak jak mowil Andrzej na poczatku sie placi bardzo duzo, jak mistrz widzi zaangazowanie to daje ryczalt , potem co poniektorzy cwicza na wet za darmo ale to juz sa prawie "dzieci" tzn osoby co maja z mistrzem pewien rodzaj zwiazku i traktuje ich jak cos w rodzaju synow
[quote]Jak Was traktuja/traktowali wspolcwiczacy? [/quote]
na poczatku jak bialego debila wiesz Chinczycy sa bardzo rasistowscy i nawet cmiok z niepelnym podstawowym ktory nigdy nie cwiczyl kung fu bedzie uwazal ze wie wiecej od bialego poniewaz kung fu jest chinskie i oni jako chinczycy wiedza lepiej
na poczatku kazdemu sie wydawalo ze jest niewiadomo jak madry i moj nauczyciel ma w sekcji paru rasistow (zeby bylo smieszniej sa oni rowniez czlonkami partii ) ktorym to od poczatku niepodobalo sie ze mnie uczy....
wiesz oni przymykali oczy na takich co przyjezdzaja raz na rok na 1-2 tygodnie bo wiedzieli ze taki sie duzo nie nauczy ale ja ktory siedze juz 3 lata i ciagle sie ucze (z przerwami na choroby i kontuzje) to juz im sie nie podoba i chcesz wierzyc czy nie ale w tym roku grupa uczniow mojego nauczyciela zazadala od niego oficjalnie zeby przestal mnie uczyc bo ich zdaniem juz i tak za duzo umiem i bialy nie powinien tyle umiec....
ciekawe jest ze Ci ktorzy zazadali to sami ciezko nie cwicza, pojawiaja sie na treningach rtaz na pare miesiecy czasami ale uwazaja ze sa boscy :twisted:
inni ktorzy ciezko cwicza lubia mnie w miare, czesto ze mna rozmawiaja oprocz jednego komunisty, ktorego nienawisc do mnie jest wrecz namacalna
[quote]Czy treningi sa podobne do naszych, czy sa widoczne jakies roznice? [/quote]
trenigi sa techniczne, nikt nie wymaga biegow, skokow czy pompek, sile cwiczy sie samemu
[quote]Czy bylo/jest duzo sparringow? [/quote]
no ja na poczatku mielm tylko dwa czy trzy sparingi z osobami ktore chcialy mi cos udowodnic ale ja cwiczylem wczesniej duzo rzeczy a oni nie cwicza walki wiec to nie byl problem
99% uczniow mojego nauczyciela nie jest zainteresowanych cwiczenia w parach, walkami itd, cwicza sobie formy ale zabawne jest ze sa przekonani ze potrafia sie bic , niestety w Pekinie tacy uczniowie to normalka i ciezko jest znalesc kogos co chce cwiczyc walke,
ja szukalem partnera do treningow dajac ogloszenie w gazecie dla obcokrajowcow i mialem dwoch ale jeden juz wyjechal :?
moj nauczyciel zawsze zacheca mnie do odwiedzin innych grup i szukania okazji do pocwiczenia z kims tam sparingu, czasami tak robie (teraz juz nie bo SARS) ale wiaze sie to czasami z ryzykiem...tzn. dopoki przegrywasz z Chinczykiem to jest fajnie i przyjacielsko, jak zaczynasz wygrywac to robi sie nieprzyjacielsko i gosc robi sie agresywny i chce Ci udowodnic swoja wyzszosc za wszelka cene i robi sie z tego prawdziwa walka....
przez takich oszolomow mialem pare uszkodzen bo umiawiamy sie na walke typu full speed no power i ja klepie kogos w policzek a gosc wreszcie majac swoja okazje wali mnie z calej sily lub umawiamy sie bez kopniec a gosc nagle kopie mnie z calej sily w kolano i ja nie lubie takich numerow....
to jest przez chinskie pojecie twarzy kiedy nie chca za wszelka cene przegrac z bialym....
mialem kiedys taka historie na urodzinach mojego nauczyciela kiedy jeden z tak zwanych niedzielnych uczniow lekko wstawiony zaczal sie przemadrzac ze niewazne ile ja bede cwiczyl to i tak on bedzie lepszy bo jest chinczykiem.... moj nauczyciel slyszac to zaczal sie pogardliwie rechotac i goisc oburzony zazadal sparingu ze mna na co uslyszal od mojego nauczyciele zeby siadl na dupie i przestal pieprzyc bez sensu i zeby nie probowal nawet ze mna wyskoczyc bo sobie sam krzywde zrobi.... i wyobraz sobie ze palant usilowal namuwic innego takiego co w miare dobrze cwiczy zeby mnie pobil
[quote]Jak sobie radziliscie w walkach? [/quote]
dziwne pytanie 8) raz dobrze raz gorzej
[quote]Jak czesto trenujecie/trenowaliscie itd. [/quote]
ja staram sie cwiczyc codziennie niestety praca itd, treningi za nauczycielem mam 4 razy w tygodniu po dwie godziny w grupie 3-4 osobowej
[quote]Czyms zdziwiliscie Chinczykow? [/quote]
ze mozna sie nauczyc kung fu nie bedac chinczykiem
[quote]Oni Was czyms zaskakiwali? [/quote]
gleboko posunietym tepolstwem i rasizmem..... oraz tym ze jest taki niski poziom kung fu tradycyjnego wsrod mlodego pokolenia...
naprawde dobre umiejetnosc maja jedynie jednostki i stare pokolenie, mlodzi to za duzo gadaja a za malo cwicza
[quote]Jak wygladalo porozumiewanie sie z nauczycielem? Czy zawsze wiedzieliscie, jak nalezy sie zachowac?[/quote]
na poczatku bylo ciezko bo nie znalem dobrze chinskiego nie rozumialem co sie do mnie mowi, teraz jest ok ale ja osobiscie nie przejmuje sie jak mam sie zachowywac... dlaczego bo jestem bialy i to skrzetnie wykorzystuje :twisted: jak? podam przyklad wiekszosc chinczykow boi sie zapytac mistrza o cokolwiek ja od razu pytam, mecze i uzyskuje odpowiedzi, jest to czasami zabawne bo na trenigu jak zadaje pytanie to zbiega sie cala okolicy zeby posluchac odpowiedzi
malpujac zachowania chinczykow niczego sie nie osiagnie poza rozbawieniem towarzystwa lepiej wiec byc soba bo oni wiedza ze wygladasz inaczej wiec mnostwo rzeczy ma sie wybaczone a i zyc jest latwiej
uf ale sie ropisalem
Napisano Ponad rok temu
W Chinach nie bylem ale mialem okazje poznac srodowisko Azjatow z
Chinatown na Brooklynie gdzie mieszkam i od czasu do czasu na Manhattanie. Istny koszmar... W Ameryce liczy sie kasa i kazdy Chinczyk o tym wie, nie odczuwa sie tu komuny jak w Chinach ale za to widac ze oni trzymaja sie razem i nie chetnie dopuszczaja bialych do siebie.
Napisano Ponad rok temu
lepiej wiec byc soba
Podzielam ten poglad.
uf ale sie ropisalem
Ale za to ciekawie. Mam nadzieje ze to nie koniec... Dacheng w przyplywie wolnego czasu moze jeszcze cos opowie... Fajnie jest sie dowiedziec jak wyglada zderzenie mitow o kung fu z rzeczywistoscia...
Szczerze mowiac nie spodziewalem sie, ze bialy moze byc az tak bardzo nieakceptowany...
Wyglada na to, Tomku, ze robisz tam za zlego bialego, zywcem wyjetego z chinskiego filmu o kung-fu
Napisano Ponad rok temu
Wyglada na to, Tomku, ze robisz tam za zlego bialego, zywcem wyjetego z chinskiego filmu o kung-fu
gralem juz w filmach w Chinach np. zlego zolnierza niemieckiego co z kolegami palac cesarski rabowal
startowalem na role w filmie kopanym na zly character ale mnie nie wybrali bo pan wybierajacy mi powiedzial ze nie wygladam na zly bialy character i w dodatku jego sekretarka chce sie ze mna umowic
wybrano w koncu lysego ruska, z polamanym nosem i takich czewona mordka jakby od przepicia...
Napisano Ponad rok temu
normalnie placi sie tygodniowo, miesiecznie, lub po kazdym trenigu
Moge zapytac ile srednio placi poczatkujacy bialy w takiej grupie? Rozumiem, ze to zalezy od wielu czynnikow, ale jakis przedzial mozna wyznaczyc...
moj nauczyciel zawsze zacheca mnie do odwiedzin innych grup i szukania okazji do pocwiczenia z kims tam sparingu, czasami tak robie
Jak to wyglada? To sa zupelnie Ci nieznani ludzie? Cwiczy sobie gdzies jakas grupa w parku, podchodzisz do nich i mowisz, ze chcialbys sprobowac z nimi sparringu? Opisz to dokladniej. Ciekawi mnie, w jaki sposob proponujesz sparring i jak oni na to reaguja... To musi budzic zdziwienie. Jak unikasz wywolania wrazenia ze przyszedles by udowodnic wszystkim obecnym, ze sa zerami w kung fu i im dokopiesz?
Wyobrazilem sobie podobna sytuacje w Polsce... i szczerze mowiac, po takiej propozycji w zupelnie nieznanej sekcji spodziewalbym sie raczej sparringu na full (ewentualnie zlagodzonego, jesli challenger by sobie nie radzil), a nie technicznego przyjacielskiego oklepywania. Wiec jesli tylko czasami dochodzi do ostrzejszej wymiany w takiej sytuacji, to ludzie kung fu sa tam bardzo otwarci i przyjacielscy
Napisano Ponad rok temu
Moge zapytac ile srednio placi poczatkujacy bialy w takiej grupie? Rozumiem, ze to zalezy od wielu czynnikow, ale jakis przedzial mozna wyznaczyc...
no moj nauczyciel zada teraz od tych poczatkujacych od 15-20 USD czasami troche taniej zalezy do tego czy jestes z USA czy nie (oni maja drozej) aha Japonce tez drogo placa
w Pekinie masz rostrzal od 10 do 50 dolorow za lekcje, czasami indywidualne a czasami nawet w grupie po 20 osob
Jak to wyglada? To sa zupelnie Ci nieznani ludzie? Cwiczy sobie gdzies jakas grupa w parku, podchodzisz do nich i mowisz, ze chcialbys sprobowac z nimi sparringu? Opisz to dokladniej. Ciekawi mnie, w jaki sposob proponujesz sparring i jak oni na to reaguja... To musi budzic zdziwienie. Jak unikasz wywolania wrazenia ze przyszedles by udowodnic wszystkim obecnym, ze sa zerami w kung fu i im dokopiesz?
wiesz ja zawsze prawie przychodze z kims albo najpierw dzwonie do mistrza ktory to prowadzi ze chcialbym przyjsc obejrzec trening, kulturalnie sie przedstawiam i gadam sobie z mistrzem obserwujac trenig jak cos ciekawego zobacze to prosze zeby to na mnie pokazac, sprobuje czasem jakis pchajacych dloni i potem czasem poprosze o to zebym chcial sie czegos nauczyc lub poprzepychac z kim, jak np poszedlem do tong beiowcow to mistrz sam mi najpierw zaproponowal tuisho, potem lekki sparing a potem musialem z paroma osobami wyskoczyc i teraz zawsze jak przyjde (kurde przez ten SARS dawno nie bylem) to sobie sparuje z kims tam z jego uczniow zawsze on wskazuje z kims, czasami z nim...
wiesz duzo sekcji co odwiedzilem nie mialo co do pokazania, np. widzac ze poziom jest niski dziekowalem i szedlem sobie, czy to po probie demonstracji mi jakiegos zastosowania czy tuishou, czasami najpierw sie zaprzyjazniam, przyjde pare razy jak widze ze warto jak mnie zaczynaju tolerowac to poprosze o jakies przepychanki....
zabawne jest to wiekszosc starych mistrzow jak zobaczy ze cos tam umiesz to chetnie Ci cos tam tlumacza i pokazuja, ich uczniowie gorzej....
ale masz racje narobilem sobie rowniez i wrogow....
ale zeby nie wprowadzac niekogo w blad ja nie jestem zadnym superkilerem czy cos tam, jak cieniutki jestem ja wyznaje zasade ze nawet przegrywajac czegos sie ucze
Napisano Ponad rok temu
no moj nauczyciel zada teraz od tych poczatkujacych od 15-20 USD czasami troche taniej
8O Uczenie bialych to jest tam w takim razie super fucha
Napisano Ponad rok temu
Super temat Haqqax, dzieki Ci za to
Tym co sie wypowiedzieli tez :wink:
K.
Napisano Ponad rok temu
1Piotrze, wybacz, ze nie pamietam ani nie poznaje po nazwisku Mistrza, ale... jaki styl cwiczysz?
2Ilu Was bylo z Polski?
3 Uwazasz, ze ludzie sa tam rzeczywiscie lepsi technicznie? Latwiej tam znalezc godnego przeciwnika niz u nas?
4Wiecej czasu poswiecaliscie na formy czy na przygotowanie do sparringow?
5Jakie tam w Chinach panuje zwyczaje podczas sparringow? Sa jakies roznice w stosunku do tego, co robicie w Polsce?
6Skoro nie mieliscie za dlugiego stazu w Chinach, to jak porozumiewaliscie sie z Mistrzem? Mieliscie kogos, kto mowil po chinsku, czy uzywaliscie angielskiego?
7Miales okazje skrzyzowac rece ze swoim Mistrzem? Podczas pokazu, demonstracji techniki, sparringu? Jak bylo?
8Cwiczyliscie z bronia?
Witam,
odpowiem może w pkt.:
1 tang lang quan
2 wtedy 4 osoby
3 jest tam więcej dobrych nauczycieli, więc i dobrych uczniów. Choć tradycyjne gong fu umiera, wciąż jest tam więcej zainteresowanych niż w Polsce :-) .
Godny przeciwnik? Zawsze jest ktoś lepszy, nie trzeba jechać do Chin. Osobiście mam do tego inne podejście, nieco bardziej przyziemne chyba :wink: .
4 akurat wtedy więcej czasu poświęciliśmy na ćwiczenia podstawowe i formy. Bez dobrych podstaw nie pójdzie się wyżej.
5 nie - to jest dokładnie to samo. Jeśli chodzi o zwyczaje to nie zauważyłem nic szczególnego, tyle tylko że się wszyscy gapią np. z przystanku autobusowego .
6 trochę chiński, czasem za pośrednictwem angielski. I trochę polski , który Mistrz Yu będąc wiele razy w Polsce notował sobie w zeszyciku (pewne zwroty i słówka oczywiście). Potem wielokrotnie zaskakiwał nas wtrącając polskie zwroty i słowa, śmiejąc się z naszego często bardzo dużego zdziwienia. Jest człowiekiem o dużym poczuciu humoru.
7 tak, jeszcze w Polsce przy którymś z pobytów miałem wątpliwości co do zastosowania pewnego ruchu. Jak było? Szybko i bolało, ale zrozumiałem od razu :-) , także to że mnie zrobił 60 letni facet, ale już chyba tu o tym pisałem. Uważam, że bardzo ważne jest przekonanie o dobrym poziomie człowieka, który cię uczy. Że to co ci przekazuje ma sens. Ja miałem szczęście trafić w Polsce za pierwszym razem.
8 tak
miłego weekend'u
Napisano Ponad rok temu
nie przejmuje sie jak mam sie zachowywac
Ja też nie zachowuję się jak Chińczyk. No może trochę. Chińczycy mówią, że zachowuję się jak pół-chińczyk. Bo jednak pewnymi zachowaniami się nasiąka z czasem. Ale ja nie staram się zachowywać jak Chińczyk. Natomiast staram się rozumieć, co znaczy określone zachowanie Chińczyka. Łatwiej wtedy dojść do porozumienia. Natomiast zawsze, gdy widzę, że ktoś oczekuje, żebym się zachował jak Chińczyk, zaczynam po prostu opowiadać o naszych zwyczajach, przyzwyczajeniach i normach. Efekty są np takie, że np. .... żona mistrza próbuje dla mnie przygotowywać potrawy z ziemniaków :-) .
Napisano Ponad rok temu
nie zachowuję się jak Chińczyk. (...) Efekty są np takie, że np. .... żona mistrza próbuje dla mnie przygotowywać potrawy z ziemniaków :-) .
W Chinach mowilem co myslalem, wyjawszy moje opinie o chinskiej kuchni... obawialem sie, ze uraze tym narodowe uczucia Chinczykow. :wink:
Ale mieli tam jakas potrawe z niedogotowanych ziemniakow pokrojonych w cieniutkie niteczki. To bylo nawet dobre, ale to moze tylko dzieki kontrastowi z innymi specjalami.
Ale gadajmy raczej o wrazeniach z treningow w Chinach... Chyba, ze temat sie wyczerpal...
Napisano Ponad rok temu
Wrażenia z treningów? To tak parę luźnych impresji.
Stara część Pekinu, tzw hutongi (rodzaj wąskich uliczek), generalnie zabudowa siheyuan - czworokąt, na zewnątrz ślepe ściany, wewnątrz podwórko, standardowo mieszkaly w czymś takim cztery rodziny - jedna na każdy bok czworokąta, ale obecnie mieszka więcej, po pokoiku, dwa na rodzinę, dodatkowe dobudówki na wewnętrznym podwórku itp. W czymś takim mieszka Yao, tyle że to nie jest typowy siheyuan, a była świątynka. Z powodu dodatkowej zabudowy, przejścia są szerokości od 60cm do metra lub trochę więcej. I tam odbywają się nasze poranne prywatne treningi. Jest tam taki skrawek z 3x3 metry, i tam się fajnie tui shou ćwiczy. Jakieś miski stoją oparte o ściany, nad głowami na sznurach suszy się bielizna, z podłoża wystają kamienie i cegły, na tym leży jakaś płyta chodnikowa, co się chybocze, jak na nią nastąpisz, a my tam swobodne tui shou odstawiamy.
Jacek ćwiczący uderzenie z krokiem okrężnym. Yao kawałkiem cegły na ścianie rysuje główkę z dwojgiem wielkich uszu i tłumaczy: "raz go w to ucho, a raz w to ucho".
Ktoś przenosi swój dobytek w inne miejsce, musimy się przenieść z ćwiczeniem gdzie indziej - ustawiamy się przed wejściem do toalety publicznej (takiej z dziurami w podłodze) i ćwiczymy.
Innym razem też brakuje nam miejsca "na podwórku", wychodzimy do hutongu na zewnątrz. Yao rzuca po ścianach jakiegoś choyleefutowca z Hongkongu, a my
ćwiczymy uderzenia na łapy. Dwie babcie, z "komitetu ulicznego" z czerwonymi opaskami na ramieniu podchodzą. Yao do nich: "Czego chcą, co sie gapią, wushu nie widziały?"
Przypętała się do parku Nanguan jakaś grupa Japończyków, z kamerami, aparatami. Jeden taki tłumacz, trochę mówi po chińsku, wtrąca słowa angielskie. Mówi, że jeden z nich jest 'japanese champion'. Pada chińskie słowo boji - z grubsza: wolna walka, angielskie shoot-fighting, czy shoot-wrestling. Prośba o pojedynek. Yao wystawia asystenta Bu Yi. Japończycy pytają gdzie i kiedy. Bu Yi odpowiada: tu i teraz. O.K. Bu Yi wyciąga ochraniacze od sanda. Japończyk, że chce walczyć bez ochraniaczy. Gdzie walczymy? Bu Yi: przejdźmy na tamten placyk. Placyk jest malutki i betonowy, dookoła stoją betonowe ławki, a z jednej strony taka porowata skałka z ostrymi krawędziami. Tutaj walczymy. Japonczyk osłupiały. Bu Yi: zaczynamy, i markuje pare uderzeń, a Japończyk pobladły nie reaguje. Tłumacz: nie, nie to nieporozumienie, chodziło tylko o to, żeby mistrz pokazał nam podstawy tui shou. No to za chwilę, Yao łączy ramiona z japanese champion, i se robi xuanfa fali. Japończyka obraca o 180 stopni wokół pionowej osi. Drugi kontakt, jesze raz xuanfa fa li. Trzeci raz, Japończyk próbuje skontrować i zostaje obrócony o 180 stopni w przeciwnym kierunku.
Kupiliśmy kije bailagan. Długość ok. 2 metry. Tak z pięć, czy sześć ich było. Związane razem w jeden gruby pęk. Przychodzimy na popołudniowy trening w parku Nanguan. Bu Yi bierze cały pęk, zaczyna potrząsać, a kijki zaczynają pięknie wibrować, wyginając się na przemian to w jedną, to w drugą stronę.
Yao dopytuje się, czy Marek i Jacek, nie mają jakichś pytań i wątpliwości: "Nie mają wątpliwości? Na pewno? Może jednak mają? Jeśli mają, to im wyjaśnię". No cóż, Marek i Jacek już widzieli co się dzialo z tymi, którzy mieli wątpliwości :-)
No dość tego impresionizmu, bo jeszcze nieopacznie zdradzę jakieś tajmnice kung-fu :-)
Napisano Ponad rok temu
Prośba o pojedynek. Yao wystawia asystenta Bu Yi.
Czesto sie takie rzeczy zdarzaja? To jednak troche jakby dziwne, przyjezdza jakis japonski champion i chce bic, prosze mi wybaczyc okreslenie :-) , amatorow trenujacych na chinskich podworkach. Mozna odniesc wrazenie, ze nawet chinski leszcz skopie kazdego japonskiego mistrza... :-)
Oczywiscie nie chce sie nabijac, i wiem ze nic takiego nie zostalo tu powiedziane, ale ciekawi mnie, czy tego typu ugrzecznione wyzwania, to jakas normalka? Jak czesto sie zdarzaja, na ile powazne sa to starcia? I czy zasady starcia nie chronia mistrza przed porazka?
O co mi chodzi - byłem swiadkiem jak jakas dama pouczala swego towarzysza w parku Ditan o niuansach pchajacych dloni w taiji. Nie rozumialem o czym mowili, ale jej towarzysz chyba mial watpliwosci co do prezentowanych racji. Troche sie z tego zrobila pokazowka, bo ja nie ukrywalem swego zainteresowania sprawa. Otoz staneli oni w pozycjach, dlonie sie zlaczyly i babka pokazala pare sposobow na wytracenie goscia z rownowagi. Oczywiscie nikt nie przesuwal stop, pelna taijiquanowska kultura, wszystko fair play. Gosciu nadal mial jakies watpliwosci, wiec babka z pewnoscia siebie mowi "OK, no to teraz ty naucz mnie, pokaz mi, pokaz" Gosc juz byl w niekorzystnej sytuacji, z zachwiana rownowaga i nie powazyl sie na zadna zdecydowana probe przelamania jej oporu. Wykonal kilka nieskoordynowanych ruchow i wycofal sie. Moim zdaniem zwyciestwo w takim pojedynku nie dowodzi niczego. To cos w rodzaju pokazu. Mozna z kims powalczyc, by poczuc techniki wykonywane na sobie, w luznym sparringu, ale bez checi zaklopotania kogokolwiek czy proby dowodzenia wlasnej wyzszosci. Niby przegrywasz, ale chodzilo tylko o poznanie drugiego czlowieka, nie o wygrana. Moze czasem moglbys wygrac, albo nawet walczyc dalej, ale nie chcesz byc "chamem", lamac konwencji... Potem w opowiesciach innych osob moze to nabrac zupelnie innych kolorow.
Moze o wiecej takich historii mozna poprosic? I Twoje odczucia, jesli byles swiadkiem takich starc... Czy proszacy o walke naprawde starali sie wygrac, wierzyli we wlasne zwyciestwo? Jak to wygladalo? Takie opowiesci sa bardzo ciekawe...
Napisano Ponad rok temu
A takie pojedynki to jest folklor. Milusie opowieści z tego wychodzą, ale traktowanie tego jako dowód na cokolwiek, to byłaby przesada.
Niemal w 100% podobnych pojedynków, jakie widziałem, obecny był element kurtuazji lub "zachowania twarzy".
Pisząc o tym wydarzeniu z Japończykiem, zostawiłem chyba na tyle dużo niedopowiedzeń, żeby utrudnić wyciąganie nadmiernych wniosków. O co im właściwie chodziło, kto to właściwie był? Ja byłem od nich w odległości z 10 metrów, i ćwiczyłem. I tylko mimochodem spoglądalem i "podsłuchiwałem". Jakie właściwie były intencje tych Japończyków? Nie rozmawiałem z nimi o tym, nie dopytywałem się. Chiński ich tłumacza też nie był na tyle dobry, żeby być pewnym niuansów. Może po prostu słyszeli o yiquan, i chcieli się trochę zorientować z czym to się je. Może. W każdym bądź razie na zakończenie wizyty dokonali zakupu kaset video braci Yao.
Wyraźnie określiłem to jako 'impresje', żeby nikomu nie przyszło do głowy traktować tego jako próby dowodzenia czegokolwiek. Po prostu ćwiczę sobie, patrzę słucham i opisuję (nawet nie interesowało mnie wgłębianie się i analizowanie szczegółów :-) ), i taka historyjka z tego wychodzi i tyle. Pożywka dla wyobraźni. Układ otwarty.
Różne takie nieformalne pojedynki się ciągle zdarzają.
Konferencja Towarzystwa Yiquan w hotelu Kunlun. Już w zasadzie po konferencji, stoję sobie w holu pod ścianą, a tam tacy goście ze swoim nauczycielem rozmawiają: "widzisz tego dużego cudzoziemca? Jakbyś go pokonał, to zostałbyś sławny". No to ja zdejmuję zegarek, podchodzę, "poprzepychajmy się". A co się będę czaił. Wszyscy się na nas gapią, uczestnicy konferencji + pracownicy hotelu. Zaczynamy swobodne tui shou, sekunda, dwie, a on mówi: "nie, zróbmy krążenia". No dobra, nie bedę go na siłę zmuszał do pojedynku. Trochę pokręciłem z nim łapkami, kroczki do przodu, kroczki do tyłu. Kamery i aparaty w akcji. On w pewnym momencie wycofuje ręce, no to ja też wycofuję, a on nagle robi fa li w powietrzu, mówiąc: "o, jak bym tak zrobił, to by od razu polecial". "Oż ty" - myślę sobie, ale on się odwrócił i się szybko oddala, no to go nie będę gonił, a niech mu tam.
Siedzimy sobie w restauracji Goubuli w takim yazuo na dwa duże okrągłe stoły. Yao, paru innych uczniów jego ojca i drużyna shuai-jiao z mistrzem Chin na czele. Jemy (ach te trepangi!), rozmawiamy (to znaczy Chińczycy rozmawiają, a ja głównie słucham, a TomB nie zna chińskiego, więc się ogranicza do jedzenia), no o czym, o yiquanie i shuai-jiao oczywiście, trochę o boksie. No to jak się ten yiquan sprawdza w praktyce. To jeden z kolegów Yao wstaje. Wstaje ten mistrz Chin w shuai-jiao. Stają tam gdzie jest trochę miejsca między stołami. Kolega Yao obraca zapaśnika wokół pionowej osi i wrzuca na ścianę. Drugi raz całkiem podobnie, jeszcze podbiega i jesze raz popycha, ale zapaśnik go jednocześnie obejmuje i próbuje przyciągnąć, obydwaj wpadają na ścianę. Koniec zabawy. Siadają na swoich miejscach. Zapaśnik mówi: "wy używacie głównie siły skierowanej na zewnątrz, my głównie siły skierowanej do wewnątrz - ściągającej". Pyta Yao, czy może przyjść na zajęcia, trochę więcej się dowiedzieć o yiquan.
Takie pojedynki odbywają się ciągle. Ale bardzo rzadko chodzi o udowodnienie kto jest lepszy, a częściej o poznanie innego sposobu walki, czy sposobu użycia siły charakterystycznego dla jakiegoś stylu. A że ktoś kogoś trafił, czy rzucił, to jest pożywka dla ludowych opowieści :-)
Napisano Ponad rok temu
oni przewaznie pogadaja sobie, cos pomrucza i przewaznie to wyglda jak opisal Haqqax, takie nieudolne tuishou...
kiedys widzialem jak Chinczyk podjechal do mojego kolegi podobnie jak ktos na tej konferencji do Andrzeja i pozniej cos tam mialczyl ze on by mogl wiec mu powiedzialemw twarz co o tym mysle jako ze gosc naprawde byl zalosny i mam jednego smiertelnego wroga wiecej belzebub
ja w ogle nie bardzo rozumiem Chinczykow...
wiekszosc z nich zachowuje sie.... podam przyklad cos takiego zdarza mi sie srednio raz w miesiacu:
cwiczymy w parku Ritan, po 7 wieczorem wiec mnostwo ludzi lazi na spacery itd wiec widza cwiczacych zawsze jacys biali sa wiec podchodza i minimum raz w miesiacy podlatuje jakis "debil" i wrzeszczy na mojego nauczyciela ze jak moze uczyc cudzoziemcow, przeciez to zdrada narodowa, oni nie powinni tego umiec...
moj nauczyciel najpierw zawsze pyta sie czy gosc cos cwiczy i zawsze jest ta sama odpowiedz ze nic bo nie ma czasu
wiec moj nauczyciel kaze mu spadac nie zawracac glowy, czasami dodaje ze zobacz ile chinczykow chce cwiczyc kogo mam uczyc palancie jeden...
w duzych miastach cwiczenie kungfu tradycyjnego nie jest modne bo to nic nie daje, cwiczene nowoczesnego to albo proba zostania ochraniarzem lub walka o punkty do High school lub uniwerek...
tak moi panstwo start w zawodach i zajecie jakiegos tam miejsca daje punkty ktore mozna sobie do punktow z egzaminow koncowych doliczyc i wiekszosc z tych osob to nawet po dostaniu sie na studia przestaje cwiczyc bo po co sie meczyc....
tradycyjni uczniowie nie maja wiec uczniow np. moj nuczyciel uczy stylu Yin tylko dwoch Chinczykow, a ciekawe jest to ze kazdy obcokrajowiec z nim cwiczacy chce sie wlasnie tego stylu Yin uczyc
ostanio umralo paru tradycyjnych mistrzow i zaden nie zostawil ucznia ktory by godnie reprezentowal jego umiejetnosci....
cwiczac w parku to czasami wesole sie bawie jak podchodzi jakis kolejny debil z panienka i zaczyna sie przed nia madrzyc ze moglby mi dokopac wiec jak mam czasami zly dzien to rzucam po chinsku zeby sprobowal i wtedy sie dzieje: gosc spierdala w tempie ekspresowym zostawiajac laske :twisted:
jednego debila to pamietam chcial powtorzyc po mnie jakis ruch i sobie sciegno uszkodzil i go z parku wynosili a tez chcial sie przed laska popisac....
Napisano Ponad rok temu
Takie pojedynki odbywają się ciągle. Ale bardzo rzadko chodzi o udowodnienie kto jest lepszy, a częściej o poznanie innego sposobu walki, czy sposobu użycia siły charakterystycznego dla jakiegoś stylu. A że ktoś kogoś trafił, czy rzucił, to jest pożywka dla ludowych opowieści :-)
Zeby nie bylo - ja nie widze w tym nic zlego. To bardzo fajne, ze mozna np. poprosic mistrza o tuishou i nawet poczatkujacy moze poprobowac swoich sil w luznej atmosferze. I ze 60-letni mistrz nie musi sie obawiac, ze przyjedzie do niego 28-letni byczek i go udusi gdzies w parku, by dowiesc swojej wyzszosci w realnym starciu. Owszem, wazna jest praktycznosc technik (to odroznia wushu od baletu), ale nie zawsze (niestety :-( )mozna wygrywac. Wiec chec dowiedzenia wlasnej wyzszosci zawsze i za wszelka cene jest nieco obciachowa.
Tak mnie po prostu ciekawi, jak w realu wygladaly rozne historie o ktorych sie slyszy z opowiesci. :-)
Dzieki za wyjasnienia.
PS. A tego goscia z hotelu Kunlun moze jeszcze da sie gdzies zdybac, co? Wtedy mozna by wziac odwet za ta sromotna przegrana? ;-)
Użytkownicy przeglądający ten temat: 1
0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych
10 następnych tematów
-
Parter w Weng Chun
- Ponad rok temu
-
Kim jest pan Dan?
- Ponad rok temu
-
Yong Chun - Program Nauczania
- Ponad rok temu
-
Legendy Kung-Fu
- Ponad rok temu
-
Yongchunquan (WC/WT/VT)
- Ponad rok temu
-
Książka o Jow Ga (Chow Gar)
- Ponad rok temu
-
Weng Chun w Chinach
- Ponad rok temu
-
Chi Sim w Australii
- Ponad rok temu
-
kij:)
- Ponad rok temu
-
Jaki styl ćwiczymy.
- Ponad rok temu