Witam!
Piszę po pewnym czasie niebytu i od razu przejdę do sedna bez przydługawego wstępu ;-)
Otóż od ponad pół roku nie trenowałem już karate (Shotokan) - z powodu rozwoju mojej kariery i czasu oraz sił, które musiałem na to poświęcić. Teraz dokonałem już tego, co miałem zaplanowane w tym roku, czas odpoczynku już dobiega końca. A ponieważ dużymi krokami zbliża się Nowy Rok, czas się wziąć za siebie i wrócić do czynnego wypoczynku w pocie i krwi Żeby było skomplikowanie, to zmieniło mi się też miejsce zamieszkania. Dlatego powrót do dotychczasowej formy karate będzie raczej niemożliwy. Aktualnie w miejscowości znajdują się przynajmniej dwa kluby karate (pomijam inne systemy, które średnio mnie interesują) - Kyokushin i Shorin - Ryu.
I tu zaczynają się moje pytania - biorąc pod uwagę moje zdolności i ponad dwa lata spędzone w Shotokanie (ze zdobytym ciężkim treningiem 6 kyu), podejrzewam, że:
1) bliżej mi będzie do Shorin-Ryu pod kątem techniki i treningów. Chyba, że się mylę?
2) z tego, co się zorientowałem, to treningi skupiają się na kata i ich interpretacjach, czy zdarzają się luźne sparringi?
3) w ogóle jak to jest z "przesiadką" na inny styl, choć może nie tak odmienny?
Liczy się dla mnie każda konstruktywna opinia. Dodam, że nie mam aspiracji startować w żadnych zawodach, choć bardzo sobie cenię sparringi i fajnie, gdyby one były w tej formie. Nie chciałbym wchodzić w coś, co jest zupełnie odmienne od Shotokanu, bo chcę pozostać przy wyuczonych już odruchach lub im podobnych, dlatego niezbyt jestem za Kyokushinem... Myślałem też o Kravce, ale to jako ostateczność już. Ktoś pomoże?
Pozdrowienia
- Forum-kulturystyka.pl
- → Przeglądanie profilu: Tematy: budo_smarekxy
Statystyki
- Grupa: Użytkownik
- Całość postów: 112
- Odwiedzin: 515
- Wiek: Wiek nie został ustalony
- Urodziny: Data urodzin nie została podana
-
Płeć
Nie podano
-
Zainteresowania
Karate
0
Neutralna
Narzędzia użytkownika
Znajomi
budo_smarekxy nie posiada znajomych
Moje tematy
Przesiadka z Shotokan na Shorin-Ryu...?
Ponad rok temu
Sztuka Walki czy Sztuka dla Sztuki...?
Ponad rok temu
Witam!
Przychodzi czasme taki dzień, że mnie ponosi. W sensie - mentalnie :roll: Moje myślenie zbacza na czasem nie do końca znane mi tory i nachodzą mnie pytania, na które chciałbym poznać odpowiedzi... Pewnie jak większość z Was.
Do rzeczy - poczytałem sobie kiedyś artykuły, które DeathWish ma w swojej stopce /podpisy/. Przypomniałem sobie, co myślałem o Karate i innych SW jak byłem dzieckiem. I skonfrontowałem to z otaczającą rzeczywistością. Wyszło mi, że rzeczywistość przegrała.
Co to jest właściwie to Kara-Te dzisiaj? Co ONO nam oferuje? Albo inaczej - ile z niego chcemy brać...?
Zawsze mi się wydawało, że gdy ktoś trenuje jakąś SW wystarczająco długo, z odpowiednią intensywnością i przykładając się do tego, jest w stanie pokonać każdego przeciwnika na swoim lub mniejszym poziomie. I pewnie tak jest. W większości. Tylko jak to wygląda w rzeczywistości? Weźmy na to - stoimy sami na dworcu w nocy, podchodzi dwóch typów i zaczyna się wpier**l. Załóżmy, że byli gorsi, niż my (w końcu mamy ten zielony/niebieski/brązowy/czarny pas [dla każdego coś miłego], lata treningu i sprawność goryla) i dostali po tyłku. Leżą. Fajnie - udało nam się obronić, jesteśmy z siebie dumni i bladzi. To nic, że trwało to ze 2-3 minuty, w końcu musieliśmy zastosować kombinację soto-uke + sanbon-tsuki + mae-geri chudan + mawashi-geri jodan na jednym gościu (leży), potem gedan-barai i uchi-uke (drugi był sprytniejszy) + kizami-tsuki + gyaku-tsuki + mawashi-tsuki + yoko- geri i gość padł. W takzwanym międzyczasie ten pierwszy się pozbierał, dlatego niesieni zwycięstwami jedziemy na nim kombinacje rozmaitych uke+tsuki+geri+tsuki+geri+geri+tsuki+geri-geri-geri... i w końcu padł. Walka wygrana. To nic, że potrzebowałiśmy kilku minut, masy energii i dużo szczęścia. Ale przecież to, co trenowaliśmy z kolegami, właśnie zadziałało!
No właśnie - trenujemy przez lata różne techniki plus ich kombinacje, trenujemy reakcję i szybkość, szczególnie zawodnicy - masa technik w krótkim czasie.
I tu przechodzimy do merituum sprawy (to wcześniej to była gra wstępna ;-) ):
A gdzie w tym wszystkim KOBUDO? Przecież SW były tworzone, praktykowane i przekazywane dalej, jako umiejętności do... zabijania? Szybkiego, prymitywnego obezwładnienia? Gdzie to się zatraciło...?
Szkół Karate jest cała masa, praktyka w nich z jednej strony jest podobna, z drugiej różnią się czasami diametralnie! Zawodnicy - szkoleni przez trenerów (bo to chyba już nie do końca Sensei...), którzy nastawieni są TYLKO na wyniki i zdobywanie medali/pucharów/tytułów. Trening mają intensywny, ale zgodnie z zasadami - NO-KONTACT; SEMI-KONTACT; FULL-KONTACT ale bez ciosów na głowę... Czyli to, o czym rozpisywaliśmy się na tym Vortalu przez lata - skuteczni bardziej lub mniej w sytuacji zagrożenia.
Inaczej - samoobrona w Karate, podobnie jak wyżej, temat wałkowany wzdłuż i wszerz. Niektórzy ćwiczą, bo wierzą w zabijanie jednym ciosem, że mają takie mocne pizgnięcie, że głowę od razu urywa, że ich "mawaha" jest jak błyskawica szybka i jak młot Thora potężna...
No i wychodzi, że moje jest mojsze, styl taki-a-sraki jest lepszy, że walczy człowiek, nie styl, itepe, itede... Wiele wątków z jednego tematu.
A gdyby tak spytać - gdzie się podziały techniki, powszechnie uznawane za niebezpieczne? Czy dalej praktykuje się uderzeniea w tzw. punkty witalne? Jeśli tak, to gdzie? A może to są techniki tylko-dla-czarnych-pasów, żeby młodsi nie zrobili sobie nawzajem krzywdy? Czyżby nasze Karate [europejskie] było aż tak inne od okinawskiego? A może w przebiegu lat i rozwoju różnych broni, gdzieś zatraciły się te techniki...?
Nie piszę tego absolutnie złośliwie - Boże broń! - po prostu naszły mnie takie refleksje. Czemu wszyscy trenujemy siłę, technikę, kombinacje, skoro z reguły to razem nie daje wyraźnego efektu obezwładnienia po kilku ciosach? Wiem, wiem, potencjalni agresorzy też coś ćwiczą, dlatego umieją się też bronić przed naszymi technikami...
Ale czy tak było wcześniej? Czy kiedyś (100-200 lat temu?) Karate nie wyglądało podobnie do np. Kendo - stoi dwóch gości z mieczami. Podchodzą do siebie ostrożnie. I nagle - CHLAST! - jeden wykonał trzy techniki, jego przeciwnik - tylko dwie. Bo trzeciej nie zdążył wykonać. I padł, przecięty przez staw barkowy po skosie ku dołowi aż do stawu biodrowego po przeciwnej stronie, flaki mu wypłynęły. I po walce.
Czy ktoś - podobnie jak ja - uważa, że tak mogło wyglądać Karate w swojej wczesnej formie? Stoi dwóch gości - SZAST-PRAST - 3 techniki i jeden padł ze zmiażdżoną krtanią, albo jajami wbitymi do brzucha... Jeśli tak, to dlaczego tego się tak nie uczy teraz? Że niby w momencie wędrowania na zachód straciło część swoich technik? No przecież mamy taką medycynę, tyle opracować o anataomii i fizjologii człowieka dostępnych nawet w internecie, że odtworzenie ich byłoby mozliwe z jednoczesnym unowocześnieniem... A może ludzie zachodu boją się ich [technik] jako źródła potencjalnych problemów, bo mógłby się ich nauczyć jakiś zbok z fobią wobec sąsiada i zrobić mu krzywdę? Ale w tym wypadku dostęp do noży/innego żelastwa lub broni palnej jest dużo bardziej praktyczny...
Więc co się stało?
A może ja się mylę - bo wielu rzeczy jednak nie wiem - i takie techniki istnieją i są praktykowane? Przekazywane dalej? Jest jeszcze TAKIE Kara-Te?
Na koniec przykład - zasłyszany od kuzyna - do faceta średniej postury wystartował "dres" z odpowiednią jak na agresora wagą, żeby mu wpierd***ć za zajechanie drogi autem. W momencie jak podszedł na odpowiedni dystans z miną kota-srającego-na-pustyni, dostał jednego strzała /popularny prawy prosty/ w krtań. I było po walce. Żeby było fajniej - broniący się nie ćwiczył karate, chyba niczego oprócz ogólnej sprawności (bieganie, pływanie, rower). Czyżby jego "pusta ręka" była lepsza niż system z wieloletnim stażem? Czy może myśmy zrobili się "pussy-karate-showboys"?
Niniejszy wywód jest wytworem mojej chorej wyobraźni. Nie musisz się z nim zgadzać, ale możesz wydać swoją opinię...
Pozdr!
Przychodzi czasme taki dzień, że mnie ponosi. W sensie - mentalnie :roll: Moje myślenie zbacza na czasem nie do końca znane mi tory i nachodzą mnie pytania, na które chciałbym poznać odpowiedzi... Pewnie jak większość z Was.
Do rzeczy - poczytałem sobie kiedyś artykuły, które DeathWish ma w swojej stopce /podpisy/. Przypomniałem sobie, co myślałem o Karate i innych SW jak byłem dzieckiem. I skonfrontowałem to z otaczającą rzeczywistością. Wyszło mi, że rzeczywistość przegrała.
Co to jest właściwie to Kara-Te dzisiaj? Co ONO nam oferuje? Albo inaczej - ile z niego chcemy brać...?
Zawsze mi się wydawało, że gdy ktoś trenuje jakąś SW wystarczająco długo, z odpowiednią intensywnością i przykładając się do tego, jest w stanie pokonać każdego przeciwnika na swoim lub mniejszym poziomie. I pewnie tak jest. W większości. Tylko jak to wygląda w rzeczywistości? Weźmy na to - stoimy sami na dworcu w nocy, podchodzi dwóch typów i zaczyna się wpier**l. Załóżmy, że byli gorsi, niż my (w końcu mamy ten zielony/niebieski/brązowy/czarny pas [dla każdego coś miłego], lata treningu i sprawność goryla) i dostali po tyłku. Leżą. Fajnie - udało nam się obronić, jesteśmy z siebie dumni i bladzi. To nic, że trwało to ze 2-3 minuty, w końcu musieliśmy zastosować kombinację soto-uke + sanbon-tsuki + mae-geri chudan + mawashi-geri jodan na jednym gościu (leży), potem gedan-barai i uchi-uke (drugi był sprytniejszy) + kizami-tsuki + gyaku-tsuki + mawashi-tsuki + yoko- geri i gość padł. W takzwanym międzyczasie ten pierwszy się pozbierał, dlatego niesieni zwycięstwami jedziemy na nim kombinacje rozmaitych uke+tsuki+geri+tsuki+geri+geri+tsuki+geri-geri-geri... i w końcu padł. Walka wygrana. To nic, że potrzebowałiśmy kilku minut, masy energii i dużo szczęścia. Ale przecież to, co trenowaliśmy z kolegami, właśnie zadziałało!
No właśnie - trenujemy przez lata różne techniki plus ich kombinacje, trenujemy reakcję i szybkość, szczególnie zawodnicy - masa technik w krótkim czasie.
I tu przechodzimy do merituum sprawy (to wcześniej to była gra wstępna ;-) ):
A gdzie w tym wszystkim KOBUDO? Przecież SW były tworzone, praktykowane i przekazywane dalej, jako umiejętności do... zabijania? Szybkiego, prymitywnego obezwładnienia? Gdzie to się zatraciło...?
Szkół Karate jest cała masa, praktyka w nich z jednej strony jest podobna, z drugiej różnią się czasami diametralnie! Zawodnicy - szkoleni przez trenerów (bo to chyba już nie do końca Sensei...), którzy nastawieni są TYLKO na wyniki i zdobywanie medali/pucharów/tytułów. Trening mają intensywny, ale zgodnie z zasadami - NO-KONTACT; SEMI-KONTACT; FULL-KONTACT ale bez ciosów na głowę... Czyli to, o czym rozpisywaliśmy się na tym Vortalu przez lata - skuteczni bardziej lub mniej w sytuacji zagrożenia.
Inaczej - samoobrona w Karate, podobnie jak wyżej, temat wałkowany wzdłuż i wszerz. Niektórzy ćwiczą, bo wierzą w zabijanie jednym ciosem, że mają takie mocne pizgnięcie, że głowę od razu urywa, że ich "mawaha" jest jak błyskawica szybka i jak młot Thora potężna...
No i wychodzi, że moje jest mojsze, styl taki-a-sraki jest lepszy, że walczy człowiek, nie styl, itepe, itede... Wiele wątków z jednego tematu.
A gdyby tak spytać - gdzie się podziały techniki, powszechnie uznawane za niebezpieczne? Czy dalej praktykuje się uderzeniea w tzw. punkty witalne? Jeśli tak, to gdzie? A może to są techniki tylko-dla-czarnych-pasów, żeby młodsi nie zrobili sobie nawzajem krzywdy? Czyżby nasze Karate [europejskie] było aż tak inne od okinawskiego? A może w przebiegu lat i rozwoju różnych broni, gdzieś zatraciły się te techniki...?
Nie piszę tego absolutnie złośliwie - Boże broń! - po prostu naszły mnie takie refleksje. Czemu wszyscy trenujemy siłę, technikę, kombinacje, skoro z reguły to razem nie daje wyraźnego efektu obezwładnienia po kilku ciosach? Wiem, wiem, potencjalni agresorzy też coś ćwiczą, dlatego umieją się też bronić przed naszymi technikami...
Ale czy tak było wcześniej? Czy kiedyś (100-200 lat temu?) Karate nie wyglądało podobnie do np. Kendo - stoi dwóch gości z mieczami. Podchodzą do siebie ostrożnie. I nagle - CHLAST! - jeden wykonał trzy techniki, jego przeciwnik - tylko dwie. Bo trzeciej nie zdążył wykonać. I padł, przecięty przez staw barkowy po skosie ku dołowi aż do stawu biodrowego po przeciwnej stronie, flaki mu wypłynęły. I po walce.
Czy ktoś - podobnie jak ja - uważa, że tak mogło wyglądać Karate w swojej wczesnej formie? Stoi dwóch gości - SZAST-PRAST - 3 techniki i jeden padł ze zmiażdżoną krtanią, albo jajami wbitymi do brzucha... Jeśli tak, to dlaczego tego się tak nie uczy teraz? Że niby w momencie wędrowania na zachód straciło część swoich technik? No przecież mamy taką medycynę, tyle opracować o anataomii i fizjologii człowieka dostępnych nawet w internecie, że odtworzenie ich byłoby mozliwe z jednoczesnym unowocześnieniem... A może ludzie zachodu boją się ich [technik] jako źródła potencjalnych problemów, bo mógłby się ich nauczyć jakiś zbok z fobią wobec sąsiada i zrobić mu krzywdę? Ale w tym wypadku dostęp do noży/innego żelastwa lub broni palnej jest dużo bardziej praktyczny...
Więc co się stało?
A może ja się mylę - bo wielu rzeczy jednak nie wiem - i takie techniki istnieją i są praktykowane? Przekazywane dalej? Jest jeszcze TAKIE Kara-Te?
Na koniec przykład - zasłyszany od kuzyna - do faceta średniej postury wystartował "dres" z odpowiednią jak na agresora wagą, żeby mu wpierd***ć za zajechanie drogi autem. W momencie jak podszedł na odpowiedni dystans z miną kota-srającego-na-pustyni, dostał jednego strzała /popularny prawy prosty/ w krtań. I było po walce. Żeby było fajniej - broniący się nie ćwiczył karate, chyba niczego oprócz ogólnej sprawności (bieganie, pływanie, rower). Czyżby jego "pusta ręka" była lepsza niż system z wieloletnim stażem? Czy może myśmy zrobili się "pussy-karate-showboys"?
Niniejszy wywód jest wytworem mojej chorej wyobraźni. Nie musisz się z nim zgadzać, ale możesz wydać swoją opinię...
Pozdr!
świetna motywacja+ super ludzie+ kupa samozadowolenia
Ponad rok temu
Witam!
Założyłem nowy temat, ażeby podzielić się z Wami moimi spostrzeżeniami z poprzedniego dnia, kiedy to po raz pierwszy zawitałem gościnnie do innego klubu Shotokan. Do tej pory trenowałem sobie spokojnie, w miarę moich możliwości i dając z siebie wszystko, ale pomału tracąc motywację do działania, czasami nawet czując niechęć przed kolejnym treningiem... Wszystko dlatego, że od ponad 1,5 roku nie zdawałem żadnego egzaminu, więc nie miałem styczności z kimś, kto by mi powiedział, czy robię jakieś postępy... Wydawało mi się, ze mimo systematycznego treningu, stoję w miejscu, zresztą sam nie miałem do kogo się przyrównać, ponieważ przez wiele miesięcy jestem najstarszym ćwiczącym w grupie, nie było nikogo powyżej 18 lat. Więc nie miałem pojęcia o swojej kodycji, technice i ew brakach.
I w tej właśnie sytuacji skorzystałem z możliwości i poszedłem do klubu Shotokanu w Stolicy, po pierwsze żeby poprawić swoją kondycję, po wtóre żeby za kilka- kilkanaście dni podejść do egzaminu (trochę głupio ćwiczyć ponad 2 lata z żółtym pasem :roll: ).
I tu pojawiło się DUŻE zaskoczenie! Na dodatek miłe - okazało się, że pod względem kondycji spokojnie daję radę cały trening. BA! - nawet mam lepszą, niż niejeden sempai z pomarańczowym/zielonym pasem (nawet młodsi odpadali, kiedy ja nie miałem dość)! Do tego technika - miałem wrażenie, że moja jest jakby bardziej...ostra...? Dokładniejsza? Mniej przyruchów, dłuższa i niższa pozycja, szybkość podobna, ale większa pewność siebie
Okazało się też, że wszyscy przyjęli mnie bardzo ciepło, szczególnie czarne pasy (2-2-3 Dan), którzy chętnie pomagali, pokazywali słabe punkty, porozmawiali ze mną po treningu - naprawdę nie spodziewałem się takiego koleżeństwa.
Poza tym w jednej z rozmów dowiedziałem się o historii życia jednego Sensei, który powrócił do karate po 18 latach przerwy z powodów zdrowotnych, po których mało kto byłby w stanie ćwiczyć, a część mogłaby nawet mieć problemy z poruszaniem! Mimo to powrócił on do treningów i po 8 latach doszedł od białego pasa do 2 Dana. Naprawdę poczułem szacun dla niego poklon
EGRO: wystarczyła mi lekko ponad godzina, aby móc zweryfikować swoje umiejętności i po raz pierwszy od 2 lat być z siebie naprawdę zadowolonym. Udało mi się poznać świetnych ludzi i zdobyć kupę motywacji do dalszego działania, bo po raz pierwszy okazało się, że moja praca dała duże efekty
NIE PISZĘ TEGO, żeby się chwalić na forum (Nie daj Boże!!!), ale dlatego, że może ktoś - tak jak ja - ma podobne "problemy", nie czuje chęci do treningów, albo brak mu motywacji do działania - może ktoś podobnie jak ja, wybierze się do innego klubu, żeby zweryfikować swoje umiejętności (Polecam, nawet, jak wyjdzie gorzej - wtedy będzie wiadomo, nad czym pracować).
Piszę szczególnie do młodszych adeptów Karate - nie warto się poddawać - przeciwnie, trzeba się starać, nawet amatorsko! Bo efekty mogą być naprawdę zadowalające
No i zapraszam do dyskusji, wyrażania opinii i poglądów - może komuś się przyda, choć temat pewnie wiele razy przewałkowany...
Założyłem nowy temat, ażeby podzielić się z Wami moimi spostrzeżeniami z poprzedniego dnia, kiedy to po raz pierwszy zawitałem gościnnie do innego klubu Shotokan. Do tej pory trenowałem sobie spokojnie, w miarę moich możliwości i dając z siebie wszystko, ale pomału tracąc motywację do działania, czasami nawet czując niechęć przed kolejnym treningiem... Wszystko dlatego, że od ponad 1,5 roku nie zdawałem żadnego egzaminu, więc nie miałem styczności z kimś, kto by mi powiedział, czy robię jakieś postępy... Wydawało mi się, ze mimo systematycznego treningu, stoję w miejscu, zresztą sam nie miałem do kogo się przyrównać, ponieważ przez wiele miesięcy jestem najstarszym ćwiczącym w grupie, nie było nikogo powyżej 18 lat. Więc nie miałem pojęcia o swojej kodycji, technice i ew brakach.
I w tej właśnie sytuacji skorzystałem z możliwości i poszedłem do klubu Shotokanu w Stolicy, po pierwsze żeby poprawić swoją kondycję, po wtóre żeby za kilka- kilkanaście dni podejść do egzaminu (trochę głupio ćwiczyć ponad 2 lata z żółtym pasem :roll: ).
I tu pojawiło się DUŻE zaskoczenie! Na dodatek miłe - okazało się, że pod względem kondycji spokojnie daję radę cały trening. BA! - nawet mam lepszą, niż niejeden sempai z pomarańczowym/zielonym pasem (nawet młodsi odpadali, kiedy ja nie miałem dość)! Do tego technika - miałem wrażenie, że moja jest jakby bardziej...ostra...? Dokładniejsza? Mniej przyruchów, dłuższa i niższa pozycja, szybkość podobna, ale większa pewność siebie
Okazało się też, że wszyscy przyjęli mnie bardzo ciepło, szczególnie czarne pasy (2-2-3 Dan), którzy chętnie pomagali, pokazywali słabe punkty, porozmawiali ze mną po treningu - naprawdę nie spodziewałem się takiego koleżeństwa.
Poza tym w jednej z rozmów dowiedziałem się o historii życia jednego Sensei, który powrócił do karate po 18 latach przerwy z powodów zdrowotnych, po których mało kto byłby w stanie ćwiczyć, a część mogłaby nawet mieć problemy z poruszaniem! Mimo to powrócił on do treningów i po 8 latach doszedł od białego pasa do 2 Dana. Naprawdę poczułem szacun dla niego poklon
EGRO: wystarczyła mi lekko ponad godzina, aby móc zweryfikować swoje umiejętności i po raz pierwszy od 2 lat być z siebie naprawdę zadowolonym. Udało mi się poznać świetnych ludzi i zdobyć kupę motywacji do dalszego działania, bo po raz pierwszy okazało się, że moja praca dała duże efekty
NIE PISZĘ TEGO, żeby się chwalić na forum (Nie daj Boże!!!), ale dlatego, że może ktoś - tak jak ja - ma podobne "problemy", nie czuje chęci do treningów, albo brak mu motywacji do działania - może ktoś podobnie jak ja, wybierze się do innego klubu, żeby zweryfikować swoje umiejętności (Polecam, nawet, jak wyjdzie gorzej - wtedy będzie wiadomo, nad czym pracować).
Piszę szczególnie do młodszych adeptów Karate - nie warto się poddawać - przeciwnie, trzeba się starać, nawet amatorsko! Bo efekty mogą być naprawdę zadowalające
No i zapraszam do dyskusji, wyrażania opinii i poglądów - może komuś się przyda, choć temat pewnie wiele razy przewałkowany...
-
Jakie feromony moglibyście polecić?
- 2 tygodni temu
-
Tabletki Penilarge
- Miesiąc temu
-
Brak ochoty na seks po treningu
- Miesiąc temu
-
Witam wszystkich
- Miesiąc temu
-
Meltamin - Odchudzanie
- Miesiąc temu
-
Suplementy Zdrowia i Urody
- 2 miesiące temu
-
Suplementy Zdrowia i Urody
- 2 miesiące temu
-
Nicotinon - Pozbywanie sie Palenia
- 2 miesiące temu
-
Zdalna księgowość dla małej firmy.
- 4 miesiące temu
-
Najlepsza kawa w Olsztynie - gdzie?
- 4 miesiące temu